Grim Fandango Remastered

Masia Dębska
Gry i komiksy
Published in
5 min readNov 30, 2015

Kultowy klasyk, Grim Fandango (1998), doczekał się reedycji . Powstała w latach dziewięćdziesiątych gra, wydana przez LucasArts, jest najbardziej popularną wśród gier typu adventure. Pierwotnie sterowanie opierało się jedynie o klawiaturę, a w remasterze zespołu Double Fine Productions ze stycznia 2015 doświadczymy typowego interfejsu point and click. Nie było jednak mi dane zakosztować oryginału, dlatego nie będę tych dwóch porównywać.

Czy Grim Fandango zgrzeszyło chociaż raz? W to powątpiewam. Nie sądzę, by miało jakikolwiek defekt, do którego można byłoby mieć zarzut. Grim Fandango posiada ponadprzeciętny i oryginalny scenariusz, niezwykłych bohaterów oraz szczególne miejsce rozgrywki. Zaskakuje mnogością doboru środków budujących historię, a przygoda poprzez wielość bodźców, wymyślnych questów i small-questów na pewno nie znudzi odbiorcy. To wszystko wpływa na unikatowość gry i jej niepodrabialność.

Oprawa graficzna zdecydowanie zdobyła moje serce. Sądzę, że głównie to zasługa gry świateł i cieni ujęła mnie najintensywniej. Światłocień odgrywa najważniejszą rolę w kreacji aury tajemnicy lub niebezpieczeństwa, jest to klimat filmów noir. Warto docenić również wyszukany dobór pięknych tekstur oraz dopasowanej kolorystyki. Nie jest krzykliwie, tonacje należą do nieinwazyjnych. Również w cutscenes, wprowadzających nowe elementy fabuły, będziemy zaskoczeni różnorodnością środków i dobrym smakiem — obeszło się szczęśliwie bez dłużyzn.

Dialogi są doskonałe. Odnaleźć w nich można czarny humor i uszczypliwe riposty — co daje kolejny, duży plus za dowcip oraz intelektualną rozgrywkę. Trzeba być jednak bardzo uważnym przy każdej z rozmów, bo w zależności od przeprowadzonej wymiany zdań możemy natrafić na wartościowe wskazówki pomocne w rozwoju fabuły. Każdy z bohaterów, którego spotykamy na swojej drodze jest unikatowy i zaskakuje nas swoim pogłębionym kolorytem, co jest absolutnie sporą zaletą.

Rys osobowości głównego bohatera, Manuela Manny’ego Calavery, wyrażającego się z charakterystycznym, latynoskim akcentem, pozwala nam się z nim utożsamić, połączyć w głębokim współczuciu z powodu jego osobistych trudów sytuacyjnych. Jest on osobliwym agentem biura podróży w Land of the Dead, który organizuje wojaże do zaświatów (Ninth Underworld) dla kościotrupów, czyli ex-nieboszczyków, przybyłych z równoległego wymiaru — ze świata żywych. Jako postać zawieszona w czymś pomiędzy wymiarami, samodzielnie próbuje odrobić swoje grzechy pracą w departamencie. Ma on niestety kłopoty.

Manny okazuje się być na przegranej pozycji, trafiając jedynie na klientów zasługujących na najtańsze pakiety. Gniew bossa pogrąża jego reputację i stosunki wśród współpracowników. To właśnie ta zgęstniała atmosfera biura motywuje gracza do wiecznej kontynuacji rozgrywki — chęć wsparcia, pomocy i współczucie. Mamy ochotę poklepać go po barkach lub wręcz dolać mu czasem whiskey i rzucić — Manny, stary, damy radę. Poczekaj chwilę, zaraz rozwiążę tego questa.

