Wybór produktu — czyli ewolucja mojego pomysłu

W przypadku tego konkretnego projektu cała idea ewoluowała dosyć długo. Dzisiaj myślę, że był to efekt etapu, na którym byłem. Myślę, że czasem pojawia się pomysł i z niego wynika chęć budowania, a czasem jest odwrotnie. W moim przypadku najpierw była chęć budowania, a pomysł musiał dojrzeć.

Wszystko zaczęło się od konferencji, na którą zaprosił mnie mój teść. Była to jedna z konferencji, na których ludzie z odpowiednim sukcesem trochę dzielili się wiedzą, a trochę szukali klientów dla swoich sesji mentorskich. Ja z oczywistych względów skorzystałem tylko z pierwszej możliwości i wyniosłem jedną ideę:

Klient, który skorzystał z Twoich usług raz i jest zadowolony, wróci do ciebie.

Niby nie jest to odkrywcze, ale umieściło mój umysł na ścieżce poszukiwania produktu, który mógłby sprzedawać się w modelu subskrypcji. Produktu, którego klient potrzebuje stale, ale który kończy się z czasem. Szybko sprawdziłem, że ten model ma się obecnie bardzo dobrze. Okazało się, że jest masa biznesów opartych na systematyczne wysyłanie produktów “X” i systematyczne pobieranie za to opłat.

W tej chwili mam już kilka przemyśleń na temat tego, dlaczego takie biznesy mają sens. To, co taki model daje odbiorcy to (o dziwo) wolność. Wolność, która wynika z faktu zdjęcia ze swoich barków przymusu pamiętania o tym, że, trzeba coś kupić i z tego, że kolejne zakupy nie angażują nas czasowo. Oczywiście na korzyść sprzedawcy działa to, że użytkownik musi wykonać jakaś akcje, żeby zakończyć proces. Myślę, że jakaś cześć dochodów wynika z tego, że użytkownikom nie chce się podejmować akcji anulowania subskrypcji.

Wróćmy do samego produktu.

Moja sytuacja życiowa (oczekiwanie na pierwsze dziecko) pchnęła mnie szybko w kierunku pieluszek jednorazowych. Pierwsza myśl to samodzielna działalność związana ze sprzedażą pieluch w trybie subskrypcji. Pomysł niby fajny, ale jednak nie dla mnie. Cala logistyka dookoła kupowania, pakowania, wysyłania nie wpisuje się w mój model “projektu po godzinach”. Pozostała więc dodanie wartości do obecnej sprzedaży prowadzonej przez kogoś innego.

Tutaj bezcenne okazało się zweryfikowanie pomysłu. Stworzyłem ankietę, w której umieściłem kilka propozycji. Podesłałem ją do osób, będących w mojej grupie docelowej i okazało się że moje pomysły są prawie zbieżne z opiniami potencjalnych użytkowników. Ja miałem w głowie dwie główne funkcjonalności:

  • Automatyzacja procesu zakupu.
  • Weryfikacja cen.

Użytkownicy uznali, że główną funkcjonalnością powinna być informacja o cenie. Automatyzacji procesu nikt nie docenił na tym etapie. Ta informacja była ostatnim elementem, który ukształtował funkcjonalność, z którą postanowiłem rozpocząć: sprytna porównywarka cenowa. Dlaczego sprytna, dlatego, że dodałem do mojego pomysłu kilka założeń:

  • Rodzice kupujący pieluchy mają swoją ulubioną markę.
  • Interesuje ich marka, rozmiar i cena.
  • Cena powinna być podawana jako cena za sztukę (większość sprzedawców tego nie robi).
  • Rodziców nie interesuje od którego sprzedawcy kupują (tak długo jak cena i jakość obsługi jest na odpowiednim poziomie).

Z tymi informacjami rozpocząłem długą drogę do stworzenia produktu. Dlaczego długą? Było kilka wersji, kilka podejść, które były mi potrzebne, aby pomysł w pełni się ukształtował.

Czym jest ten finalny produkt?

Bot osadzony na platformie Messenger, który będzie wyszukiwał najlepsze ceny. Dlaczego właśnie tak?

  • Większość potencjalnych klientów ma konto na Facebooku, także ma też dostęp do Messengera.
  • Bot umożliwia proste kierowanie poszczególnymi krokami użytkownika.
  • Zdejmuje konieczność prac nad stroną wizualną.
  • Platforma jest dostępna zarówna na PC jak i na telefonach i tabletach.

Ale gdzie w tym wszystkim jest rewolucja?

Faktycznie sama porównywarka cenowa skrojona na potrzeby danej niszy to nic wielkiego. Dla mnie jest ona punktem wejścia. Wierzę, że (na bazie kontaktu z potencjalnymi użytkownikami) znalazłem punkt wejścia. Produkt, który daje pewną wartość użytkownikowi i buduje zaufanie do produktu. Dla mnie wartością jest właśnie to zaufanie. Jeżeli uda mi się zaprzyjaźnić użytkowników z moim produktem, który nie jest niczym podejrzanie nowoczesnym, to w kolejnym kroku mam nadzieję, dołożyć kilka funkcjonalności, które mają prawdziwy potencjał na małą rewolucję.

--

--

Arkadiusz Kumpin
Droga do sukcesu (albo nie, zobaczymy…)

Mąż, ojciec, analityk, trener, uczeń i swój własny coach. Coraz większy fan przyszłości. Być może innowator (tests in progress).