Pobudka! Recenzja gry „Sen”.

Magda Kurianowicz
Gry i komiksy
Published in
4 min readApr 4, 2020

Siadając pierwszy raz do „Snu” można uznać, że gra mimo swoich pięknych walorów ilustracyjnych, wydaje się być skromna. Małe pudełko, w środku 54 karty, instrukcja, notesik i ołóweczek do zapisu punktacji. Czy to będzie kolejna gra wydmuszka, z pięknym pudełkiem, a rozgrywką nie nadającą się dla nikogo? Otóż nie.

„Sen” bardzo zaskoczył mnie wciągającą rozgrywką, mimo prostych zasad. Polegają one na tym, że każdy gracz dostaje po 4 karty rewersem do góry. Na początku rundy można podejrzeć dowolne dwie spośród swoich kart. Gra zaczyna się od wzięcia nowej karty ze stosu i zadecydowaniu, czy chce się ją wymienić na którąś ze swoich dotychczasowych kart, czy odrzucić. Potem następuje ruch kolejnego gracza i tak w kółko. Zależy nam na zdobyciu jak najmniejszej ilości punktów. Najbardziej korzystne są w tym przypadku karty ze szczęśliwych krain, a kruków staramy się pozbyć jak najszybciej. Mamy też do dyspozycji karty specjalne, które umożliwiają nam dodatkowe czynności, jak wzięcie dwóch kart ze stosu, podejrzenie swojej albo cudzej karty, zamienienie się z kimś kartą za kartę. Każda runda kończy się, gdy któryś z graczy powie „pobudka!”. Wtedy wszyscy odwracają karty i podliczają punkty. Żeby nie było za prosto osoba która woła na pobudkę musi być pewna, że ma najniższą wartość kart od pozostałych, inaczej dostaje karne punkty. Gra kończy się, gdy ktoś przekracza próg stu punktów.

Tak wygląda rozgrywka, ale tę prostą karciankę trzeba analizować pod kątem kilku aspektów. Sama gra wymaga od nas dużo więcej niż możemy na początku przypuszczać. Zaczynamy od poczucia, że musimy zapamiętać swoje karty, ale także karty przeciwników. Dzięki temu można wykorzystać tę wiedzę, gdy trafimy na kartę wymiany. Niestety im więcej rund za nami, tym nasza pamięć może być bardziej zawodna, ale dzięki temu nasze zaangażowanie nie maleje w trakcie gry. Trzeba też zauważyć, że ciągła obserwacja ruchów przeciwnika jest tu bardzo istotna, bo pomaga w przewidywaniu ich postępu w grze i ewentualnej „pobudki”. Gra bardzo zachęca do zawodniczego blefowania, by mylić innych i zyskiwać na tym profity. Jednocześnie zwodzenie przeciwnika nie jest obowiązkową częścią gry, co jest zaletą gdy gramy na przykład z młodszymi graczami. Dlatego „Sen” jest pozycją bardzo uniwersalną grą pod względem wieku graczy.

Zachwyca mnie też sam fakt, że gra opiera się na ryzyku, szczególnie z kartami, których wartości nie znamy. Bardzo często, bojąc się zaryzykować, tracimy, bo nieodkryta karta w trakcie podliczania punktów okazuje się być dziewięciopunktowym krukiem. Działa to także w drugą stronę, gdy tracimy przez nasz ruch jednopunktową kartę. Może zdarzyć się też tak, że w emocjach zapominamy jakie wartości miały karty początkowo odkryte, albo gdzie one były. Podsumowując sama gra jest przyjemnie angażująca i ma swoje nieprzewidywalne zwroty akcji mimo swojej prostoty. Rozgrywka zajmuje od 20–40 minut, dzięki czemu jest w sam raz na spotkanie z przyjaciółmi na domówce, albo jako rozrywka na wakacyjnym, rodzinnym wyjeździe. Sprzyja temu niewielki rozmiar pudełka i małe zapotrzebowanie na przestrzeń do gry. „Sen” możemy zabrać nawet do torebki.

Sam klimat gry świetnie utrzymują ilustracje stworzone przez Marcina Minora. Krainy przedstawione w grze przechodzą od kłębuszkowej krainy kotka w coraz bardziej mroczne klimaty wraz ze wzrostem numeracji. Ostatnie 4 karty są na tyle niepokojące, że tworzą klimat baśniowego koszmaru. Stopniowanie tych krain zasługuje na wielki szacunek dla autora, bo nadał każdej ilustracji odpowiednią atmosferę. Bardzo podobało mi się, że nawet moi znajomi, którzy nie zastanawiają się mocno nad estetyką gier planszowych, doceniają te ilustracje, a w trakcie tasowania kart usłyszałam kilkakrotnie okrzyki typu „O patrzcie, ta ryba ma w sobie zamek i ręce! Nie widziałem tego wcześniej”. Tak jak tytułowy „Sen” karty są nieoczywiste i można się w nich doszukać wielu rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne. Zrealizowały one całkowicie swoje zadanie i nadały grze odpowiedniego klimatu.

Oczywiście sama oprawa graficzna „Snu” powoduje, że kojarzy się mocno z kultową grą „Dixit”. Można byłoby zaryzykować stwierdzenie, że „Sen” jest miniaturą „Dixitu”, ale czy na pewno? Z własnego doświadczenia i tego, że grałam w obie gry równie często, szala atrakcyjności przechyla się dla „Snu”. Dlaczego? Bo gra nie nudzi się nawet, gdy gracz ma w niej już duże doświadczenie. Jest na tyle losowa i na tyle logiczna, że zgrabnie balansuje miedzy tymi aspektami. „Dixit” natomiast, nawet z dodatkami, nudzi się po jakimś czasie swoją przewidywalnością.

Biorąc pod uwagę wszystkie walory „Snu”, muszę przyznać, że gra jest wyjątkowa. Jest poręczna, uniwersalna dla różnych grup wiekowych, ciekawa i pięknie przedstawiona graficznie. Ma też do zaoferowania kilka alternatywnych wersji rozgrywki. Gdy zastanawiam się nad ewentualnymi wadami jest mi trudno cokolwiek znaleźć. Dlatego nie będę się na tym skupiać i po prostu z całego serca polecę wam „Sen” jako świetną grę na spokojny wypoczynek w gronie rodziny albo przyjaciół. Jak dla mnie jest warta swojej ceny.

--

--