Źródło: Calum MacAulay, Unsplash

A kiedy mnie już nie będzie

Alika Swiderska
Lifeform
Published in
8 min readNov 23, 2015

--

Śmierć przychodzi niespodziewanie. Zawsze. Nigdy się jej nie oczekuje. Nawet pacjent w terminalnym stadium choroby nie wierzy w to, że umrze dziś lub jutro. Może w przyszłym tygodniu, ale tylko wtedy, jeśli w przyszłym tygodniu przyszły tydzień pozostanie przyszłym tygodniem.

Nigdy nie jest się na nią gotowym. Nigdy nie nadchodzi na nią odpowiedni moment. Nigdy nie zdążymy dokończyć wszystkiego, co chcieliśmy zrobić. Kres życia zawsze przychodzi niespodziewanie, pogrążając w morzu łez wdowy i zanudzając małe dzieci, które (na szczęście!) nie rozumieją jeszcze, czym jest pogrzeb.

Nie inaczej było w przypadku mojego ojca. Tak naprawdę to jego śmierć była jeszcze bardziej niespodziewana. Odszedł w wieku, w którym umiera wielu sławnych muzyków — 27 lat. Młodo. Zbyt młodo. Nie był sławny, nie był też muzykiem. Rak nie wybiera. Odszedł, kiedy byłem jeszcze mały i właśnie z jego powodu dowiedziałem się, czym jest pogrzeb. Miałem osiem i pół roku — wystarczająco, by tęsknić za nim przez resztę życia. Gdyby umarł wcześniej, nie zostałyby mi po nim żadne wspomnienia. Ani żal. Ale wówczas w historii mojego życia nie byłoby ojca. A ja miałem ojca.

Miałem ojca, który potrafił być i stanowczy, i zabawny. Takiego, który rzucał jakimś żartem, kiedy dostawałem od niego karę. Robił to po to, by nie było mi przykro. Takiego, który całował mnie w czoło, kiedy szedłem spać. Przekazałem ten zwyczaj moim dzieciom. Takiego, który zmusił mnie, żebym kochał tę samą drużynę sportową, co on. Takiego, który tłumaczył mi rzeczy lepiej niż mama. Rozumiesz? Takiego ojca, za którym się tęskni.

Nigdy nie powiedział mi, że umrze, nawet wtedy, kiedy leżał już podłączony do aparatury. Robił plany na następny rok, chociaż wiedział, że nie dożyje następnego miesiąca. W przyszłym roku mieliśmy łowić ryby, podróżować, zwiedzać miejsca, w których żaden z nas jeszcze nie był. Przyszły rok miał być niesamowity. Marzyłem o nim razem z nim.

Wydaje mi się — a właściwie jestem tego pewien — że sądził, że przyniesie to nam szczęście. Był przesądny. Myślenie o przyszłości było dla niego sposobem na zachowanie optymizmu. Drań rozśmieszał mnie do samego końca. Wiedział o wszystkim. Ale mi nie powiedział. Nigdy nie zobaczył, jak opłakuję jego stratę.

I nagle przyszły rok skończył się, zanim się w ogóle zaczął.

Mama odebrała mnie ze szkoły i pojechaliśmy razem do szpitala. Lekarz przekazał nam wiadomość z całą tą delikatnością, którąkażdy lekarz traci z biegiem lat. Mama płakała. Ona też miała odrobinę nadziei. Jak już wspominałem, każdy ją ma. Byłem wstrząśnięty. Jak to? Czy to nie była zwykła choroba, taka, przy której dostaje się zastrzyki? Tato, jak ja cię wtedy nienawidziłem. Oszukałeś mnie. Nie byłem smutny, tato, byłem wściekły. Poczułem się zdradzony. W szpitalu krzyczałem z wściekłości, aż w końcu zauważyłem, że nie było tam taty, który by mnie za to ukarał. Rozpłakałem się.

