Urbaniści, urbanofobi, urbanofile… i inni

Wydawnictwo Części Proste
6 min readJan 4, 2019

--

Publikujemy – zgodnie z zapowiedzią – kolejny felieton Mieczysława Limanowskiego poświęcony problemom urbanistycznego rozwoju Wilna, ale jednocześnie odsyłamy zainteresowanych historią urbanistyki do opublikowanego w tym samym numerze i na tej samej stronie tekstu inż. arch. Kazimierza Biszewskiego. Prawdę mówiąc, on wydał się nam jeszcze ciekawszy. I nie ma to nic wspólnego z lokalnym patriotyzmem wrzeszczan.

M.O. i A.R.

Wilno, widok na miasto z katedrą i Górą Zamkową, przed 1937 (domena publiczna, ze zbiorów Polony)

Mieczysław Limanowski W Wilnie ma teraz głos urbanistyka

II. W pogoni za urbanistą

Pierwodruk: „Słowo” 1937, nr 109, s. 6 (źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa, domena publiczna, data dostępu: 26 października 2018).

Głową naszego miasta jest dr Maleszewski[1]. Mamy dla niego ogromny szacunek. Jest to człowiek prawy do szpiku kości i po uszy, jak my wszyscy, zakochany w Wilnie.

Niebo dało mu szczęśliwą rękę, skoro aglomeracja zaułków, nieprawdopodobnie zagęszczonych i zaludnionych bloków na dnie głębokiego amfiteatru, w którym przecież leży miasto, nie zalewa nas morzem chorób, które mogą i nawet muszą się w murach naszych gnieździć, skoro jest bieda i nędza, jakiej nie ma drugie miasto w Polsce. Pamiętać trzeba, że w centrum miasta jest dawne getto żydowskie, wśród ogólnej biedy i nędzy skupienie jeszcze większej pauperyzacji. W rzeczach tyczących się higieny, zdrowia prezydent Maleszewski jest specem.

Urbanistyka nowoczesna idzie w parze ze światłem, ze słońcem, z czystą wodą, z kwiatami. Dr Maleszewski czyż mógłby być dla niej obojętny?

W miastach starych stanowi urbanistyka inwestycję, która się turystycznie opłaca. Wilno uporządkowane, po europejsku podane bez zatracenia własnego oblicza, Wilno pozostające Wilnem, nikogo niemałpujące, może być źródłem dochodu w tej nowoczesności, gdy wszędzie są fabryki, koszary, a rzeczy z przeszłości stanowią kuriozum.

Stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego, po Krakowie druga stolica w Polsce, zarazem rywalka Moskwy, przez długi czas krzyżująca Moskwie drogi nad Morzem Czarnym, jest nie tylko aglomeratem zabytków, ale, mając piękną rzekę, to jest Wilię, wzgórza dokoła z dodatkiem przełomu Wilenki, krajobraz morenowy, jeziora, zandry, ozy, miastem, w którym łatwo jest wrócić każdemu do spokoju.

Wilno, 1937 (domena publiczna, ze zbiorów Polony)

Urbanistyka zatem – jak wiedział świetnie dr Maleszewski – nie jest luksusem dla miasta, wylęgarnią sztucznych ananasów. Jest ona fundamentalną rzeczą dla Wilna, jednym ze źródeł wydobycia się z całej nowoczesnej poniewierki, do której stolica Polskę strąca, rozpychając się jak może i ogołacając prowincję, to jest dawne dzielnice, ze wszystkiego, co tylko ma wartość, już nie tylko w ludziach, ale nawet w sztuce, exemplum: Kraków, obrazy augustianów. Miasta te, pełne apetytu, egoistyczne, wszystko jedno jak się nazywają, Warszawa, Sofia, Rzym, Belgrad, Paryż, Bukareszt, mając pieniądze, małpują siebie nawzajem, rozpierając się pełne pychy, nie zdając sobie sprawy, że dzieje się to kosztem innych centrów, które, nie znajdując się przy żłobie, muszą wreszcie chorować z upustu krwi i z kolei przez to być przyczyną dookoła siebie jałowości, która się wreszcie jednego dnia pomścić będzie musiała na całości, to jest na państwie, jeśli państwo nie będzie na to baczyło, aby była równowaga między stolicą a tą resztą, z którą związana jest jak z paletą wielka obfitość kolorów i regionalnych bogactw.

