Jak radzić sobie z trudnościami i przeciwnościami losu

Trudności, porażki i tragedie dotykają każdego z nas. Nie sposób ich całkiem uniknąć. Nowoczesna interpretacja starożytnej filozofii stoików oferuje sposób na poradzenie sobie, gdy nas nieuchronnie dotkną. Wiedziony życiową koniecznością, autor sprawdził go na sobie i dzieli się refleksjami z jego zastosowania.

Marek Kowalczyk
Lifeform

--

Wszyscy doświadczamy trudności

Każdy człowiek doświadcza trudności, przeciwności losu, a czasem tragedii. Nie wszystko idzie zawsze tak, jak byśmy chcieli. Ważne projekty się nie udają. Popełniamy błędy. Tracimy to, co dla nas najcenniejsze… To nieodłączna część naszego życia — niezależnie od tego, jak bardzo kolorowe reklamy chciałyby przekonać nas, że jest inaczej. Nawet jeśli mocno wierzymy w myślenie pozytywne i podejście failure is not an option, czasy globalnej zawieruchy rynkowej szykują nam jeszcze wiele nieprzyjemnych niespodzianek — nie mówiąc już o sprawach osobistych. Czy jako „dzieci szczęścia”, wychowane na korporacyjnych przekazach motywacyjnych, jesteśmy gotowi na nieuchronne porażki?

Znam takie trudne doświadczenia z pierwszej ręki. Wiele lat temu założyłem dwie firmy (MANDARINE Project Partners i MINT Books); potem ożeniłem się i doczekałem się syna; zorganizowałem słynny TEDxWSB, na którym „wypłynął” Jacek Walkiewicz. Sprawy szły raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie całkiem nieźle. Jednak rok 2012 był dla mnie początkiem pasma porażek. Kulminacją był dzień 1 stycznia 2013, kiedy doznałem zaostrzenia niewydolności serca. Omal nie umarłem. Kilka tygodni później znalazłem się na liście osób wytypowanych do transplantacji serca. W roku 2013 wszystkie moje plany, wyobrażenia o sobie i zamiary legły w gruzach. Wiele miesięcy spędziłem w szpitalu, a po wyjściu stanąłem przed największymi w moim dotychczasowym życiu problemami. Nie udało mi się ich do końca rozwiązać. Nie wyzdrowiałem w pełni i pewnie nie odzyskam sprawności fizycznej — ale mimo to moje życie jest subiektywnie dużo lepsze, niż gdy było o niebo lepsze obiektywnie. Jak to możliwe?

Nie wydarzenia, ale nasze poglądy o nich

Chcę ci przedstawić, Czytelniku, techniki, inspiracje i przemyślenia, które pomagają mi radzić sobie w tych trudnych chwilach. Na początku spieszę jednak wyjaśnić, że „poradzić sobie” nie oznacza wcale „uniknąć”, „usunąć” lub „zmienić” okoliczności zewnętrzne. Nie ma bowiem niezawodnej metody modyfikacji rzeczywistości tak, by odpowiadała ona naszym wyobrażeniom. W moim rozumieniu „poradzić sobie” oznacza więc doprowadzić do sytuacji, w której nawet w bardzo niesprzyjających okolicznościach nie wprowadzamy się w ekstremalnie bolesne i nieproduktywne stany psychiczne. Tak więc (prawie) zawsze możemy sobie poradzić „wewnętrznie”, nawet jeśli zupełnie nie radzimy sobie „zewnętrznie” — i nie chodzi mi tu wcale o „myślenie pozytywne”.

Będąc z wykształcenia filozofem, inspirację czerpałem i czerpię m.in. z myśli starożytnych stoików — przede wszystkim Epikteta, którego lektura towarzyszyła mi w szpitalu. Jej nowoczesną interpretacją jest terapia racjonalno-emotywno-behawioralna (rational emotive behavioral therapy, REBT), opracowana przez jednego z czołowych, ale mało w Polsce znanych amerykańskich psychologów, Alberta Ellisa, inspirowana również semantyką ogólną Alfreda Korzybskiego.

