Italo Disco

czyli podróż przez noc na syntezatorze i aparacie perkusyjnym.

Magister Żurek
18 min readDec 10, 2013

SKĄD WZIĘŁO SIĘ NA MOIM GRAMOFONIE ITALO?

To dobre pytanie. Na początku 2007 roku mój warszawski przyjaciel Hubert podesłał mi link do nagrania na dopiero rozwijającym się serwisie Youtube. Dziś mogę powiedzieć, że właśnie wtedy wpadłem na kilka lat w przestrzeń wcześniej totalnie nieznanej mi muzyki. Otworzyłem zawartość po czym doznałem dużego zdziwienia. Hubert podsyłał mi kawałek Steel Mind — Bad Passion opatrzony tagami Italo Disco.

Jestem człowiekiem, który przeżył eksterminację słuchową lat 90., toteż słowo disco wywołało we mnie najgorsze skojarzenia. W dodatku italo! Czyli, że włoskie, a włoska muzyka nie wzbudzała we mnie pozytywnych skojarzeń. Przywodziła na myśl Luciano Pavarottiego. Hubert rozpoczynał wobec mnie jakąś woltę, zaś ja nie do końca byłem zorientowany o co właściwie chodzi.

Do momentu wspomnianej rozmowy z 2007 roku nasze konwersacje dotyczące muzyki skupiały się głównie wokół produkcji hip hopowych i samplingu. Mimo upływu czasu zachwycaliśmy się brzmieniem debiutanckiej płyty Noona “Bleak Output”. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem miksu emocji, które Mikołaj zakumulował na swoim pierwszym solowym krążku.

Tamtego wieczoru, Hubert odkrywał przede mną temat zupełnie niezwiązany z moimi zainteresowaniami muzycznymi. Początkowo wydawało mi się to znaczącym odstępstwem, następnie chwilową ciekawostką. Generalnie nic nie wskazywało na to, że mój przyjaciel celuje z czołgu T-34 w stodołę.

Label wytwórni Delirium Records.

Powróćmy do sedna sprawy czyli materiału, który podesłał Hubert. Pierwsze co zobaczyłem to zdjęcie labelu płyty winylowej. Moją uwagę od razu przykuła dziwna, rzeczywiście deliryczna czcionka, którą label sygnował swoje nagrania. Kawałek startował z niskiego pułapu BPM. Wzbudziło to moje zdziwienie. Disco kojarzyło mi się zawsze z muzyką bardziej dynamiczną, szybszym tempem.

Kompozycja od samego początku epatuje dziwnym niepokojem. Linia basowa we wstępie jest spłaszczona. Melodycznie swoim klimatem wybiega w urojony, nocny obłęd, gdzie panuje odrealniony spokój. Konstrukcja często odczuwalna w snach, na jawie - ciężka do wyrażenia. Mroczny spokój nie trwa jednak długo. W granicach pierwszej minuty utworu słyszymy wokal. Należałoby to zapisać w inny sposób: JEST WOKAL. Ochrypły i subtelny, dynamiczny i zwolniony, przepełniony tragizmem i apatią. Miks sprzeczności.

Pierwsze słowa w zupełności tłumaczą deliryczną czcionkę i tytuł utworu. Wybrzmiewa ochrypłe: “In the dark you lose your way and you fall in agreesive”. Smakuje to jak szorstkie oskarżenie, nieznoszące sprzeciwu. Zła namiętność do szpiku kości. Stan, w którym podpisujesz cyrograf z samym diabłem, by kilku sekundach uświadomić sobie, że to była naprawdę decyzja z serii tych “bad passion”. Piekielna siła agresji, która ewoluuje z każdą chwilą w coraz większą autoagresję. Autoagresję silnie podpartą obezwładniającą siłą miłosnego związku. Rzeczywistość stopniowo zaciera się i pozostaje jedno, wielkie igranie ze śmiercionośnym opętaniem tytułową namiętnością. Stan ten nie ma nic wspólnego z romantycznym napadem depresji po rozstaniu. Nie jest reminiscencją dwojga zakochanych na tle jesiennego krajobrazu, którzy od dawna już podróżują po różnych orbitach. To jest po prostu dzikie, wywrotowe jak tydzień w łóżku z zasłoniętymi kotarami z kimś o niebezpiecznie nieprzewidywalnym umyśle. W tle pobrzmiewa syntezowany wokal ciągle walący jak obuchem w głowę informacją: “bad passion, bad passion”. Cała kompozycja nabiera niesamowitej dynamiki, by po chwili zacząć ocierać się o nużące frazy. Prawdziwy dramat obrazowanej sytuacji oddają wspomniane wokale, przeszywający głos ostrzega: “I reflection in your eyes, you be blame fire desire”.

