Produktywność — od podstaw do Władcy Czasu

Jan Nostitz-Jackowski
5 min readMar 26, 2018

--

Największym wrogiem produktywności jest lenistwo. Stoczyłem z tą bestią tysiące walk, z których wiele przegrałem. Kusząca, kokieteryjna jak dobra kochanka — prawdziwa Femme Fatale. Uległość kosztuje nas wiele. Pieniądze, zawalone terminy, dół moralny…

Spytajcie kogokolwiek z moich znajomych, a powiedzą wam, że jestem mistrzem produktywności. Staram się wyciągać z dnia ile się da (co niestety skutkuje tym, że doba staje się za krótka z każdą kolejną urwaną sekundą). Tak moi drodzy, wygrałem (a raczej wygrywam) z prokrastynacją. Jak? Pozwólcie mi na małe wprowadzenie.

Czas studiów nie był dla mnie łatwy. Miałem sporą nadwagę, przez naukowców szacowaną na coś pomiędzy małą gwiazdą a planetą karłowatą. Tak, byłem wielki. Uwielbiałem leżeć, jeść spaghetti z parówkami, oglądać seriale w internecie i zapijać to wszystko całą butelką Chianti. Na raz.

Streszczając historię: poszedłem na studia, na które nie byłem gotowy — ani psychicznie, ani fizycznie — co powodowało, że nie dawałem rady. Nauka, która zawsze przychodziła mi z łatwością, teraz zabierała mi dużo czasu, musiałem sporo nadrabiać i wykonywać godziny dodatkowej pracy. Do tego wszystkiego moja magnetyczna osobowość miała trudność przebicia się przez grubą warstwę dodatkowej masy.

Zrobiłem więc jedyną słuszną rzecz… zabiłem grubasa w sobie.

Zacząłem od diety, która wymagała ode mnie bardzo dużo samozaparcia i kontroli. Biegałem dwa razy dziennie — rano i wieczorem. Do tego chodziłem na wszystkie wykłady (które nie zaczynały się o 7… jestem tylko człowiekiem). To wszystko razem doprowadziło do stanu, w którym, aby się wyrobić, musiałem wstawać o 5 rano.

Efekty tej pracy zobaczyłem już po kilku tygodniach, a po paru miesiącach od rozpoczęcia mojej “kuracji” dokonałem tego — zbiłem swoją wagę o 45% dotychczasowej masy ciała.

Dalej utrzymywałem jednak własny reżim, bo pozwalał mi on na życie w komforcie czasu. Starczało na wszystko. Wciąż jednak chciałem więcej. Ograniczyłem alkohol, a z czasem imprezy. Na studiach, z semestru na semestr, uzyskiwałem coraz to lepsze wyniki. Zacząłem realizować się zawodowo. Pisałem dla siebie i publikowałem w internecie. Rozpocząłem pisanie na zlecenie. W weekendy ścigałem się na trójmiejskich torach gokartowych, a pomiędzy nauką i hobby — zacząłem rozkręcanie własnego biznesu.

Ten tekst nie jest o mojej przemianie.

Dzisiaj wiele się zmieniło — nie jeżdżę gokartami, nie studiuję, nie biegam dwa razy dziennie. Wciąż jednak jestem mistrzem w zarządzaniu czasem. Wieloletnia praktyka pozwoliła mi stać się w tym nie lada autorytetem. Nie ukrywam: jestem pracoholikiem, ale uleczalnym. Prowadząc własny biznes nie można spoczywać na laurach, więc tak — pracuję niejednokrotnie kilkanaście godzin dziennie, jestem pod telefonem 24/7 i ze względu na rozległe działania, często muszę odbierać telefony o dziwnych godzinach. Jak to wszystko wytrzymuję i do tego żyję w bardzo udanym związku?

Teraz będzie kilka zasad.

Zdrowe jedzenie to podstawa. Serio. Niezależnie od tego, czy mówimy o chudnięciu, czy urywaniu kolejnych milisekund na realizacjach swoich zadań. Przestawiając się na dobre jakościowo jedzenie, ograniczając fastfoody i jedząc do syta nie zapychając się pod korek, otrzymujemy zastrzyk energii i jaśniejszego umysłu. Ociężałość zwiększa lenistwo, ogranicza naszą percepcję, stajemy się wolniejsi i mniej nam się chce. A chęci to pierwszy i najważniejszy krok.

Choć to banalne, to zdrowe jedzenie daje nam dużo więcej niż tylko… no, cóż… zdrowie (duh). W zarządzaniu czasem daje nam kopa. Przygotowanie go wymaga jednak czasu — jak więc ma się jedno do drugiego? Przecież miałem nie marnować czasu! Tak, tak. Śpieszę z rozwiązaniem.

Planuj posiłki!

