Sześciopak dla żony
Znicze w sześciopaku niosę swojej żonie
Kupiłem z przeceny, każda za złotówkę
Nadawali skoki, gdy wpadła w agonię
Długo nie cierpiała, rak jej pożarł trzustkę
Znicze w sześciopaku, w żółtej reklamówce
Czerwone i proste, bez fikuśnych wzorów
Dla kobiety, która wiązała mi muszkę
Przesoloną zupę podając do stołu
Widziała mnie nagiego po pięćdziesiątce
Wwiercając we mnie swoje ślepe spojrzenie
To z nią dzieliłem sztruksowe życie szorstkie
To jej pokazywałem puste kieszenie
Teraz jej nie ma i lżej mi życie płynie
Horyzont przede mną nie jest już szeroki
Zdjęć nikt nie odkurza, nikt naczyń nie myje
Nikt mi już nie umrze, gdy nadają skoki.