Ależ mi się historia przytrafiła, aż muszę Wam ją opowiedzieć drodzy moi!
Otóż — jak co miesiąc, scrolluję sobie po timelinie na Google Plus z myślą, że może aktywność userów nieco się zwiększyła. Co jakiś czas rzeczywiście widać jakieś drobne konwulsje, ale bez szaleństw.
Scrolluję, scrolluję i trafiam na zdjęcie kolegi, który musiał mieć przerażająco nudny dzień za sobą i postanowił się pobawić efektami w jakiejś aplikacji do obróbki zdjęć. Każdy z nas ma takie fazy, więc luz. Moje oko jednak przykuło jedna z czterech udostępnionych fotek.
Przy okazji, dziewczęta — wiecie jak męskie oko działa? Krągłości i naga skóra to naturalne magnesy dla naszego narządu… wzroku oczywiście. Don’t blame us — to biologia nas tak urządziła…
Moje wprawne oko wypatrzyło wśród miniaturek bardzo ciekawy widok — zresztą co ja się będę rozwodził, obrazek jest wart tysiąca słów, zatem proszę bardzo:
Booyah!
Tworzenie i publikacja albumów na G+ kolegę chyba przerosła. Co więcej — po mojej drobnej uwadze nadal nie miał świadomości, co rzeczywiście opublikował — dopiero wskazanie konkretnego zdjęcia otworzyło dawno nie używane pokłady świadomości i zdjęcie zostało usunięte przez autora. Nie linkuję jednak do wpisu, bo nie o piętnowanie tutaj chodzi.
Taki przypadek każe nam jednak postawić kilka pytań:
- Kto teraz trzyma takie foty na dysku/karcie SD, skoro wszystko mamy dostępne online?
- Google ewidentnie nie przeszukuje naszych albumów w poszukiwaniu nagości — można oczywiście zdjęcie zgłosić jako nieodpowiednie, ale przynajmniej nie działa tutaj żaden automat — czy to oznacza, że w prywatnych kręgach G+ może posłużyć jako narzędzie komunikacji amatorów japońskich MILF (btw — podobno słabe) i pomijając oczywiście to, że wujek będzie wiedział w czym gustujemy — nikt nam tego nie zabroni?
- Czy Google jeszcze bardziej musi popracować nad funkcją publikowania fotek, tak, żeby jaśniej oznaczać to co faktycznie zostanie opublikowane po kliknięciu tego przeklętego przycisku?
- Jak bardzo trzeba być nierozgarniętym, żeby to puścić online!? (pozdrawiam autora z tej strony! :D)
Lubię takie kejsiki — pokazuje to, jak niektórzy z nas nie są gotowi na soszjal media rewoluszyn i jak różne serwisy inaczej podchodzą do moderacji treści w nich zawartych. Mark dawno by nacisnął klawisz Delete.
A Google lubi cycki.
Jak ja i Ty.