I wtedy tata znowu był moim tatą. Pielęgniarka, która przyszła mnie pocieszyć trzymała pod pachą pudełko po butach. W środku znajdowały się dziesiątki listów ze zdaniami zapisanymi w miejscu, gdzie powinien znajdować się adres. Zapłakany, nie do końca rozumiałem, co się działo. I wtedy pielęgniarka wręczyła mi list. Jedyny, który nie znajdował się w pudełku.

„Twój tata poprosił mnie, żebym wręczyła ci go osobiście i poprosiła, żebyś go otworzył. Pisał to wszystko przez cały ostatni tydzień i powiedział, że to dla ciebie. Bądź silny” — powiedziała i przytuliła mnie.

Na kopercie, którą mi wręczyła, było napisane „KIEDY MNIE JUŻ NIE BĘDZIE”. Otworzyłem ją.

Synu,

Jeśli to czytasz, to znaczy, że umarłem. Wybacz mi proszę, wiedziałem o tym.

Nie chciałem mówić Ci, co się stanie. Nie chciałem widzieć, jak płaczesz. Chyba mi się udało. Sądzę, że człowiek, który szykuje się na śmierć, ma prawo do odrobiny egoizmu.

No cóż, zostawiam Ci te listy, bo musisz się jeszcze wiele nauczyć — nie masz jeszcze o niczym pojęcia. Możesz je otworzyć dopiero wtedy, kiedy nadejdzie właściwy moment. Ten, który napisany jest na kopercie. To będzie nasza umowa, okej?

Kocham Cię. Opiekuj się mamą, teraz ty jesteś głową rodziny.

Całuję, tata.

P.S. Mama nie dostała listów. Zostawiłem jej samochód.

I za pomocą tych kulfonów — w tamtych czasach drukowanie nie było takie proste — sprawił, że przestałem płakać. Ten brzydki charakter pisma użyty do zapisania słów, które ledwie rozumiałem, uspokoił mnie. Sprawił, że się uśmiechnąłem. Właśnie tak załatwiał sprawy mój tata. To jak żart na złagodzenie kary.

To pudełko stało się dla mnie najważniejszą rzeczą na świecie. Zabroniłem mamie je otwierać. Te listy były tylko moje i nikt inny nie mógł ich czytać. Znałem na pamięć każdy moment życia, w którym mogłem otworzyć któryś z nich i przeczytać, co napisał tata. Ale zanim te chwile nadeszły, minęło sporo czasu. Zapomniałem o listach mojego taty.

Siedem lat i jedną przeprowadzkę później nie miałem pojęcia, gdzie podziało się moje pudełko. Gdy się o czymś nie pamięta, nie tęskni się za tym. To, że coś zniknęło z twojej pamięci, nie znaczy, że to straciłeś. Po prostu tego nie ma. Zupełnie jak drobne, które po jakimś czasie znajdujesz w kieszeni swoich spodni.

I wtedy to się stało. Dorastałem, a mama miała nowego chłopaka — tata wiedział, że prędzej czy później się to wydarzy. Mama miała wielu chłopaków i zawsze to rozumiałem. Nigdy nie wyszła ponownie za mąż. Nie do końca wiem dlaczego, ale lubię myśleć, że mój tata był największą miłością jej życia. Ale ten nowy facet był idiotą. Czułem, że się dla niego poniża. Że on ją lekceważy. Że taka kobieta zasługuje na kogoś lepszego, niż gość, którego poznaje się na tańcach.

Do dziś pamiętam policzek, który mi wymierzyła, gdy powiedziałem „na tańcach”. Przyznaję, że zasłużyłem. Nauczyły mnie tego późniejsze lata. W tamtym momencie, gdy wciąż paliła mnie skóra na twarzy, przypomniałem sobie o moim pudełku i listach. Na jednym z nich napisane było właśnie „KIEDY BĘDZIESZ MIAŁ MEGAKŁÓTNIĘ Z MAMĄ”.

