Intel Extreme Masters to nasze święto

Sobota

6GhosT9
jaduch
5 min readMar 22, 2014

--

Wstałem dzisiaj o jakiejś chorej porze, przynajmniej jak na sobotę. Nie zjadłem śniadania, zapakowałem tylko torbę, wziąłem aparat i ruszyłem do miasta (tak mówią Ci co mieszkają na obrzeżach). Okropnie lało.

Kiedy znalazłem autobus, którym mieliśmy jechać do Katowic deszcz przestał padać. Dzisiaj wiem, że to był znak. To był znak, że przede mną doskonały weekend.

Podróż autobusem zleciała nam błyskawicznie, bo w dobrym towarzystwie człowiek się nie nudzi. Jestem skłonny zaryzykować, że w naszym autobusie siedział krem z kremów (hehe), a przebieg tego co się działo w trakcie — zostawiam Waszej wyobraźni.

*** fast forward ***

Weszliśmy do Spodka od tyłu. Gdyby tylko te tłumy zgromadzone przed głównym wejściem wiedziały, że w tym autobusie jedzie ekipa, która dostanie się do środka bez kolejki — jestem przekonany, że by nas rozszarpali.

Właściwie żaden z nas nie wiedział czego się spodziewać. Przed imprezą obejrzałem tylko video z otwarcia i faktycznie widziałem, że jest tam dużo ludzi. Ale kiedy weszliśmy na płytę zaczęła się jazda. Najpierw weszliśmy od strony wystawców gdzie kręciło się mnóstwo młodzieży. Kłębili się wokół stoisk, krzycząc co chwila hasła, które wymyślał im “animator imprezy”. Kto głośniej krzyknął dostawał smycz, albo koszulkę. To niesamowite jak bardzo dużo hałasu można zrobić walcząc o kawałek materiału.

Przecisnęliśmy się przez tłum i weszliśmy przed główne sceny. Tu było centrum całej imprezy. Co chwilę z widowni rozlegały się okrzyki, tłum skandował ksywki graczy, nazwy drużyn, albo zwyczajne JEEEEEEEE. Ludzie wstawali, robiąc hałas uderzaniem o siebie dmuchanymi pałkami. Za każdym razem kiedy nagle rozlegał się krzyk, spoglądaliśmy na siebie z Pawłem i Arturem z niedowierzaniem. Czy to się dzieje naprawdę?.

Owszem działo się. Pierwszy dzień spędziliśmy właściwie na obchodzeniu Spodka, oglądaniu poszczególnych stoisk i kątem oka obserwowaniu kto wchodzi do finału, który miał odbyć się następnego dnia.

HyperX

Mieliśmy też okazję uczestniczyć w konferencji HyperX. Dla niewtajemniczonych HyperX to tak naprawdę marka Kingstona, którą wydzielono specjalnie, żeby sygnować nią sprzęt dedykowany graczom. Nie wchodząc niepotrzebnie w szczegóły: HyperX upraszcza nieco nazewnictwo swoich produktów, dzięki czemu niezależnie od tego, czy mówimy o dyskach SSD, pamięci RAM czy pendrive — Predator oznaczać będzie najwyższą półkę. To bardzo dobry pomysł, bo pod warunkiem, że wybierzemy sprzęt HyperX, w dużym uproszczeniu nie będziemy musieli się zastanawiać nad cyferkami. Po prostu bierzemy sprzęt z określonej “półki” i po problemie.

Ciekawym eksperymentem jest wprowadzenie na rynek słuchawek HyperX. Po króciutkim teście okazało się, że to zaskakująco dobrej jakości sprzęt. Niestety pierwszy model jest dedykowany tylko do PC (ma dwa jacki), ale planują wypuścić kolejne modele z różnymi wtyczkami, m.in. z USB. I jeszcze malutkie info: w tym roku możemy się spodziewać premiery fajnych kości pamięci dedykowanych do Macbooków, które same mają się podkręcać żeby wyciągać jak najlepsze osiągi podczas pracy. Ciekawy koncept — chętnie wziąłbym je na warsztat… ;)

Titanfall

Na jednym ze stoisk był też pokaz Titanfalla. Niestety nie dopchaliśmy się do komputerów (poza Andrzejem), ale staliśmy tam z pół godziny patrząc jak gra młodzież. To smutne, że dla mnie to było trochę lizanie lizaka przez szybę. Nie tylko dlatego, że na miejscu nie mogłem pograć, ale dlatego, że nie mam w domu żadnego sprzętu, na który dedykowany jest Titanfall. Na miejscu strasznie się zajarałem, ale po przeczytaniu kilku dyskusji biorę poprawkę na swoje skrzywione myślenie i już nie traktuję tej gry jako kroku milowego w FPSach. Podobno po dłuższej przygodzie na placu boju zwyczajnie się nudzi, ale dopóki nie zagram to nie będę oceniał, więc sza.

