Feature creep — co za dużo to niezdrowo

O groźnej chorobie grożącej każdemu produktowi.

Adrian Dampc
Archiwum UX Watch
3 min readDec 23, 2017

--

…jeszcze jedna funkcja

W latach 60-tych armia USA zaczęła pracować nad transporterem, który w szybki i bezpieczny sposób przewiezie żołnierzy na front. Pierwsze prototypy wyglądały obiecująco. A później zaczęły się schody.

Stwierdzono, że maszyna mogłaby służyć także jako wóz rozpoznawczy. Problem w tym, że ten typ pojazdu wymaga innych atutów. Zaczęto prace nad poprawkami mającymi pogodzić sprzeczne wymagania. W międzyczasie generalicja stwierdziła, że nowy pojazd… powinien pełnić też funkcję pojazdu przeciwpancernego.

W rezultacie prace nad nową maszyną — nazwaną finalnie M2 Bradley — trwały 17 lat i pochłonęły 14 miliardów dolarów.

A efekt?

– Transporter, który nie może przewieźć zbyt wielu żołnierzy (liczba została zmniejszona z 11 do 6), wóz rozpoznawczy, który zbytnio rzuca się w oczy oraz pojazd przeciwpancerny z pancerzem lżejszym niż odśnieżarka — żalił się pułkownik James Burton, który przez długi czas prowadził projekt.

Burton spisał swoje obserwacje w książce “The Pentagon Wars” na podstawie której HBO nakręciło film fabularny pod tym samym tytułem.

Czym jest feature creep?

To idealny przykład tzw. feature creep (znanego też jako “featuritis”), choroby dotykającej większość produktów. Także — a może wręcz przede wszystkim — tych interaktywnych.

Na czym to polega?

Na przeświadczeniu, że wraz z wielofunkcyjnością zwiększa się jakość produktu. To z kolei skutkuje tendencją do dodawania kolejnych funkcji. Nawet jeśli nic nie wskazuje na to, że są one potrzebne.

Problem w tym, że kolejne, często wydumane, rozwiązania z reguły nie są potrzebne użytkownikowi (ew. są potrzebne tylko wąskiej grupie). Jednocześnie, wraz ze skomplikowaniem, zmniejsza się poziom intuicyjności i użyteczności. Rozwój produktu, zamiast podnosić jego jakość, skutecznie ją obniża.

Ofiary “feature creep” możemy spotkać na każdym kroku. Z ilu funkcji telewizora nigdy nie skorzystaliśmy? Ilu preinstalowanych aplikacji na telefonie nie używamy? Ile ficzerów skrywa przed nami nasza przeglądarka internetowa?

Mimo ograniczonej liczby funkcji, pierwszy Walkman odniósł ogromny sukces. W kolejnych wersjach, m.in. pod wpływem konkurencji, zaczęto dodawać nowe elementy, często zbędne dla użytkownika.

Skąd się bierze?

Powodów jest kilka.

Jeden z nich to konkurencja.

Jeśli produkt rywali posiada jakąś unikalną funkcję, z pewnością pojawią się osoby, które zasugerują wprowadzenie jej także w waszym produkcie. Przecież nie można pozwolić konkurentom na przewagę!

A że po drugiej stronie znajdą się podobne głosy, zaczyna się wyścig zbrojeń o większą liczbę ficzerów. Ambicja przesłania zdrowy rozsądek oraz rzeczywiste potrzeby.

Problemem może też być zbyt dosłowne interpretowanie zdania użytkowników.

Hard userzy, czyli zaawansowani odbiorcy produktu, z reguły są najbardziej aktywni w proponowaniu ulepszeń. Ulepszeń, które często wiążą się z większym skomplikowaniem.

Doświadczonym użytkownikom specjalnie to nie przeszkadza — w końcu poświęcają oni więcej czasu na korzystanie z systemu, więc przyswoją zmiany. Gorzej z resztą, dla których wydumane funkcje często nie mają wartości. Jednocześnie powodują, że produkt staje się bardziej zawiły.

Problem nasila się także, gdy tworzymy nową wersję naszego produktu.

Pojawia się potrzeba pokazania, że wersja +1 będzie lepsza od poprzedniej. Jak to najłatwiej osiągnąć? Pokazując listę nowych funkcji! A że nie są one tak naprawdę potrzebne? Często nie da się tego zweryfikować przed użyciem.

Jak unikać?

“Featuritis” jest niestety naturalnym skutkiem ubocznym rozwoju produktu, więc ciężko wyplenić go całkowicie. Natomiast są sposoby na łagodzenie jego skutków.

Podstawą jest stworzenie procedur weryfikujących nowe funkcje. Masz pomysł na udoskonalenie? Świetnie, ale najpierw sprawdźmy, czy jest to potrzebne.

Trzeba jednak pamiętać, że bezpośrednie pytanie do użytkowników to nie weryfikacja. Na dowolne pytanie “czy chcecie?”, większość odpowie “chcemy!”

Warto też kontrolować koszt stworzenia i wdrożenia każdej z funkcji. Dzięki temu łatwiej będzie weryfikować jej opłacalność. Taka przejrzystość powinna też przyhamować osoby, które mają tendencje do bezrefleksyjnego proponowania kolejnych ulepszeń.

Wreszcie — gdy nowe rozwiązania jednak zostaną przeforsowane, warto zweryfikować te już wdrożone i pozbyć się funkcji, które nie przynoszą korzyści. To powinno pomóc w utrzymaniu równowagi.

Te zasady pomogą w utrzymaniu produktu w zwięzłej, naturalnej formie. Będzie to korzystne zarówno dla ciebie, jak i twoich użytkowników.

14.03.2015

--

--