Papers, please

Joanna Smolińska
Gry i komiksy
Published in
3 min readNov 8, 2017

Gdy pierwszy raz usłyszałam o Papers, please, nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że nie odkryłam wcześniej DOSowej gierki o tak nietypowym podejściu do historycznego tematu i estetyce przerastającej legendarny Wolfenstein 3D.

Chwila poszukiwań wystarczyła by zrozumieć jak błędna była ta myśl. Papers, please to niezależna gra wydana przez Lucasa Pope w roku 2013. Do mylnego wrażenia prawdopodobnie doprowadził mnie prosty styl grafiki oraz klimat czasów, których nie mogę pamiętać.

Do ostatniej chwili nie byłam przekonana, czy mimo dobrych opinii, chcę poznać tę grę bliżej. Wydawało mi się że jest tak prosta, że szybko może się znudzić. Jednak gdy zaraz po uruchomieniu usłyszałam dwa pierwsze dźwięki motywu muzycznego, przez moje ciało przebiegł dreszcz emocji, i wiedziałam już, że wsiąknę w komputer na długo. Te same dźwięki w ciągu kilku sekund przyciągnęły mojego młodszego brata, który znał tę grę z kanałów graczy na YouTubie. Zafascynowany tkwił nad moim ramieniem przez dobre dwie godziny. Szczerze, gdyby nie jego rady, marnie by mi szło.

Papers, please to symulator inspektora imigracyjnego na granicy fikcyjnego państwa totalitarnego — Arstotzki. Akcja dzieje się w roku 1982. Gra rozgrywana jest w trybie następujących po sobie dni. Każdego ranka możemy przeczytać nagłówki dziennika. Po skończonym dniu pracy mamy możliwość decydowania o naszych oszczędnościach. Musimy zadbać o utrzymanie aż czteroosobowej rodziny.

Mechanika głównej rozgrywki jest pozornie prosta. Gracz na swoim biurku, zaraz obok okienka, w którym pojawiają się imigranci, posiada dwie pieczątki. Podbija nimi paszporty petentów, tylko jedna z nich pozwala na wstęp do kraju. Zadanie wydaje się banalne, dopóki nie okazuje się jak wiele informacji w dokumentach może być zafałszowanych. Jeśli błędnie określimy czy interesant może wejść do państwa, zostaną na nas nałożone kary pieniężne. Czas goni. Obsługując niewielu przybyszy danego dnia, zarobimy zbyt mało by zapewnić rodzinie odpowiednie warunki. Schodki robią się jeszcze wyższe, gdy z każdym dniem sytuacja polityczna Arstotzki staje się coraz bardziej napięta, a restrykcje dotyczące imigrantów ostrzejsze.

Dochodzi do sytuacji gdy każda niezgodność w papierach może być pretekstem do prześwietlania imigrantów, zbierania odcisków palców, aresztowania. Dla mnie w takiej sytuacji zrozumiałe stało się że posłuszny pracownik nie zajdzie daleko. Pozwoliłam sobie na łamanie zasad, byleby dostać różnego rodzaju łapówki. To też mnie zgubiło i zanim na dobre się rozkręciłam, wszystko pomieszałam i wylądowałam w więzieniu. Zapewne jedno z mniej optymistycznych zakończeń gry. Przynajmniej mogłam być dumna, że nie uśmierciłam teściowej dla oszczędności, a kusiło.

Nie jest to prosta gra. Dopiero gdy przejdziemy 20 dni, można powiedzieć że nieźle sobie radzimy, a jakimś cudem nikt z wirtualnej rodziny jeszcze nie umarł. Bardzo szybko zostajemy zmuszeni do znalezienia systemu pracy, który pozwoli na sprawne działanie. Nawet to, w jakiej kolejności przeglądamy dokumenty, wpływa na czas poświęcony jednej osobie. I nie próbujcie grać w to na touchpadzie.

Papers, please to maksimum grywalności przy minimum środków. Doskonale zaprojektowana mechanika, uproszczona i ponura pikselowa szata graficzna oraz przemyślany scenariusz. Wszystko to sprawia że po chwili jesteśmy, nie graczem przy komputerze, a człowiekiem próbującym przeżyć godnie w totalitarnym państwie.

Polecam tę pozycję każdemu. Jeśli ktoś nie ma dziewięciu dolców, proponuję spróbować zalążka tego klimatu w The Republia Times. Grze osadzonej w tym samym świecie, zrobionej przez Pope’a na rozgrzewkę przed pewnym game jamem, dostępnej online.

--

--