Gdzież jednak znaleźć urbanistę, skoro tych urbanistów w Polsce policzyć można na palcach i skoro już każdy po same uszy siedzi albo w Warszawie, albo we Lwowie lub Krakowie, albo nawet w Łodzi, w Toruniu, Białymstoku?

W dodatku gdzież pieniądze? Biuro urbanistyczne – czyż to nie zespół architektów, więc twórczość, szukanie, studiowanie, eksperymentowanie? Na Rossie była zbrodnia, przewracanie samego terenu i całej przeszłości do góry nogami. Rozumiemy, że urbanistyka z prawdziwego zdarzenia, więc pozbawiona fałszywej ambicji, jest przede wszystkim uporządkowaniem, harmonizowaniem, dobywaniem dyscypliny ze wszystkiego, na co tylko się oko natknie w mieście.

Plan miasta Wilna, Nakładem Drukarni i Księgarni Józefa Zawadzkiego, Wilno 1937 (domena publiczna, ze zbiorów Polony)

Urbanistyczna rewolucja nasza przyśpieszyła nagle rzeczy, które już prezydent Maleszewski obracał w swych myślach. Rewolucja ta była kryształkiem soli, który wpadł do roztworu czekającego na rodzenie się wielkich kryształów. Prezydent jednak na nalegania nasze, co będzie z urbanizmem, zachowywał się konspiracyjnie. Nie chciał powiedzieć, kogo angażuje. Dawał nam do zrozumienia, że nie wypuści tej sprawy ze swych rąk i że prosi, aby mu zawierzyć. Mówił nam tylko, że urbanistę jednego upatrzył, że ma go na oku, że tylko czeka na pewne koniunktury, aby ze wszystkim skończyć.

Widać było, że nie chce zrobić gafy i że zanim nie upewni się w swoim wyborze, nie piśnie, kto zacz i skąd… Przestawał przecież Maleszewski tyle razy z Ruszczycem[2]. W radzie miejskiej ileż najdelikatniejszych pociągnięć zawdzięczało miasto wielkiemu artyście, dla którego wszystkim była tylko rzecz sama, nigdy jego osoba. Prezydent Maleszewski, szukając urbanisty, miał oczy otwarte jak trzeba i zdawaliśmy sobie sprawę, że stojąc twardo przy swoim zdaniu, widocznie ma instynkt.

Były właściwie dwa pomysły. Jeden społeczny, urodzony w komisji urbanistycznej, zgromadzeniu ad hoc, które z każdym dniem coraz więcej się fortyfikowało, a drugi właśnie w magistracie, jak powiedzieliśmy, w umyśle prezydenta, czyli gospodarza.

Pierwszy uważał, że wobec suszy na urbanistów, ryzyka wzięcia obcego człowieka, nieznającego Wilna, lepiej będzie ograniczyć się do tego, co już mamy w domu. Przecież ten lub ów z architektów mógł w zespole wileńskim, skoro wszyscy zechcieliby mu pomóc, drogą wprost – aby tak powiedzieć – selekcji, wziąć na siebie zadanie, którego właśnie wymagało miasto.

Drugi, ten, który przedstawiała głowa miasta, uważał, że lepiej wziąć gotowego urbanistę, pełnego doświadczenia i niepotrzebującego trwonić nadmiernie czasu i pieniędzy na eksperymentowanie takie, na jakie absolutnie pozwolić sobie nie może Wilno. Dlaczegóżby miał ten przybysz nie przywiązać się do Wilna, skoro Wilno ma cudotwórczą wprost zdolność zdobywania duszy i skoro jest możliwa współpraca, jeśli tylko zechce być dobra wola?

