Programiści nie gęsi i swój język mają

Wojtek Ryrych
Dom wytwarzania oprogramowania
4 min readJun 27, 2016

--

Książka Dom wytwarzania oprogramowania została wydana! Najlepsze, starannie wyselekcjonowane, dopieszczone i wypolerowane niczym ekran najnowszego iPhone’a powieści można kupić na Leanpub (https://leanpub.com/dom-wytwarzania-oprogramowania).

W środowisku IT używa się dużo angielskiego. Czasem za dużo. Skutkuje to niestety (albo stety; o tym za chwilę) tworzeniem dużej ilości ‘kalek’ językowych bądź tworzeniem zupełnie nowych słów, których pochodzenie znają tylko programiści. Ot, taki sobie polglish. O ile umiemy się szybko przestawić na ‘poprawny’ polski w innych sytuacjach (nie-IT), pół biedy. Gorzej jeśli się zapomnimy i tą inną sytuacją będzie spotkanie rodzinne albo jakieś bardziej oficjalne. ;) Wtedy będziemy wyglądać jak z pewnej anegdotki jak zaproszony politruk na pewną uroczystość szkolną zapomniał się i z pasją opowiadał dzieciom… ale po rusku…

A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż programiści nie gęsi, iż swój język mają

Może i ‘creepy’ ale nie jest nudno

Każda branża ma swój żargon. Ciężki humor i sarkazm, który w innej branży mógłby zostać jako co najmniej ‘niestosowny’ jest codziennością. Wiele Domów wytwarzania oprogramowania (tak kiedyś do Selleo została zaadresowana przesyłka) przesycona jest wybuchową mieszanką ekstrawertyków i introwertyków. Mieszanka ta niewiele ma wspólnego z utartym schematem programisty w flanelce. To wszystko sprawia, że pojawia się nie tylko wiele ciekawych sytuacji, konfliktów ale i IT-mowy.

polska mowa jest gumowa

Myślę sobie, że niecodzienne projekty oraz dziwne sytuacje są potrzebnym ‘wentylem bezpieczeństwa’ by rozładować napięte sytuacje na projektach albo w zespołach. Jak kiedyś powiedział nam nasz CEO, ‘programowanie to nie kaszka z mlekiem’.

Zakręcone sytuacje rozładowujące konflikt są lepsze niż praca w pokoju z ‘Panią Kierownik’ / przełożonym / kolegą / koleżanką z pracy, którzy wylewają swoje frustracje na innych, niszcząc siebie i ludzi wokół. Serio…

Lolyglot jako zbiór złotych myśli z mojego podwórka

Od dłuższego czasu zapisywałem sobie różne sentencje i słowa, które i koledzy i ja popełniliśmy. Oczywiście nie podam kto jest autorem danej sentencji, chyba że ktoś bardzo będzie chciał. ;)

Początkowo miałem w planach stworzenie prostej apki: back-end w Railsach, front-end, Ember.js. Całość z naciskiem na typografię. Ponieważ najważniejszym elementem miał być słownik, z czasem rozważałem inne pomysły. Wiadomo, baza i tak rosła, a pomysł mógł sobie ‘dojrzeć’.

Jakiś czas temu zacząłem pisać książkę Ajti Krałd. Pomyślałem, że mógłbym zaczerpnąć z książki Lemingi. Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków, pewien pomysł. W książce często jako przerywnik pojawiały się ‘mądrości’ i opowiadania Pawła Kolejo (np. Brzegiem rzeki Wisły wracałem i truchlałem). W Ajti Krałd przerywnikiem mógłby być kolejny wpis ze słownika.

Aplikacja webowa, książka to tylko środek do realizacji celu. Jeśli coś można lepiej ‘sprzedać’, wykonać, ukończyć w innej, tańszej formie, rzucanie się w pisanie aplikacji tylko dlatego, że jest się programistą, jest bezzasadne. Należy także pamiętać o utrzymywaniu tejże aplikacji po jej ‘wydaniu’. To wszystko może zając mnóstwo czasu.

Ponieważ ostatnio nie pojawiły się nowe rozdziały książki, szukałem innej formy dla Lolyglota. Aż tu nagle wczoraj przypomniałem sobie o Pablo, aplikacji od Buffer. Zacząłem działać. Biorąc pod uwagę czynnik zwany ‘wysiłkiem’ (effort), grafiki w Pablo nie tylko można tworzyć szybko ale i osiągnąć efekt, który chciałem uzyskać w ‘typograficznym’ Lolyglocie. Grafiki można także pobrać i udostępnić bezpośrednio na Twitterze i Facebooku.

Pierwsze wpisy można już obejrzec pod hash tagiem #lolyglot na Twitterze.

Wszystko już byłoo…

Jasne, zdaję sobie z tego sprawę. Czy skończy się to tylko na kolejnych wpisach na Twitterze, nie wiem. Może i faktycznie powstanie apka albo i trafi to do wspomnianej książki. Może skończy się tylko na che cheszkach i projekcie jedynie w fazie ekperymentalnej.

--

--