Szukając go przewróciłem cały pokój do góry nogami, za co otrzymałem od mamy kolejny policzek. Pudełko znalazłem w walizce leżącej na szafie. Bezdenna otchłań. Przeszukałem koperty. Zobaczyłem „KIEDY PO RAZ PIERWSZY KOGOŚ POCAŁUJESZ” i przypomniałem sobie, że mam to już za sobą. Byłem na siebie trochę zły i zdecydowałem się przeczytać go zaraz potem. Dojrzałem też „KIEDY STRACISZ DZIEWICTWO”, który miałem nadzieję otworzyć już bardzo niedługo. Znalazłem ten, którego szukałem i otworzyłem go.

A teraz przeproś.

Nie wiem, o co się pokłóciliście, ani kto ma rację. Ale znam Twoją mamę. I najlepszym sposobem na rozwiązanie tej sytuacji jest pokorna prośba o przebaczenie. Z rodzaju tych z podkulonym ogonkiem.

Stary, to Twoja matka. Kocha cię ponad wszystko w życiu. Wiesz, że wybrała poród naturalny, bo ktoś powiedział jej, że tak będzie dla Ciebie najlepiej? Widziałeś już naturalny poród? No właśnie, chcesz większego dowodu miłości?

Przeproś. Przebaczy Ci. Ja bym nie był taki łagodny.

Całusy, tata.

Tata nie był żadnym wybitnym pisarzem — był tylko urzędnikiem bankowym. Ale mimo to poruszyły mnie jego słowa. Było w nich więcej dojrzałości niż w całym moim piętnastoletnim życiu. Co, nawiasem mówiąc, wcale nie było takie trudne.

Pobiegłem do pokoju mamy i otworzyłem drzwi. Płakałem już, kiedy ona, też płacząc, odwróciła głowę, by spojrzeć mi w oczy. Nie pamiętam, co do mnie krzyknęła — coś w stylu „czego chcesz?” — ale pamiętam, że podszedłem do niej i przytuliłem ją, wciąż trzymając list od taty. Miąłem w palcach postarzały papier. Ona też mnie przytuliła i staliśmy tak bez słowa.

Kilka chwil później śmiała się z listu taty. Pogodziliśmy się i trochę o nim pogadaliśmy. Opowiedziała mi o niektórych jego dziwnych nawykach, takich jak jedzenie salami z galaretką z truskawek. Poczułem się, jakby siedział tam z nami. Ja, moja mama i odrobina taty. Kawałeczek, który zostawił na tej kartce papieru. Było mi dobrze.

Niedługo potem przeczytałem „KIEDY STRACISZ DZIEWICTWO”.

Gratulacje, synu.

Nie przejmuj się, z czasem będzie Ci szło coraz lepiej. Każdy pierwszy raz jest do niczego. Ja miałem swój z najbrzydszą kurwą na świecie.

Najbardziej boję się, że przeczytasz napis na kopercie przed czasem i zapytasz mamę, co to jest dziewictwo. Albo jeszcze gorzej — przeczytasz to, co napisałem, nie wiedząc nawet, co to masturbacja (wiesz już, prawda?). Ale to już przecież nie mój problem.

Całuję, tata.

Mój tata towarzyszył mi przez całe życie. Co prawda z oddali, ale towarzyszył. W niezliczonych przypadkach jego słowa dodawały mi otuchy, której nie potrafił mi dodać nikt inny. Zawsze udawało mu się rozjaśnić mi myśli w chwilach gniewu i sprawić, że uśmiechałem się w chwili smutku.

Wzruszył mnie „KIEDY SIĘ OŻENISZ”, ale nie tak bardzo jak „KIEDY ZOSTANĘ DZIADKIEM”.