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja Droga Orszulo… Kompletna destrukcja. Nagle następuje kolizja, przełamanie schematu lirycznego: “I won’t hurt you, I will be your happiness… cmmon’ say: yes!” Mam wątpliwości. Znaczy miałem i ciągle mam, zaś przez nieuwagę zacząłem pisać w czasie teraźniejszym. I oto dochodzimy do jednego z paradoksów italo: słuchasz tej muzyki i masz wrażenie, że te historie gdzieś ciągle się dzieją. W innej czasoprzestrzeni.

Hubert wiedział czym uderzyć między uszy.

35 LAT WCZEŚNIEJ

Czym właściwie jest Italo Disco?

Pytanie o definicję tego gatunku jest pytaniem niezmiernie delikatnym, a sama odpowiedź na nie odznacza się podziałami wśród miłośników italo. Można przyjąć jednak, że jedną z bardziej rozsądnych jest ta zaproponowana i uznawana przez kolekcjonerów płyt winylowych. Wskazuje ona jednoznacznie, że jeśli utwór został pierwotnie wydany we włoskiej wytwórni płytowej lub jeśli za jego produkcję odpowiadają Włosi możemy mówić o nagraniu italo. Naturalną cezurą dla utworu są lata 80., zaś stylistycznie musi należeć on do kanonu muzyki elektronicznej. Do cech charakterystycznych italo należy wykorzystanie w procesie produkcji programowalnej perkusji oraz syntezatorów.

Skalę twórczości italo przybliżył w luźnych wyliczeniach Piston z forum 80's.pl. Według jego kalkulacji powstało około jedenaście tysięcy utworów Italo Disco, mowa tu jednak tylko o rdzennie włoskich produkcjach z okresu lat 80.

Pionierzy.

Końcówka lat 70. to okres królowania amerykańskiego disco i funku. Włoska muzyka taneczna narodziła się z inspiracji tymi dwoma gatunkami. Najbardziej znanymi muzykami-pionierami nowego gatunku, znanego jako italo funk byli Fred Jacques Petrus oraz Mauro Malavasi. Panowie współpracowali ze sobą przy tworzeniu dla wytwórni Little Macho Music. Nadali oni amerykańskiemu funkowi chwytliwe melodie tworząc swoistą hybrydę funku i disco wraz z syntezatorową linią kompozycyjną. Warto zwrócić uwagę na to, że eksperymenty jakie prowadzili, były w pełni świadomym działaniem twórczym. W 1981 roku Petrus wypowiedział zdanie-credo muzyki italo disco: „Esencję włoskiej muzyki stanowi melodia”. Słuchając nagrań z tamtego okresu i porównując je z amerykańskim funkiem, nie sposób się z tym nie zgodzić. Nowy gatunek, poprzez uzyskanie charakterystycznej syntezatorowej barwy brzmienia, znacząco wyróżniał się na tle utworów zza Oceanu.

Piosenki jakie nagrywano dla Little Macho Music były długie, często oscylowały w okolicach siedmiu minut. Utwory w rozbudowanej wersji znajdowały się na stronie A. Strona B zarezerwowana była dla tzw. wersji DUB — instrumentala o poszerzonej sekcji rytmicznej. Taka konstrukcja płyty była ułatwieniem dla miksujących prezenterów dyskotekowych. Płyty opatrywano oznaczeniem “Italian 12" Mix”.

Giorgio Moroder w studio, koniec lat 70.

Przy wspominaniu o pionierach italo disco nie można zapomnieć o Claudio Simonettim oraz Gorgio Moroderze. Pierwszy z nich muzykę wyniósł z domu. Był synem włoskiego muzyka Enrico Simonettiego i twórcą Easy Going, znanego głównie z przeboju “Baby I Love You”. Współpracował przy tworzeniu produkcji Viven Vee czy Kasso wydawanych przez label Delirium. Gorgio Moroder z kolei uznawany jest za ojca Euro Disco. Ten Włoch mieszkający w Niemczech w latach 80. stworzył własne unikalne brzmienie taneczne, opisywane w żargonie jak “four on the floor” (czwórka na parkiecie). Charakteryzowała je galopująca linia basowa wyprodukowana przy pomocy syntezatora MOOG. Syntezator ten wkrótce całkowicie zastąpił żywego perkusistę i nadał nowy kierunek muzyce tanecznej. Album Morodera „From Here To Eternity”, wydany w 1977 roku nakładem wytwórni OASIS, cechował się przewagą elektronicznych brzmień nad dźwiękami znanymi z klasycznego funku. Odbiór materiału był tak znakomity, iż stał się on źródłem inspiracji dla wielu przyszłych muzyków Italo Disco. Całą stronę A “From Here To Eternity” wypełniał miks przeznaczony do tańczenia co w tamtych czasach oznaczało szczyt innowacyjności.