Dwa poglądy stanęły naprzeciwko siebie.

Rzecz zaczęła się nawet trochę ślinić. Faktem jest, że kanalarsko-drogowe biuro nie chciało zrezygnować ze swoich urbanistycznych pomysłów i że z dniem każdym zaostrzała się sytuacja. Po mieście zaczęła nawet chodzić monstrualna wieść o projektowanej autostradzie z Rossy przez ogrody misjonarskie nad Wilenkę. Na jednym z posiedzeń w magistracie pokazał nam nawet inżynier Jensz[3] taki plan. Nie zrezygnowano zatem z rycia na Rossie i zamierzano dewastować stok w dół w kierunku Safianik[4]. Pojawiły się też projekty zasklepienia Wilenki.

Genius loci Wilna, anioł stróż tego miasta, wdał się widocznie w całą sprawę, gdyż nagle, jak makiem zasiał, uspokoiło się wszystko i ucichło.

Prezydent dr Maleszewski oświadczył nam w imieniu miasta: urbanista, profesor Gutt[5] z Warszawy, podpisał umowę z nami.

Widok na domy biedoty przy ul. Praczkarskiej (część dzielnicy Safianiki), 1935 (domena publiczna, ze zbiorów NAC)

[1] Wiktor Maleszewski (1883–1941) – lekarz, w latach 1932–1939 prezydent Wilna.

[2] Ferdynand Ruszczyc (1870–1936) – malarz, grafik, pedagog, wieloletni dziekan Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Z jego inicjatywy powołano tam Zakład Architektury. W latach 1919–1927 pełnił funkcję radnego Wilna. Był współzałożycielem Towarzystwa Miłośników Wilna (1919). Częściowo sparaliżowany w 1932 roku, w 1935 powrócił do rodzinnego Bohdanowa, gdzie rok później zmarł. Na temat znaczenia Ferdynanda Ruszczyca dla estetyki Wilna zob. na przykład Cezary Szymaniuk, „Jeżeli Paryż wart mszy – Wilno warte jest życia”. Ferdynand Ruszczyc, „Anake” 2005, nr 3 (44), s. 3–8 (także on-line; data dostępu: 26 października 2018).

[3] Karol Henryk Jensz (1884–1955) – inżynier, w latach 1931–1939 wiceprezydent Wilna do spraw technicznych.

[4] Safianiki – jedna z biedniejszych ulic (i dzielnic) Wilna, położona w pobliżu Wilejki, ciesząca się dość złą sławą. Między innymi o tych miejscach Czesław Miłosz wspominał w zbiorze Zaczynając od moich ulic(Paryż 1985).

[5] Romuald Gutt (1888–1974) – architekt, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Politechniki Warszawskiej. Pierwotnie jego projekty charakteryzowały się cechami „stylu dworkowego” (między innymi pawilon polski na wystawę w Rzymie w 1910 roku, zabudowa Żoliborza z pl. Słonecznym z lat 1922–1925). Od 1926 roku rozpoczyna się okres modernistyczny jego twórczości, charakteryzujący się między innymi wykorzystaniem odsłoniętych cegieł i elementów konstrukcyjnych budynków, stosowaniem dużych przeszkleń. Pierwsza modernistyczna realizacja Gutta to budynek Szkoły Nauk Politycznych w Warszawie (1926–1931); emblematyczny dla poglądów architekta i jego stylu był, zaprojektowany dla samego siebie, dom przy ul. Hoene-Wrońskiego w Warszawie. Gutt opracowywał też plany urbanistyczne, między innymi dla Sochaczewa (1916). Z Biurem Urbanistycznym Wilna współpracował od 1937 roku.

Więcej na temat Romualda Gutta zob. culture.pl oraz sztuka-architektury.pl (data dostępu: 26 października 2018).

Opracowały Roksana Blech i Małgorzata Ogonowska

--

--