Jeszcze jedno stoisko zapadło mi w pamięć. Było na nim kilka sztuk Oculus Rifta. To był mój pierwszy raz i byłem pod ogromnym wrażeniem jego możliwości. Zdaję sobie sprawę, że miałem do czynienia z pierwszą wersją urządzenia i było w nim wiele rzeczy do poprawy, natomiast jako koncept — bardzo mi się podobał. EDIT: przy stoisku staliśmy sobie razem z Pawłem, który dużo nam opowiedział o samej grze. Dzięki!

Afterparty

Po dość męczącym dniu na szczęście mieliśmy chwilę, żeby odpocząć przed imprezą w hotelu. Skorzystaliśmy z tego przywileju do tego stopnia, że jeden z drużyny zasnął i nawet budzik go nie mógł dobudzić. Co ten Artur… #hehe (EDIT: Artur może zaspał na afterparty, ale Maćkowi udało się zaspać na kolejny dzień i prawie zaczął drugą dobę hotelową… :D)

W każdym razie, podobnie jak nie robi się zdjęć po dwunastej, tak ja też nie będę za dużo pisał o imprezie. Było po prostu epicko. Do hotelu wróciliśmy koło 3 w nocy, ledwo się doczołgując ze zmęczenia. Owszem ze zmęczenia, bo jeżeli o mnie chodzi — cały alkohol wyparował mi przez skórę. #truestory

Niedziela

Po obfitym śniadaniu ruszyliśmy z powrotem do Spodka. Tym razem mieliśmy bardzo konkretne plany — koniecznie chcieliśmy zobaczyć finał CSa, bo walkę o mistrzostwo świata (ligi ESL) mieli stoczyć nasi! Legendy CSa zresztą, dzisiaj pod banderą Virtus Pro. Nie zawiedliśmy się. Chłopaki pokonali przeciwników w akompaniamencie niekończących się okrzyków radości. To był świetny mecz, po brzegi wypełniony emocjami.

Później był finał Starcrafta, ale ze względu na to, że nie wiedzieliśmy któremu Koreańczykowi mamy kibicować, poszliśmy na obiad. Wróciliśmy jednak na finał League of Legends, chociaż podczas sobotnich rozgrywek żaden z nas nie kumał co się dzieje na ekranie, ale skoro to miało być zwieńczenie imprezy — nie mogliśmy sobie darować.

Bardzo pomógł nam Kuba komentując na żywo to co się dzieje. Grałem wcześniej trochę w Dotę, więc mechanika LoLa była dla mnie zrozumiała, jednak poziom obu drużyn był tak wysoki, że momentami po prostu trudno było zrozumieć kto kogo bije i dlaczego na tę wielką dżdżownicę wszyscy mówią baron…

Wygrali — co nie jest zaskoczeniem — Koreańczycy, którzy nie przegrali na tych mistrzostwach ani jednego meczu.

I tak zakończyło się dwudniowe święto graczy.

Część ze swoich refleksji opowiedziałem w pierwszym odcinku Yes Was Podcast i wszystko podtrzymuję.

Zastanawiam się nadal, czy esport już osiągnął szczyt popularności w naszym kraju? Raczej nie, skoro za każdym razem jak opowiadam swoje wrażenia z wyjazdu znajomym, którym daleko do elektronicznej rozrywki, rozdziawiają usta z niedowierzaniem.

“Jak to mają trenerów? Groupies? Treningi? Profesjonalni komentatorzy? Zwariowałeś?”

Pytanie tylko, czy kiedykolwiek przejdziemy do etapu: “ah tak, coś słyszałem, że CS to jedna z dyscyplin, w których Polacy są całkiem dobrzy”. A może esport wcale nie potrzebuje więcej rozgłosu?

Zostawię Was z filozoficznym pytaniem, a tymczasem wracam do pykania w LoLa, bo mnie Kuba w końcu namówił.

PS Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że mogłem świętować w Katowicach w tak doborowym towarzystwie. Było epicko. Pozdro Intel!

PS2 Mam dużo materiału video z imprezy — coś skleję i jak będzie gotowe to wepnę do tekstu. Stay tuned!

--

--

6GhosT9
jaduch

Geek, willing to meet new people. Gadget lover, excessive Internet user... I’m creative, full of energy, and spreading optimism!