The Secret of Monkey Island

Artur Prymon
Gry i komiksy
Published in
4 min readDec 2, 2015

Jest pierwszą z legendarnej serii gier przygodowych, nie mniej legendarnego producenta, mianowicie: LucasArt. Wytwórnia słynąca przede wszystkim z kilkudziesięciu gier osadzonych w tematyce świata Star Wars — założycielem przedsiębiorstwa był sam George Lucas — w 1990 zaproponowała produkcję, która ugruntowała pozycję marki, a sama gra do dziś uznawana pozostaje za jedną z najciekawszych w swoim gatunku.

Pisząc w skrócie i w zasadzie dość skromnie.

The Secret of Monkey Island jest bowiem grą, która w pamięci jej ówczesnych graczy pozostała tak wyrazistym doświadczeniem, iż fani wciąż — z powodzeniem — w opowieściach przymrużają oko na ograniczenia sprzętowe z którymi borykali się twórcy gry pod wodzą Rona Gilberta na przełomie lat 80/90, eksponując jej niewątpliwe zalety. To właśnie gry takie jak The Secret of Monkey Island posiadają — poniekąd z racji swego wieku — ten trudno uchwytny klimat, do którego nieraz przecież można zatęsknić.

Jeżeli zatem chcielibyście sobie podarować kilka chwil w świecie, w którym fani potrafili robić takie rzeczy:

myślę, ciężko trafić lepiej.

1.

Autor w lokacji gry inspirował się na jednej z atrakcji Parku Disneya, części poświęconej Piratom z Karaibów. Na wyspach więc — w domyśle — odbywa się cała przygoda młodzieńca o finezyjnym imieniu i nazwisku: Guybrush Threepwood. Gra otwiera się animacją, w której w pierwszych zdaniach dowiadujemy się od naszego bohatera o jego celu, mianowicie: chęci zostania piratem. Aby tego dokonać dowiadujemy się, iż musimy odnaleźć bar na wyspie, w którym przesiadują piraci i — jak się okaże — zdobyć ich zaufanie by móc do nich dołączyć. W tym celu mamy wykonać kilka zadań.

Podczas ich wykonywania fabuła zostaje wzbogacona o kilka drugoplanowych postaci, poznajemy mieszkańców miasteczek, zapoznawani jesteśmy z historią wyspy i ich okolic. W trakcie postępów nad zdobywaniem odpowiednich umiejętności by stać się pełnoprawnym piratem, przekonujemy się, iż prawdziwy cel gry dopiero ma się nam ukazać. Dowiadujemy się również, kogo mamy za to winić.

2.

Postacią sterujemy za pomocą kilku poleceń które są umieszczone na ekranie gry. Zbieramy dzięki temu przedmioty niezbędne do rozwiązywania zagadek, czasem znajdując w nich ukryte narzędzia. Przedmiotów jest wiele, a zbieranie ich potrafi być uciążliwe, zwłaszcza gdy nie ma się doświadczenia w grach typu point&click. Z czasem jednak orientujemy się kto może nam w łamigłówkach pomóc czy jak sprawniej poruszać się po wyspie, co bardzo ułatwia przechodzenie kolejnych etapów. 

3.

Grafika jest dwuwymiarowa. Ciężko ją oceniać z perspektywy 2015r., natomiast posiada oczywisty, pixelowy klimat lat w których powstawała. W moim odczuciu, sceny oddają charakter gry, są różnorodne, będąc dopełnianymi przez muzykę, która z kolei na początku może wydawać się irytująca. Jest natomiast tak charakterystyczna, iż po kilku chwilach można się przyzwyczaić, a nawet uznać, że do świata w którym się znajdujemy jest odpowiednia.

4.

Gra posiada kilka smaczków pozostających długo po skończeniu gry. Sam bohater jest dość mocno charyzmatyczny i zabawny. Dodaje dzięki temu grze uroku, nie wspominając już o pewnych sytuacjach w których bez poczucia humoru przejście pewnych zadań byłoby niemożliwe — doskonałe chociażby rozegranie pojedynków z innymi piratami, z którymi walczymy na obelgi — i pewnie mniej ciekawe.

5.

Dużym plusem na korzyść The Secret of Monkey Island jest niewątpliwie świat w którym się poruszamy. Jest on bardzo duży. Scenerii jest bardzo wiele, często zmuszeni jesteśmy do zmieniania lokalizacji by zdobyć odpowiednie przedmioty. Nie jest to jednak karkołomne zadanie, ponieważ poruszanie się pomimo dużych odległości jest bardzo sprawne, a przestrzenie są gatunkowo bardzo urozmaicone. Części gry poprzedzielane zostały animacjami, dzięki czemu gra cały czas utrzymuje ramy śmiesznej, czasem groteskowej przygody, a fabuła rozwija się, wciągając gracza w kolejne jej etapy.

I tak uważam należy tą grę postrzegać. Trochę nostalgicznie, trochę pół serio, bez wątpienia jednak wraz z kolejnymi etapami coraz przyjemniej. Chce się wracać. Do zabawnej - 8-bitowej - muzyki, do przaśnych żartów, do świata piratów czy choćby blond chłopca Guybrush Threepwood’a.

Poza tym jak już pisałem, jest to gra legenda. Po kilkudziesięciu latach wciąż ma rzeszę oddanych fanów, którzy w najmłodszych latach szlifowali język na pirackich żartach, a to świadczy samo za siebie. Ja polecam.

--

--