O tym jak Jankesi puścili disco z dymem…

Pod koniec lat 70. w USA i Wielkiej Brytanii muzyka disco powoli odchodziła do lamusa, a jej wydźwięk stał się w wielu kręgach niemal problemem politycznym. Degradację disco wiązano z próbą zniszczenia sił broniących praw homoseksualistów i ciemnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych.

Kulminacyjnym momentem upadku disco w USA była “Noc Zniszczenia Disco” z 12 lipca 1979 roku. Wydarzenie to jest często pomijane w historii muzyki, ale doskonale pamiętane przez wielbicieli disco.

Osoby zgromadzone na stadionie bejsbolowym w Comiskey Park w Chicago uczestniczyły w symbolicznym akcie dekapitacji disco: w centralnej części stadionu ułożono stos nagrań znanych z miejskich klubów po czym dokonano rytualnego wysadzenia płyt w powietrze. Zastosowano prosty, ale skuteczny chwyt marketingowy. Promocja "Nocy Zniszczenia Disco" polegała na tym, że dla osób, które zabrały ze sobą płytę disco przeznaczoną do zniszczenia, cenę biletu na mecz obniżono do śmiesznej kwoty 98 centów.

Wyglądało to mniej więcej tak:

“Na słabo grające w sezonie 1979 “Skarpetki” przychodziło po 6 tys. widzów, Dahl z Weeckiem (inicjatorzy akcji, w grę wchodziły animozje po zwolnieniu Dahla z pracy didżejskiej w chicagowskim radio WDAI) mieli nadzieję na ściągnięcie 12 tys. Tymczasem na mecze przybyło, według różnych ocen, od 70 do 90 tys. ludzi - dwukrotnie więcej, niż mieścił stadion. Prawie wszyscy młodzi i z płytami. Wielu weszło przez płot i przemyciło marihuanę oraz whisky. Już przed stadionem spłonęła kukła Johna Travolty - symbolu disco po filmie "Gorączka sobotniej nocy". Na trybunach zawisły dziesiątki transparentów "Disco to obciach", "Disco jest martwe", "Niech żyje rock and roll". Przed rzuceniem pierwszej piłki na murawę poleciały czarne płyty z nagraniami Bee Gees czy Donny Summer. Bejsboliści bali się grać, ale sędzia nakazał rozpocząć mecz.
Po nim na murawę wkroczył Dahl. W płomiennej przemowie ogłosił koniec disco i zdetonował ładunek wybuchowy w kontenerze na śmieci, w którym były tysiące płyt. Ładunek okazał się za duży - szczątki poleciały 40 m w górę, kontener się rozpadł, a w boisku zrobiła się dziura. Tłum tańczył, śpiewał, rzucano płytami i butelkami. Według wielu doniesień na trzeciej bazie pewna para uprawiała seks.

Wydarzenie to wywołało taką burzę, iż odwołano zapowiedziane na ten wieczór spotkanie, zaś rozentuzjazmowany tłum przystąpił do rozrywania stadionu na strzępy. Tak narodziła się w USA nagonka medialna skierowana przeciw muzyce dyskotekowej (przeniosła się również w inne rejony świata, m.in. do Wielkiej Brytanii i Australii).

Historia zatoczyła koło i disco zeszło do podziemia. Rozpoczęła się stopniowa ewolucja gatunku. Przemiana dokonywała się przy wykorzystaniu nowych instrumentów. W zaciszu domowych, często piwnicznych studio, do głosu zaczęły dochodzić syntezatory i programowalne aparaty perkusyjne. Disco stało się domeną lokalnych didżejów, których wspierali właściciele niedużych klubów. Zamiast wielkiego boomu związanego z wydawniczymi majorsami, disco ponownie było tworzone przez podziemną scenę producencką. Dziś wydaje się, że ta swoista restrukturyzacja była krokiem milowym w rozwoju tej muzyki. Disco zeszło ze sceny w niesławie, by w zaciszu przygotować się do wielkiego powrotu.

Europa jest inna.

Opisywane powyżej zajścia związane z “Disco Demolation Night” nie wywołały w Europie większego poruszenia. W tym samym czasie utwory funk i disco nadal radziły sobie znakomicie na listach radiostacji Starego Kontynentu. Można powiedzieć, że dla europejskich słuchaczy, przemiana muzyki dyskotekowej była czymś naturalnym. Nowe brzmienie syntezatorów zagościło w uszach Europejczyków bezboleśnie. Mieliśmy do czynienia raczej z procesem naturalnej ewolucji, diametralnie różnym od amerykańskiej rewolucji, która za cel postawiła sobie zniszczyć disco w zarodku.

Label płyty wytwórni Il Disco.

