Ucieczka z Cynnei 2: Żołnierz i medyk [T — 6h44m]

Grzegorz Olifirowicz
4 min readAug 4, 2022

--

Zespół astralonautów czekał na końcową odprawę na sali ćwiczeniowej. Miejsce nieco zaskakujące, ale po tygodniach przygotowań, poznawania coraz dziwniejszych i coraz bardziej tajemniczych sposobów działania organizacji, Leilani nawet nie zastanawiała się dlaczego akurat tu każą im się spotkać.

Obok niej siedzieli już Amarant i Elanor. On, jak zwykle huśtał się na krzesełku, ona siedziała prosto z dłońmi na kolanach. Czekali tylko na dowódcę wyprawy Faedorra oraz na Vamira, dyrektora misji.

Nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy, Amarant zagaił:

- Ej, dziewczyny. Wiecie, że machnąłem sobie dziarę? Na pamiątkę po tej misji.

Leilani tylko westchnęła. No tak, oto i cały Amarant. Najlepszy i zarazem najmłodszy wojownik po tej stronie świata. Ile on miał właściwie lat? Sto osiemdziesiąt? Dziecko.

- Pokazać Wam? Pokażę, bo nie uwierzycie. Kosztował fortunę, ale że cała misja opiera się na magii ontologicznej, to poprosiłem, żeby mi na plecach facet wydziarał ontologia. W staroelfickim! Czad, nie?

Mówiąc to, Amarant zdjął koszulkę i pokazał towarzyszkom umięśnione plecy, napinając przy tym barki. Rzeczywiście, był tam szeroki, stylizowany napis, który głosił…

- Ej, Amarant, ale tu nie jest napisane ontologia.

- Jak to nie? Co ty gadasz Lei?

- No tak. Miałam lekcje staroelfickiego na studiach. Umiem czytać. To nie jest ontologia.

- A co niby tam jest napisane?

- Ortodonta.

- Co!? Jaja sobie robisz? El, weź powiedz, że sobie jaja robi.

- Nie ma powodu, by jej nie wierzyć, Amarant — odpowiedziała powstrzymując śmiech Elanor. — Trudno, będziesz musiał żyć z tym brzemieniem do końca życia.

- Jak to do końca?! Nie! Co wy gadacie? Nie!

Zabawną sytuację przerwał stukot butów. Na salę weszli Vamir oraz Faedorr. Trójka astralonautów szybko stanęła na baczność i zasalutowała. Kapitan, ku zaskoczeniu chyba wszystkich, nie zwolnił ich że stania na baczność. Zamiast tego, zapowiedział krótko ważne ogłoszenie jakie miał dla wszystkich Vamir.

- Uruchomiliśmy generator magii. Pełna moc. Już powinniście być podpięci. — oznajmił dyrektor.

- I jesteśmy tu, żeby spróbować, na co nas będzie stać z taką mocą — dodał kapitan. — Amarant, skoro już jesteś roznegliżowany, może spróbujesz pierwszy, hm? Zaklęcie spopielające. Na tamtym manekinie.

Żołnierz posłusznie podszedł do strzelnicy i stanął prosto.

- Moc ortodoncji jest z tobą! Uda ci się! — Leilani nie mogła powstrzymać się od kpin.

Amarant tylko prychnął pod nosem, po czym skupił wzrok na oddalonym od stanowiska manekinie. Wycelował w niego palcami. Zamknął oczy.

- Zaklęcie numer 49! — krzyknął.

W tym momencie manekin wybuchł! Płomienie ogarnęły połowę sali i strawiły większość dostępnego tlenu. Huk odbijał się od ścian, podobnie jak fala uderzeniowa, którą poczuli dwa razy. Wszyscy, oprócz samego Amaranta, upadli na kolana. Na szczęście eksplozja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

- Cholera, Amarant! — wrzasnął Faedorr.

- Wszyscy cali? — pytała Elanor.

Każdy przez moment sprawdzał, czy wszystko z nim w porządku. Ciszę przerwał sam czarujący.

- Uuuhuhuhu! Aaahahahaha! Too jest too! Odlooot!

- Rzeczywiście, generator daje kopa. Trzeba uważać… — skomentował Vamir. — Elanor, możesz teraz ty spróbować? Gdybyś nam skontrastowała organy wewnętrzne, żebyśmy zobaczyli, czy wszystko jest na swoim miejscu, bylibyśmy wdzięczni.