Niedziela wieczór to najmniej produktywny czas w ciągu tygodnia. Można jednak wykorzystać ten moment i zamiast oglądać JoeMonstera czy Kwejka (ktoś to w ogóle jeszcze robi?) zrobić listę posiłków na kolejnych 5 dni. Przyznaję — śniadania planuję wieczór wcześniej, a w kolacji daję sobie miejsce na fantazję. Obiady i posiłki w biurze planuję jednak raz w tygodniu. Ograniczam tym samym potrzebę łażenia po sklepie (bo to nie jest nawet chodzenie) i szukania inspiracji. Na zakupy idę raz, góra dwa razy w tygodniu i kupuję wszystkie niezbędne składniki. O ile trolle z marketingu nie zrobią mnie w balona i nie pozamieniają miejsc, gdzie znajdują się moje produkty, to cały proces przebiega w kilka minut. Bieg od regału do regału, do kasy i wracamy do domu. Zaoszczędzone, a i komfort psychiczny większy.

Tylko gdzie planować?

Kalendarz to druga podstawa! Tu bez narzucania. Przez wiele lat używałem tego w telefonie, ostatnimi czasy przerzuciłem się na analog. Mój kalendarz, w połączeniu z notesem, to praktycznie uzewnętrznienie mojego umysłu. Odchudzają moją głowę i pomagają zająć ją czymś innym. Wymagają jednak wyrobienia w sobie nawyku — nie tylko zapisywania w nich, ale rozpoczynania dnia od otwarcia notesu. Owszem, mam w firmie osoby, które pilnują moich terminów, moja dziewczyna dba o to, by na koniec miesiąca mieć wszystkie faktury. Wolę jednak sam wszystko kontrolować, więc mój mały czarny kalendarz to skarb. Na telefonie? Co mam dużo mówić — szybko się nudziłem, za dużo pracy zajmowało mi dodawanie i zmienianie kolejnych rzeczy, a same aplikacje… Ogólnie ciężko mnie zadowolić. Jestem wymagającym użytkownikiem!

Teraz pracuj, aż do upadłego.

Tak naprawdę to nie. Mówię to z pełną stanowczością — żeby być produktywnym, daj sobie czas na bycie bezproduktywnym. Nazywam to Dniem Troglodyty. Polega na prostej rzeczy — staraj się nie robić nic przez jeden dzień w miesiącu. Taki pełen reset. To oczywiście pod warunkiem, że nie wyjeżdżasz na wakacje raz w miesiącu. Ja tego komfortu nie mam, pracuję dużo. Co jakiś więc czas daję upust moim pierwotnym żądzom. Śpię do 11, jem obiad na śniadanie i jeśli nie muszę — nie wychodzę z piżamy. W ciągu dnia powszedniego również lubię się odciąć na chwilę. Staram się medytować (nie tak jak mnisi z Shaolin, ale mi pomaga) no i pozwalam sobie na 10–15 minut luzu w formie filmików na YouTube. Poza tym po prostu próbuję być na bieżąco ze wszystkim czytając informacje w internecie.

Każdą wolną chwilę spędzam z dziewczyną. To ona utrzymuje moją świadomość na odpowiednim poziomie. Dawniej zdarzało mi się opuścić tę planetę (zinterpretujcie to jak chcecie). Teraz mam ją i stabilnie stoję na Ziemi. Gotujemy razem, chodzimy na spacery i pracujemy wspólnie. To daje nam duży komfort i pozwala na jeszcze mocniejsze zaufanie — a w tym tkwi sukces związku.

Co z socialmediami? Facebook i Twitter? Używam, powiem nawet, że bardzo dużo. Staram się jednak ograniczać “społeczną” część tych platform i skupić się na aspektach zawodowych — fora, zarządzanie stroną i poszukiwanie ciekawych historii czy osób do współpracy. Pod tym kątem te platformy są niezastąpione.

Piszę to, bo bardzo często słyszę, że kategorycznie należy odciąć się od fejsbuka. Mam inną radę — wykorzystujcie szanse. Facebook i Twitter mogą stać się kopalnią wiedzy i doświadczeń — po prostu przestańcie lajkować koty i zajmijcie się robotą!

Mało?

Nie wiem, czy to wam wystarczy. Ja osobiście nie mam czasu na więcej. O synchronizację danych pomiędzy telefonem a komputerem musicie zadbać sami, bo wszystko zależy od waszego systemu operacyjnego (jeśli iPhone i Windows, to aplikacje Microsofta na iOS to 8 cud świata). Smartwatch? Raczej gadżet. Większość gadżetów to dodatki i cóż, w moim przypadku żaden się nie sprawdził. Prosty budzik w telefonie ustawiony na konkretne godziny pomógł mi wyrobić sobie nawyk jedzenia o stałych porach (o ile to możliwe) i to mi wystarcza.

Tak. Chyba tak mogę to podsumować. Wszystko sprowadza się do nawyków — tych dobrych i tych złych. Bycie produktywnym polega na wyrzuceniu złych nawyków i zastąpieniu ich ciężką pracą. Potem czekają nas już tylko sukcesy. I więcej ciężkiej pracy.

__________________________________________________________________

Po więcej ciekawostek zapraszam na startooy.pro.

--

--

Jan Nostitz-Jackowski

Startups, internet communities and all kind of innovations. | Writing about culture, business and technology | New opportunities