Italo Disco stało się jakby naturalnym stadium “elektronizacji” muzyki, ale wpływ na jej popularyzację miał jeszcze jeden ważny czynnik — ekonomia. Na początku lat 80. gwałtownie skoczył kurs dolara w stosunku do europejskich walut. W 1980 roku jeden dolar kosztował około 1,8 DM, w roku 1983 było to już 2,5 DM, zaś w 1985 roku kurs osiągnął pułap ponad 2,9 marek niemieckich za jednego dolara. W wyniku umocnienia się amerykańskiej waluty nieopłacalny stał się import z USA. Problem ten dotknął również przemysł fonograficzny. Postanowiono skupić uwagę na rynku lokalnym. Zaczęły rodzić się wytwórnie Italo Disco, wśród nich te najbardziej znane jak Fulltime, Discomagic czy Il Discotto. Naturalną koleją rzeczy włoskie produkcje muzyczne zaczęły zalewać europejski rynek wypierając jednocześnie kompozycje ze Stanów Zjednoczonych.

System nakładczy czyli chałupnicze wydobycie Italo Disco.

Praca w studio, początek lat 80.

Większość nagrań italo było produkowanych przez inżynierów studyjnych, didżejów i klawiszowców. Trzeba zaznaczyć, że rzadko kiedy posiadali oni umiejętność gry na jakimkolwiek instrumencie. Kierowali się głównie wrodzonym słuchem muzycznym, intuicyjnym wyczuciem oraz zrozumieniem potrzeb ówczesnej publiczności. Były to pionierskie czasy eksperymentowania włoskich didżejów z dźwiękami z syntezatorów, graniem jednego dźwięku na keyboardzie, a później zwielokrotnieniem go przy użyciu komputerów. Dla wielu młodych, domorosłych muzyków Italo Disco stało się sposobem na dodatkowe pieniądze uzyskiwane z tworzenia niskobudżetowych, łatwych w odbiorze produkcji.

Cały proces i otoczka twórcza w jakiej rodziło się Italo Disco przywodzi mi na myśl zdanie Mikołaja Trzaski, saksofonisty yassowej grupy “Miłość”, który w filmie dokumentalnym pod tym samym tytułem, wypowiada zdanie: “Ja bym chciał grać tak, żeby każda następna sekunda była niepewna, ale tak żebym w ogóle nie znał przyszłości, tak jak to normalnie w życiu jest.” Produkcje Italo Disco mają w sobie pewien urok pomimo, że jest to muzyka bazująca na powtarzających się frazach klawiszy i sekcji perkusyjnych. Mimo takiej szablonowości wiele utworów bazuje na zmiennej dynamice, zaś amatorscy muzycy nie stronią od rozbudowanych popisów syntezatorowych. Słuchając italo nigdy nie można być pewnym, że pierwsze dwie minuty utworu przedstawią nam jego pełen obraz, co częste jest na przykład we współczesnej muzyce pop. W samej końcówce utworu możemy “nadziać się” na jakiś kolosalny popis wokalny czy nieszablonową próbkę syntezy dźwięku.

Logotyp Baby Records z Mediolanu.

Powróćmy jednak jeszcze przez chwilę do arcyciekawego tematu związanego z rynkiem wydawniczym. Duża część nagrań z pierwszej połowy lat 80. miała raczej charakter regionalny. We Włoszech zaczęły rodzić się jak grzyby po deszczu wytwórnie płytowe specjalizujące się wyłącznie w sprzedaży i produkcji Italo Disco. Powstawały one w otoczeniu większych przedsiębiorstw, przystosowanych do eksportu płyt zagranicę.

Label domowej wytwórni Superradio Records.

Były to niewielkie firmy mieszczące się w garażach, najczęściej o zasięgu wyłącznie lokalnym. Słynna wytwórnia Superradio, znana ze wspaniałej kompozycji Venise — Playboy, mieściła się w domu. Dzięki sąsiedztwu gigantów rodzinne labele mogły liczyć na bardziej efektywną dystrybucję i chwilowy sukces. Spora część płyt, które uznawane są za absolutne perełki Italo Disco nigdy nie opuściła granic Włoch. Utwory te nie zaznały obecności w brytyjskich czy amerykańskich klubach. Większość ze wspominanych nagrań pochodziła z bardziej uprzemysłowionej, bogatszej północy kraju i była trudno dostępna nawet na południu Italii. Wszystkie największe włoskie wytwórnie Italo Disco również pochodziły z północy: Time i Media z Brescii, Memory z Mantova, SAIFAM z Verony, Expanded najpierw z Udine, potem związane Bolonią. Sztandarowe wytwórnie takie jak Baby Records, Discomagic i wiele innych mniejszych mieściło się w Mediolanie.