Synu, dopiero teraz zrozumiesz, czym jest prawdziwa miłość. Odkryjesz, jak bardzo kochasz swoją żonę, choć tak naprawdę prawdziwa miłość to to, co poczujesz do swojego maleństwa—nie wiem, czy to on, czy ona. Jestem trupem, a nie jasnowidzem.

Ciesz się tym. To najpiękniejsza rzecz na świecie. Czas mija szybko, dlatego bądź przy nim każdego dnia. Nie przeocz żadnego momentu. Zmieniaj mu pieluchy, kąp je, dawaj dobry przykład. Wydaje mi się, że masz zadatki na to, by być tak świetnym ojcem jak ja.

Najsmutniejszy list, jaki przeczytałem w moim życiu, był zarazem najkrótszym listem napisanym przez mojego ojca. Wierzę, że przy pisaniu tych trzech słów cierpiał tak samo jak ja, gdy przeżywałem te chwile. Minęło mnóstwo czasu, zanim pewnego dnia przyszło mi przeczytać „KIEDY ODEJDZIE TWOJA MATKA”.

Teraz jest moja.

Żarcik. Smutny klaun ukrywający płacz za namalowanym uśmiechem. Był to jedyny list, przy którym się nie uśmiechnąłem, ale dobrze wiedziałem dlaczego.

Zawsze dotrzymywałem umowy z moim ojcem. Nigdy nie przeczytałem żadnego listu, zanim przyszedł na to odpowiedni moment. Pomijając oczywiście „KIEDY ODKRYJESZ, ŻE JESTEŚ GEJEM”. Nigdy nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie chwila, w której musiałbym go przeczytać, więc otworzyłem go wiele lat temu. Okazał się jednym z najbardziej zabawnych.

Co mogę powiedzieć? Dobrze, że umarłem.

Ale odkładając żarty na bok i mówiąc poważnie (nieczęsto się to zdarza, więc korzystaj): teraz kiedy stoję już nad grobem, widzę, że ludzie zbyt bardzo przejmują się rzeczami, które wcale nie są takie ważne. Myślisz, że to coś zmienia, synu?

Nie bądź głupi, bądź szczęśliwy.

Zawsze z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego momentu. Kolejnego listu. Kolejnej lekcji, którą miał dla mnie tata. Niesamowite, że mężczyzna, który żył tylko 27 lat miał tyle do przekazania 85-letniemu starcowi.

Leżąc teraz na szpitalnym łóżku, z aparaturą podłączoną do nosa i tchawicy (przeklęty rak), przesuwam palcami po spłowiałym papierze ostatniego listu. „KIEDY PRZYJDZIE NA CIEBIE CZAS” — mówi prawie nieczytelny napis.

Nie chcę go otwierać. Boję się. Nie chcę wierzyć w to, że przyszedł już na mnie czas. Nadzieja, pamiętasz? Nikt nie wierzy w to, że umrze dzisiaj.

Biorę głęboki oddech i otwieram.

Cześć, synu, mam nadzieję, że jesteś już stary.

Wyobraź sobie, że ten list był dla mnie najłatwiejszy do napisania. Napisałem go jako pierwszy. Był to list, który uwolnił mnie od lęku przed utratą Ciebie. Myślę, że zbliżanie się do końca rozjaśnia umysł i łatwiej jest rozmawiać na takie tematy.

Przez ostatnie dni myślałem o swoim życiu. Było co prawda krótkie, ale byłem w nim bardzo szczęśliwy. Byłem Twoim tatą i mężem Twojej mamy. Czego mógłbym chcieć więcej? To dało mi spokój. Też pomyśl o swoim życiu.

Moja rada: nie musisz się bać.

P.S.: Tęsknię.

Spodobał ci się ten tekst? Na pewno docenią go też twoi znajomi. Udostępnij go i pomóż mu dotrzeć do szerszego grona osób.

Chcesz czytać więcej podobnych artykułów? Obserwuj Lifeform na Facebooku i Twitterze.

--

--