Dlaczego AirPods?

Michał Zieliński
3 min readFeb 8, 2017

Od blisko miesiąca poluję na nowe słuchawki Apple: bezprzewodowe AirPods. Czasem dzielę się z Wami swoją frustracją, więc wiecie, że zakup AirPodsów (przyjmijmy, że w języku polskim będziemy tak ładnie odmieniać tę nazwę, dobrze?) jest dla mnie bardzo ważny. Coś czego nikt zdaje się nie rozumieć jest: po co kupować droższe EarPodsy?

Majki, kup po prostu zwykłe słuchawki bezprzewodowe

To nie jest takie proste. Kiedyś napisałem, że szczerze nienawidzę słuchawek na Bluetooth i będę się tego trzymał. Proces parowania to koszmar. Fakt, że trzeba pamiętać o ich wyłączaniu, bo inaczej będą albo wiecznie podłączone do telefonu, albo wiecznie rozładowane, również mi przeszkadza. Wreszcie to, że są zazwyczaj zauważalnie większe od słuchawek przewodowych. Konwencjonalne słuchawki na Bluetooth po prostu nie są dla mnie. Nigdy się do nich nie przekonałem i może lepiej.

A te AirPods to są lepsze niby w czym?

Dzięki, że pytasz. Apple rozwiązało proces parowania modułem W1. Jego działanie opisałem przy recenzji Beats Solo3:

[Parowanie] to jest jakaś magia. Kładziesz włączone słuchawki obok telefonu i po chwili pojawia się na nim okienko z napisem „Połącz”. Tam też znajdziesz obrazek pokazujący dany model (żeby wiedzieć, z czym się łączysz) i nazwa. Click. Boom. Amazing. Gdy tylko sparujesz słuchawki z iPhone’em, pojawiają się one jako źródło dźwięku na wszystkich urządzeniach podpiętych pod Twoje iCloud. W moim przypadku był to iPad i MacBook.

Cudeńko. Jak już się sparują, z poziomu Control Centre w iOS wybierasz do czego podpięte są słuchawki. Już nigdy nie musisz wyłączać Bluetooth w jednym, włączać w drugim, gubić się w tym wszystkim. Trochę jak Gwiazdka, tylko każdego dnia.

No ok, ale ten świetny Apple W1 jest chociażby w BeatsX, które są tańsze i nie są aż tak głupie

Zgadzam się, ale W1 to połowa historii. BeatsX trzeba ciągle fizycznie odłączać od telefonu, gdy wyjmiemy je z uszu. W przeciwnym wypadku będą stale podłączone do urządzenia.

Co z tego?

Powiedzmy, że ktoś do Ciebie dzwoni. Dźwięk dzwonka jest przekierowywany do słuchawek, a te być może leżą w torbie. Albo w drugim pokoju. Paradoksalnie, astronomicznie duży zasięg będzie w tym wypadku problemem. Nawet jeśli zauważysz przychodzące połączenie i odbierzesz je, to głos rozmówcy ciągle będzie leciał przez oddalone słuchawki. Jedyne wyjście to przekierować dźwięk do głośnika w telefonie. Dwa kliknięcia. Dużo, mało? Oceń sam. W przypadku słuchawek przewodowych raczej pamiętasz o odłączaniu ich od urządzenia. Nawet jeśli zapomnisz to widzisz, że są podpięte, więc nie zaskoczy Cię, że rozmówca niby się do Ciebie nie odzywa.

I te AirPodsy niby nie mają tego problemu?

Ano, nie mają. Apple napchało do nich garść czujników, by to one myślały za nas. Po wyjęciu z pudełka (takiego do przenoszenia, nie tego sklepowego) trzeba je włożyć do uszu, by podłączyły się do telefonu. Jak tylko je wyciągniesz, odłączają się. Zero problemów. A, wspomniane pudełko je ładuje? Od zera do 60% w 15 minut, przynajmniej według Apple. Apple to nie Volkswagen, można im zaufać.

Ta technologia pozwala też na automatyczne zatrzymywanie muzyki, gdy wyjmujesz słuchawkę z uszu, żeby odpowiedzieć komuś czy ten autobus jedzie do centrum.

OK, to brzmi fajnie. Ile kosztują te AirPodsy?

799 nowych polskich złotych. Albo 179 euro. Albo 159 dolarów. Google it.

Przecież za tyle to ja kupię słuchawki, w których London Symphony Orchestra będzie brzmieć lepiej niż na żywo! Chyba, że w nich też tak będzie… Czy AirPodsy brzmią lepiej od EarPodsów?

Nie.

Więc to w zasadzie EarPodsy bez kabla.

W rzeczy samej! Apple stworzyło pierwsze słuchawki bezprzewodowe nie będące strapieniem dla użytkowników. Łatwo je przełączasz z urządzenia na urządzenie. Nie martwisz się czy są podpięte właśnie do telefonu, bo jeśli nie masz ich w uszach, to nie są. To prostota i intuicyjność słuchawek przewodowych połączona z nowoczesnością bezprzewodowych. Dodatkiem jest automatyczne pauzowanie muzyki.

Jeszcze jedno, dzięki temu pudełku z ładowaniem, AirPodsy wystarczą na 24 godziny słuchania bez konieczności podłączania ich do prądu. Spokojnie powinno to wystarczyć na tydzień, albo nawet dwa komfortowego korzystania. EarPodsów nie trzeba podłączać do ładowania co kilkanaście dni, więc w sumie tutaj wychodzi ich jedyna zaleta.

Tylko czy naprawdę to jest warte 799 złotych?

Absolutnie nie. Problem w tym, że nie widzę tańszej alternatywy, która nie byłaby pójściem na kompromis i zrezygnowaniem z rzeczy dla mnie istotnych. Po raz pierwszy od lat Apple zrobiło coś, w czym jest najlepsze. Wzięło istniejący koncept i sprawiło, że mam ochotę tego używać. I ja to kupuję. Póki co w przeności, bo łatwiej dzisiaj dostać tygrysa szablozębnego niż AirPodsy. Ale spoko. Poczekam.

--

--