Rozgrywka akurat nie należy do najprostszych i intuicyjnych. Obfita jest bowiem w trudne zagadki logiczne, można utknąć w nich na ciągnące się dłużyzny zastoju, a nawet przypuszczać — Zaraz, czy to nie jest przypadkiem demo, gdzie nie mogę dalej ruszyć? Nie. Akurat gra została kupiona na Steamie w promocyjnej cenie 5,99€. Przy każdej dłuższej łamigłówce zaczyna nam wjeżdżać poboczny wątek analiz — co takiego ludzie w latach dziewięćdziesiątych robili ze swoim czasem? Nietypowe rozwiązania i złożoność pewnych czynności do wykonania kroku naprzód w fabułę, potrafią nas dokumentnie rozbroić. Zawiera to w sobie wysoką wartość intelektualną, jak i humorystyczną oraz wyszukany smaczek kreacyjny twórców gry. Niekiedy potrzeba powtórzyć pewną kolejność czynności ,,x’’ razy, bo umknął nam jakiś drobny, lecz niezwykle ważny szczególik.

Ta gra jest zdecydowanie dla cierpliwych i skupionych. Potrzeba trudu, wysiłku i dziesiątek westchnień, by coś zaskoczyło i w końcu ruszyło. W pewnym queście musiałam powtórzyć czynności do czterech razy, bo za każdym kolejnym przeoczałam możliwość zablokowania zamka w drzwiach, dającego później sposobność dostępu do maszynerii, z której mogłam przechwycić potrzebną Manny’emu przesyłkę.

Są momenty, w których z bezradności mamy ochotę rzucić sprzętem o ścianę. To te etapy, gdy mylnie sądzimy, że limit możliwości kombinatoryki został wyczerpany. I akurat w takich trudnych chwilach kryzysowych bezdyskusyjnie wygrywa ścieżka dźwiękowa. Niczego nie niszczymy. Załączamy chill mode on i studzimy przegrzane głowy. Muzyka została doskonale dopasowana do ducha Grim Fandango i esencji postaci — mamy jazz, mamy swing, mamy też nieco z meksykańskiej fiesty. To właśnie soundtrack nas koi w chwilach zwątpienia. Dzięki niemu czas spowalnia tak, jak to było w latach dziewięćdziesiątych. Zapominamy o tempie XXI wieku i płytkich sposobach na rozgrywkę. Brak aktywności kursora myszy sprawia, że Manny odpala papierosa i czeka na nasze decyzje. Jak na postać jest niezwykle spokojny — nie ponagla nas. Jest wyrozumiały i daje czas na zastanowienie. I my razem z nim czekamy, aż znów nam coś zaskoczy wśród wymyślnych możliwości. Towarzysząca w takich momentach muzyka jest jedną z najlepszych ścieżek zakomponowanych na potrzeby gry. Jakość brzmień jest fantastyczna, gdyż część ścieżek nagrała na nowo orkiestra symfoniczna z Melbourne. Gorąco polecam każdemu do odsłuchu. Doskonały charakter i dobór utworów wprowadza w zagadkowy nastrój rozgrywki, unikatowy klimat sytuacyjny, jak i uzupełnia pejzaż emocjonalny naszej postaci.

W kwestii małych minusów — osoby nieoperujące językiem angielskim nie doświadczą magii tej rozgrywki. Kolejny szczegół, to zapis gry z poziomu menu, dający możliwość save’u do pięciu wątków. Zdaję sobie sprawę, że niektórych może to niezwykle irytować. Akurat dla mnie takie drobne, nieznośne urokliwości jedynie przypominają o korzeniach gatunku i esencji klasyki. Denerwującym szczegółem może być zachowanie oryginalnego formatu gry 4:3 — w celu wypełnienia przestrzeni Full HD wstawiono po bokach azteckie, kamienne ramki. Całe szczęście — aż tak bardzo nie rażą, będąc utrzymanymi w ciemnych tonacjach.

Każdy, kto jest zainteresowany niebanalnymi rozwiązaniami, polegającymi na dłuższym posiedzeniu, masowym zbieractwie przedmiotów, kombinowaniu, a ponad to świetną muzyką, charakternymi osobowościami i doskonałym dowcipem — powinien doświadczyć podróży w zaświaty z Mannym Calaverą.

--

--