Nie mówiąc nic Elanor wstała i uniosła ręce nad wszystkimi. Zamknęła oczy i cicho rzekła:

- Zaklęcie numer 27.

Wnet, spod ciał każdej z osób zaczęło wydostawać się światło. Stopniowo rosło na sile, do momentu gdy okazało się, że to świecą się narządy wewnętrzne! Blask przebijał tak mocno, że każda osoba zdawała się być niemal przezroczysta.

- Faktycznie, teraz zaklęcia są kilkukrotnie mocniejsze. W porządku, wygląda na to, że wszyscy oprócz Amaranta są cali — podsumowała Elanor. — Ale nasz ortodonta ma połamany nos i kilka żeber oraz mocne oparzenia skóry. No nic, naprawię.

- A możesz mi tak naprawić skórę, żeby ten napis zniknął? — grzecznie zapytał Amarant. Elanor tylko się uśmiechnęła i zamknęła oczy.

- Zaklęcie numer 22.

Momentalnie, połamane kości młodzieńca zrosły się, a jego skóra odnowiła. Napis pozostał.

Po chwili wewnętrzny blask zniknął i wszyscy patrzyli już tylko na Leilani. Wiedzieli, że na ćwiczeniach nigdy nie udało się jej zrobić nawet najprostszego zaklęcia ontologicznego. Wtedy jednak nie używali generatora magii. Może, jeśli tylko uda się jej skorzystać z jego mocy, to opanuje jedną z kluczowych umiejętności w misji?

Leilani nie potrzebowała nawet rozkazu, żeby spróbować. Wiedziała, że to, co ćwiczyli, magia ontologiczna, to magia stwarzania. By stworzyć coś z niczego, wpierw trzeba było być ekspertem w dziedzinie, którą chce się posłużyć. Amarant od małego studiował zachowanie i wpływ ognia na środowisko. Elanor była ekspertką w sprawach mikrokomórek i biologii widocznej tylko pod mikroskopem. Kapitan Faedorr był za to zoologiem. Ona, pisarka z wykształcenia, nie mogła nawet próbować robić tego, co pozostali. Musiała spróbować stworzyć coś, na czym się zna.

Hmm… No tak, nie było to proste. Nie stworzy przecież wiersza, ani prozy. Nie wyczaruje metafory, ni onomatopei. Ale z drugiej strony, może nie powinna skupiać się na nienamacalnych aspektach swojej pracy? Może, skoro jest pisarką, powinna po prostu pozwolić swojej wyobraźni pracować i wyobrazić sobie dowolną rzecz, a potem ją stworzyć?

W porządku, spróbujmy. Leilani skupiła się, zamknęła oczy i pomyślała o nożu. Nie, o sztylecie. Albo krótkim mieczu. Tak, to będzie najlepsze. Klinga długości przedramienia, wąska, żeby całość była lekka i dobrze wyważona. Prosta garda. Albo nie, lepiej zdobiona, będzie fajniejsza. Inkrustowane lilie to tu, to tam.

- Zaklęcie numer 77! — zawołała, wyciągając rękę do przodu.

Otworzyła oczy. Nic. Jeszcze raz, tylko wyobraź sobie to lepiej!

- Zaklęcie numer 77! — powiedziała powoli, cedząc słowa przez zęby.

Nic.

- Pamiętaj szkolenie, tworzysz coś z niczego. Wyż potencjału w układzie cząstek. Skup się! — instruował Faedorr.

Wyż potencjału. No tak. Zróbmy z tego górę potencjału. Do diaska z krótkim mieczem. Stwórzmy dwuręczny katowski.

- Zaklęcie numer 77! — Leilani ścisnęła powieki i wykrzyknęła! W tym samym momencie, po budynku rozległ się straszny i głęboki huk, a podłoga pod stopami lekko zadrżała.

Zszokowani elfowie patrzyli po sobie.

- Czy to było jakby… Jakby z generatora? — niepewnie zapytała Leilani

- Pójdę sprawdzić — odpowiedział poważnym tonem Vamir. — Reszta rozejść się. Ruchy!

--

--

Grzegorz Olifirowicz

I deal with gamification, worldbuilding and business. So there 3 topics I’ll focus on here. Hope you’ll like it!