Skrojona, minimalistyczna odmiana Italo Funku doprowadziła do powstania muzyki określanej mianem “Spaghetti Dance”. Nowe brzmienie znacząco odbiegało od tego co lubili i grali prezenterzy dyskotekowi. Zrezygnowano z wszelkich smyczków czy sekcji orkiestr. Kompozycje zostały zdominowane przez syntezatory, klawisze i automaty perkusyjne. W Italo Disco do rangi najważniejszego instrumentu wyrosła perkusja zaś klasyczne brzmienie italo nadały keyboardy. Sekcja rytmiczna została całkowicie zelektronizowana przy wykorzystaniu sekwencerów. Wokalu używano wyłącznie jako uzupełnienia linii melodycznej. Prawa rządzące rynkiem muzycznym wymusiły na domorosłych artystach tworzenie w języku angielskim. Nieodłączny był jednak włoski pierwiastek – zaraźliwe, wpadające w ucho melodie, zawsze 4/4. Słowa wypowiedziane przez Petrusa zyskały na znaczeniu. Wyłaniała się muzyka, w której dominantą stawała się melodia, zaś na dalszy plan schodziły popisy wokalne. Wzrastała koniunktura na nagrania italo. Napędzał ją zachodnioeuropejski rynek muzyczny.

Roland JX-8P

Rozwój technologiczny lat 80. znacząco wpłynął na produkcje italo. Dokonało się umasowienie elektroniki wykorzystywanej przy produkcji muzycznej. Zaporowe ceny instrumentów uległy znaczącemu obniżeniu, a nowinki techniczne przestały być domeną profesjonalnych studio. Dobrze prosperujący didżej mógł pozwolić sobie na skompletowanie prostego studia nagraniowego. Do uzyskania typowego syntezatorowego brzmienia, jakie słyszymy w nagraniach Italo, użyto: Rolanda JX-8P, Rolanda Juno60/106, Yamahy DX7, ARP Odyssey, automatu perkusyjnygo Roland TR 808, perkusji Simmonsa, Minimooga, Oberheima, Linndruma i samplera Emulator II. Linie basowe są często wynikiem wykorzystania legendarnego monofonicznego syntezatora analogowego Roland TB-303. Brzmienia uzyskiwane przy wykorzystaniu wymienionego sprzętu stały się unikatowe w całej historii muzyki tanecznej.

Jak Niemiec zmienił Spaghetti Disco w Italo Disco.

Bernhard Mikluski.

Każdy nowo powstały gatunek potrzebuje w jakiejś mierze skutecznego marketingu, nie inaczej sprawa miała się w przypadku Italo Disco. Nazwa “Spaghetti Dance” była oględnie mówiąc kiepska, by nie powiedzieć — głupia. Trudno wyobrazić sobie promowanie muzyki, która w swojej nazwie nawiązuje do jedzenia, przywodząc na myśl klezmerski fach. Sami muzycy niechętnie odnosili się do tego określenia, środowisko producenckie uważało je za dosyć pejoratywne, a nawet obraźliwe. Z pomocą przyszedł Bernhard Mikulski, późniejszy szef słynnej wytwórni ZYX. W 1984 roku zaproponował on nazwę “Italo Disco”. Termin, który dziś wydaje się oczywistym, od razu zdobył przychylność wśród fanów. W ten sposób Mikulski stał się ojcem chrzestnym jednego z najbardziej niedocenionych i niezrozumianych nurtów muzyki tanecznej. Logo „Italo Disco” udekorowano trzema kolorami włoskiej flagi narodowej. Firma ZYX drukowała je na każdej naklejce i okładce płyt winylowych z muzyką italo. W ciągu niespełna czterech lat (1984-1988) ZYX wydał trzynaście dwupłytowych kompilacji „The Best Of Italo Disco” i dziesięć części „Italo Boot Mix”.

Kompilacja “The Best Of Italo Disco”.

Den Harrow i Joe Yellow czyli jest nas sześciu.

Muzyka italo to setki “wykownawców widmo” nagrywających pod różnymi pseudonimami artystycznymi. Nurt Italo Disco doprowadził do redefinicji pojęcia artysty. Co spowodowało, że pod jednym pseudonimem scenicznym kryje się kilku różnych wykonawców, zaś jeden muzyk posiada czasem nawet kilkanaście różnych wcieleń? Powodów jest kilka. Za jeden z nich można uznać strategię marketingową. Ciągłe zmiany nazwy miały umożliwić częstsze odtwarzanie utworu na antenie radiostacji. W ten sposób jeden artysta pod dwoma różnymi szyldami mógł znajdować się na liście przebojów. Większe wytwórnie posiadały nakłady finansowe na promocję za granicą. Il Discotto zamieszczało ogłoszenia w amerykańskim“Billboardzie”, Disco Magic zaprezentował pokaz wykonawców w polskiej telewizji, w programie "Zatańczmy razem". Polityka niewielkich wytwórni była inna: musiały one za wszelką cenę walczyć o przebicie się do świadomości odbiorcy ze swoim materiałem. Lokalne labele ograniczały dodatkowe nakłady na prawdziwą promocję, zamiast tego inwestowały we wspomniane „szyldy”, np. Den Harrow (trzech różnych wokalistów) lub Joe Yellow (również trzech różnych wokalistów).

