Zaplątanie w Amason.

Łukasz Jadaś
2 min readOct 6, 2015

--

Melodie, dużo melodii. Tylko tyle i aż tyle trzyma w ryzach debiutancki krążek szwedzkiego Amason. Naginanie granic indie popu przez 50 minut “Sky City” wyszło zespołowi nadzwyczaj dobrze, choć cały album to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem.

Poznałem ich przeglądając nieskazitelny katalog INGRID, wytwórni związanej m.in. z niezwykle utalentowaną autorką tekstów i kompozytorką Coco Morier oraz specjalistką od niezależnego popu Lykke Li. Label, który pod jednym dachem połączył nagrania tria Peter, Bjorn and John z wydawaniem katalogu Davida Lyncha, to obecnie najbardziej sprawdzone źródło nowej niezależnej muzyki z kraju Bergmana, Stiega Larssona i Astrid Lindgren. Tak, oferta INGRID jest tak bardzo zróżnicowana, jak twórczość wyżej wymienionych. Warto mieć oko na wszystko, co trafia pod ich skrzydła.

W piosenkach na debiucie Amason plączą się nastroje: beztroska z nieśmiałym zakłopotaniem, niewinność z dorosłością. W tekstach plączą się języki: angielski ze szwedzkim. Plącze się tu i ówdzie saksofon żywcem wyjęty z synthpopowych lat 80., a gdzie indziej zaplątała się w piosenkę beatlesowska psychodelia i zniekształcane dźwięki strun gitary.

I w ten sposób w “Sky City” można się zaplątać. Począwszy od otwierającego album rozpędzonego “Algen”, przez leniwe “Elefanten”, po wdające się bez cienia żalu w cichy romans z mainstreamowym soft-rockiem “Yellow Moon”. Wdzięczna i urocza “Kelly” to jedna z moich ulubionych indie popowych piosenek tego roku. Standardowe 3,5 minuty wypełnione jest kilkoma niestandardowymi zwrotami akcji, dzięki którym kawałek wciąga i nie pozwala się oderwać choćby na chwilę.

Mamy tu jeszcze m.in. księżycową serenadę w duchu przytulanych potańcówek z lat 50., trochę eterycznego dream popu i niewielką dawkę pustych przestrzeni wypełnionych surową, bezładną gitarą.

A to wszystko z jednym wspólnym mianownikiem — melodiami. Dzięki wielu chwytliwym zaczepkom Amason “Sky City” jest po prostu ciekawe. Kolejne przesłuchania płyty nie nużą i pozostawiają wrażenie, że zespół nie odsłania od razu przed nami wszystkich kart.

Amason, zupełnie jak INGRID, stworzyli muzycy i artyści, których można znać z innych terenów. Wokalistka Amanda Bergman występowała wcześniej w swoim piosenkopisarskim projekcie Hajen, a gitarzysta Gustav Ejstes związany był ze świetnym rockowo-psychodelicznym Dungen. Do tego dochodzi klawiszowiec z “elektronicznego” Miike Snow i bębniarz z Little Majorette…

Czy to tłumaczy choć trochę te przepiękne gatunkowe poplątanie na “Sky City”?

--

--