Właściciele małych labeli uważali, że ten sposób promowania znacząco obniży koszty. Opisywane rozwiązanie otwierało przed wytwórniami nowe pole manewru: wykonawca, który zażądałby wyższej gaży mógł zostać zwolniony, na jego miejsce czekał już ktoś inny. Nie było wówczas większych problemów ze znalezieniem “zmiennika”, jeśli wziąć pod uwagę ilość domorosłych talentów szukających swojej szansy na rynku fonograficznym.

Polemika nad tekstami.

W materiałach, które pomagały mi w przygotowaniu tego materiału spotkałem się z dosyć pochopną opinią:

Z przykrością trzeba stwierdzić, iż teksty piosenek nie odgrywały żadnej roli w piosenkach Italo Disco. Wielu byłych dysk dżokejów, świeżo upieczonych muzyków, nie potrafiło w ogóle mówić po angielsku. Z tego powodu często w piosenkach stosowano triki: wokale przepuszczano przez filtry komputerów, albo powielano wokoderem. Co więcej, pisane przez beztalencia teksty piosenek były niejednokrotnie durne czy wręcz absurdalne. Dodajmy, iż nikt nigdy nie wymagał, by tekst towarzyszący muzyce tanecznej stanowił wykwintną poezję, nie mniej z pewnością jest dobrze, jeśli słuchacz potrafi ochoczo śpiewać razem z wykonawcą np. na koncercie. Dobrym przykładem zjawiska, gdzie wspaniała melodia towarzyszy beznadziejnemu tekstowi, jest piosenka Gazebo „Love In Your Eyes”. Utwór mógłby być wielkim przebojem pop, jednakże po tekście cyt. „.... Jesteś tylko cholernym sekwencerem/Cyfrowym opóźnieniem” wiadomo było, że na pewno nie przejdzie do historii jako nawet sensowny.

Takie podsumowanie liryki w Italo Disco wymaga jednak polemiki. To prawda — w dużej części teksty ocierały się o gniot. Można śmiało zgodzić się z tym, iż słowa nie były dominantą utworów italo. Większą rolę odgrywała tu sama produkcja, wspominana wielokrotnie melodia, nie sposób jednak nie oponować przy surowej ocenie: “żadnej roli”.

Liryka utworów italo ma niczym medal dwie strony. Awers tworzą dosyć proste, często wręcz pastiszowe teksty dotyczące miłości i problemów życia codziennego, często zawierają uproszczone wskazówki jak poruszać się w skomplikowanym gąszczu życia. Większość takich utworów przywodzi na myśl okres wakacyjny: jakieś reminiscencje znad morza, gdzie wszyscy dobrze bawią się, a sam związek między kobietą, a mężczyzną opisany jest w dosyć lekkiej konwencji. Rewers liryczny italo to już zupełnie inna jazda. Można powiedzieć, że to jazda bez trzymanki. Teksty osadzone często w realiach nocy, przesycone albo melancholią, albo jak we wprowadzeniu do tego artykułu, jakąś wyniszczającą siłą. Energia miłosnych uniesień staje się wtedy mocno obezwładniająca, odsłania w prostych słowach ogrom emocji drzemiących w człowieku.

Warto zwrócić, także uwagę na żywe zainteresowanie technologią, charakterystyczne dla lat 80. To o czym pisze autor cytatu: wokale przepuszczano przez filtry komputerów, albo powielano wokoderem. Jest to cecha bardzo mocno współgrająca z warstwą liryczną. Często mamy tu do czynienia z wyimaginowaną rzeczywistością, w której sprawy damsko-męskie osadzone są w świecie cyfryzacji. Nie jest to termin cyfryzacji znany z czasów dzisiejszych. Nie chodzi o facebookowe statusy związku. Dochodzi natomiast do antropomorfizacji, w której kochankowie są przyrównywani do robotów, cyborgów. Dalekie jest to jednak od ukazywania robota, jako bezdusznego tworu mającego przejąć kontrolę nad ludźmi i światem. Roboty z italo disco są bliskie współczesnemu człowiekowi — to istoty-przedmioty, borykające się z brakiem zrozumienia, zaklęte w pewien sposób w swojej cyfrowej powłoce. Robi to na poziomie abstrakcyjnym naprawdę piorunujące wrażenie. Przykładem takiego nagrań może być np. Tango — Computerized Love.

Wśród tekstów utworów italo nie brakuje również noworomantycznych protestów pokoleniowych. Do takich należy z pewnością flagowy utwór P. Lion — Happy Children, który rozpoczyna się bardzo przykrą analizą otaczającego świata:

Always the war in 1983 - this is the world of today.
In our mind there is only the money and there is nothing for you.
Ten hours work
no flowers in the mind
the life runs without happin
Every day dreams to go to a better life
but they remain only dreams.

Była to zresztą jedna z pierwszych płyt Italo Disco jakie nabyłem rozpoczynając kolekcjonowanie płyt z tą muzyką. Świetny podkład, z refrenami opartymi na instrumentach dętych i dosyć niewinny młodzieńczy wokal, który roztacza przykrą wizję: “Your life will be very hard…”, a jednocześnie zapala promyk nadziei: “But children power will win, I am sure.”

Jeśli chodzi o podobne manifesty, nie mogę pominąć również utworu Dharma — Plastic Doll. To kolejna dawka mocnej, prostej liryki w połączeniu ze wspaniałym plastikowym wokalem, który niemal wtapia się w tytuł utworu. Szczerze mówiąc nie słyszałem zbyt wielu piosenek, gdzie wokal tak silnie nawiązywałby do przesłania, w tym przypadku uwięzienia w powłoce stereotypu plastikowej lalki. Nie wiadomo do końca czy jest to piosenka o trudnym kobiecym problemie, czy rzeczywiście to wyznanie antropomorfizowanej Barbie.

To prawda — język angielski w utworach italo często kuleje, jest źle intonowany, często natrafić można na niezbyt poprawne gramatycznie teksty. Tworzy to jednak pewnego rodzaju urok: oto włoska muzyka taneczna, która w większości jest nagrywana po angielsku. Nie dość powiedzieć, że w Polsce do tej pory nie doczekaliśmy się w muzyce popowej chociaż jednej piosenki angielskojęzycznej , której bez wstydu można by słuchać. Przytoczony wyżej wers z Gazebo nie jest zły sam w sobie — taka jest już dziwna metaforyka Italo Disco. Wielu jej magii po prostu nie zrozumie.

Nie chciałbym bardziej zagłębiać się w tym miejscu w kwestie związane z ocenami tekstów muzyki Italo Disco. Powinno być to przedmiotem odrębnego artykułu, który jak mam nadzieję powstanie.

Schyłek i odrodzenie Italo Disco.

Chicago wstaje jak feniks z popiołów.

Kolektyw didżejski Hot Mix Five, początek lat 80.

Do niebywałego zwrotu akcji doszło w Chicago. Jak na ironię, w tym samym mieście, w którym w 1979 roku ogłoszono śmierć disco zaistniał legendarny kolektyw Hot Mix Five. Był to zróżnicowany rasowo zespół didżejów skupionych przy stacji radiowej WBMX 102.7. W jego skład wchodzili: Farley „Jackmaster” Funk, Mickey "Mixin" Oliver, Scott "Smokin" Silz, Ralphi Rosario i Kenny "Jammin" Jason. Dzięki różnorodnemu pochodzeniu, członkowie grupy łatwo nawiązali kontakt z podzielonymi etnicznie słuchaczami Chicago. Farley trafiał do ciemnoskórej publiczności, Ralphi do hiszpańskiej, Mickey i Kenny reprezentowali ulice Chicago, zaś Scott przedmieścia. Wystarczyło pięć lat od tragicznej dla disco nocy, aby usłyszeć na falach lokalnej radiostacji nagrania Italo Disco w stylu Larabell "I Can't Stop", RIS "Love and Music" czy Fun Fun "Color My Love". Hot Mix Five jako pierwsi wprowadzili techniki miksowania nagrań do stacji radiowych.

Bezprecedensowy sukces audycji przerósł oczekiwania kierownictwa WBMX. Na ulicach można było spotkać ludzi z boom box-ami odtwarzającymi miksy z sobotnich show opisywanej piątki. Władze radia twierdzą, że u szczytu popularności audycji Hot Mix Five słuchało prawie pół miliona mieszkańców czyli jedna szósta populacji trzymilionowego Chicago. Zdarzały się przypadki słuchaczy, którzy przyjeżdżali do Chicago specjalnie na weekend aż z Detroit, by w hotelu nagrać na kasetę wieczorny show Hot Mix Five emitowany na falach WBMX.

W odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie klubowych parkietów rozpoczęto masowy import nagrań z Europy. W ten sposób wczesne włoskie produkcje taneczne, obfite w syntetyczne brzmienie i zacięcie electro, zaczęły rozbrzmiewać w amerykańskich klubach.

Wiele nagrań wyprodukowanych we Włoszech zdobywało status klasyki tanecznej w podziemiach Nowego Jorku i Chicago. Zawdzięczano to pracy didżejów takich jak Larry Levan z nowojorskiego Paradise Garage, Rona Hardy’ego z MusicBox w Chicago czy nadal aktywnego na scenie muzycznej Frankiego Knucklesa, grającego w tamtych czasach w chicagowskimWarehouse.

Na amerykańskich listach przebojów, poza kazusem Chicago, Italo Disco nie odniosło jednak większego sukcesu. Popularność gatunku nie trwała wystarczająco długo, aby zakorzenić się w szerszej świadomości słuchaczy. W 1986 roku pojawiła się muzyka House, która pogrzebała w USA italo. W Europie do tego momentu włoska muzyka taneczna miała się znakomicie, ale kiedy na Stary Kontynent dotarła “supernowość” ze Stanów Zjednoczonych, rozpoczęto jej lansowanie w klubach europejskich i brytyjskich. Odbiło się to kosztem italo, które stopniowo odchodziło w cień.

Nadeszła era house'u, prężnie rozwijało się electro, zaś chwilę później do głosu doszła muzyka techno. Wszystkie te gatunki mocno czerpały z włoskiego brzmienia. Nowi producenci przyjęli jednak zmowę milczenia i postanowili nie przyznawać się do inspiracji italo. Pomimo tego, rzesze fanów muzyki house uznaje Italo Disco za podstawę narodzin tego gatunku. Dziś sami twórcy nie ukrywają, że italo odegrało olbrzymią rolę w rozwoju electro i narodzinach house.

Italo Disco w 2013.

Jak ma się Italo Disco pod koniec 2013 roku? Wydaje się, że od kilku lat można obserwować renesans tego zapomnianego gatunku muzyki elektronicznej.

Muzycy Italo powracają z emerytur, pracują nad nowymi projektami. Prężnie rozwija się rynek kolekcjonerski, rzadkie winyle osiągają na serwisach aukcyjnych zawrotne sumy sięgające kilkuset euro. Wytwórnie muzyczne wznawiają dawno zapomniane wydania. Rozwija się młoda scena producencka. Nowe utwory odznaczają się nie mniejszym kunsztem, jak te wyprodukowane w latach 80. czego przykładem może być monumentalne nagranie Dyva-On Fire.

Internet i związany z nim dostęp do zasobów archiwalnych, przyczynił się do prawdziwego odrodzenie Italo Disco. Dzięki możliwościom jakie stworzyła sieć, zaczęły powstawać liczne serwisy internetowe gromadzące fanów gatunku z całego świata. W Polsce fanów italo zrzesza forum 80's.pl.

W Holandii organizowane są coroczne koncerty, natomiast w Rosji Italo Disco do spółki z Euro Disco doczekało się festiwalu gromadzącego corocznie kilkudziesięciotysięczną publiczność. Vinylmania — słynna mediolańska giełda winylowa po latach znów docenia blaski rodzimej produkcji. Rzadkie wydawnictwa doczekały się nie zawsze legalnych reedycji. Na potrzeby publikacji starych materiałów stworzono Flashback Records, wytwórnię, która wydaje italo w klasycznym formacie czyli na płytach winylowych.

Radio wraca do klasyków Italo, nawet w większych polskich radiostacjach możemy natknąć się na utwory takie jak Savage “Only You” czy Gazebo “I Like Chopin” . W mniejszych stacjach prowadzone są audycje tematyczne dotyczące italo. Jedną z najsłynniejszych radiostacji dedykowanych temu gatunkowi jest holenderskie Radio Stad Den Haag. Na jego falach usłyszeć możemy nawet oryginalne jingle i reklamy pochodzące z lat 80. Radio to notuje kilkutysięczną słuchalność.

Jak widać Italo Disco ma się całkiem nieźle, a dzięki postępowi technicznemu udało mu się przetrwać próbę czasu — to samo italo, które przy udziale nowinek technicznych zrewolucjonizowało muzykę taneczną, dziś dzięki nim nadal żyje i ma się dobrze.

Ze swojego doświadczenia, mogę powiedzieć tylko, że jest to bardzo wciągający nurt muzyczny. Wciągający i kosztowny, szczególnie jeśli chce się skompletować własną płytotekę italo. Moją kieszeń swego czasu obarczało konkretnie, ale kolekcjonowanie winyli to nie jest najtańsze hobby. Nie żałuję, ciepłe brzmienie i głębia płynąca z muzyki italo odtwarzanej z gramofonu w zupełności wynagradza poniesione koszty.

W tym miejscu nie mógłbym zapomnieć o jednym z moich znajomych, który swego czasu produkował italo, na bardzo wysokim moim zdaniem, poziomie. Oto nagranie Rosa — Mind Of A Robot. Gdziekolwiek Jowisz jesteś, trzymaj fason!

I to by było na tyle, jeśli chodzi o Italo Disco. Przynajmniej dziś.

W pracy nad tekstem wykorzystałem artykuły z polskich i zagranicznych stron poświęconych Italo Disco.

--

--