„Ludzie nie trapią się wydarzeniami, lecz swoim na nie poglądem” — to zdanie wypowiedziane dwa tysiące lat temu przez Epikteta jest podstawą mądrości umożliwiającej poradzenie sobie z każdą niemal przeciwnością, która może nas spotkać. Wielu ludzi jest bowiem, ku swemu nieszczęściu, przekonanych, iż to właśnie zewnętrzne wydarzenia powodują ich stany emocjonalne: „Załamuje mnie to, że znalazłem się na liście transplantacyjnej”. Cóż może być bardziej prawdziwego? Widzę przecież swoją mizerną sytuację i od razu czuję załamanie; to przecież oczywiste, że jego bezpośrednim źródłem jest właśnie wpisanie mnie na listę — co mogłoby być innego? Innymi słowy, struktura codziennego modelu myślenia jest następująca: zdarzenie -> emocje. Jeśli jednak starożytny mędrzec ma rację, to model ten jest błędny, a zgodny z rzeczywistością jest model następujący: zdarzenie -> pogląd na zdarzenie -> emocja. Różnica z pozoru niewielka, lecz całkowicie kluczowa. Epiktet zauważa bowiem również: „Nad tym, co zewnętrzne (bogactwo, zaszczyty, zdrowie) kontroli nie mamy, lecz całkowicie od nas zależy to, co wewnętrzne — myśli, uczucia, nasze czyny”. Jeśli rzeczywiście tak jest — jeśli mamy wpływ na nasz pogląd na (niekorzystne) wydarzenia — to w naszej mocy jest zmiana naszego stosunku do wydarzeń, a przez to zmiana przeżywanych emocji.

Czy być uśmiechniętym idiotą?

Stwierdzenie, że mamy wpływ na nasze poglądy na (niekorzystną) sytuację nie implikuje automatycznie tego, że należy cieszyć się z trudnych dla nas wydarzeń. Wręcz przeciwnie: jak najbardziej ludzka i adekwatna jest w takim przypadku reakcja smutku, przygnębienia, złości. Moja sytuacja po znalezieniu się na liście transplantacyjnej w wieku 42 lat była obiektywnie niekorzystna. Przeciętny czas przeżycia po takim zabiegu wynosi 5 lat. Oczywiście, relatywnie do bycia zdyskwalifikowanym mimo potrzeby, lepiej jest się na takiej liście znaleźć — ale przecież najlepiej byłoby w ogóle nie musieć rozważać takiej ewentualności!

Zamiast popadać w całkowite zobojętnienie lub radować się z problemów (choć to drugie bywa czasem i możliwe i zasadne), warto postawić sobie dużo skromniejszy cel zastosowania naszej władzy nad poglądami na trudne sytuacje. Otóż warto i praktycznie zawsze można zrezygnować z niezdrowych emocji (wściekłość, rozpacz, desperacja…) na rzecz ich zdrowych odpowiedników (złość, smutek, frustracja…). Te zdrowe nieprzyjemne uczucia są w trudnych sytuacjach nie tylko adekwatne; mają one wręcz znaczenie przystosowawcze. Niczym dotkliwy ból zęba, motywują nas one do szukania wyjścia z niekorzystnej sytuacji. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy pojawia się ból patologiczny — taki który paraliżuje, zamiast kierować nas do dentysty. Podobnie emocje niezdrowe, przez swój ekstremalny i destruktywny charakter, nie tylko nas paraliżują i przez to nie pomagają zmieniać niekorzystnych okoliczności zewnętrznych, ale jednocześnie poważnie zaburzają nasz stan psychiczny, powodując tylko zbędne cierpienie.

ABC rezygnacji z niezdrowych emocji

Pierwszym warunkiem rezygnacji z niezdrowych emocji jest uznanie, że są one produktem naszych przekonań (poglądów) na temat niekorzystnych wydarzeń, a nie bezpośrednim ich skutkiem. To akurat było dla mnie jako filozofa z wykształcenia bardzo naturalne do przyjęcia. Jednak dla wielu ludzi, którzy nie mają takiego doświadczenia, uznanie tego faktu może nie być tak oczywiste. Sama świadomość źródła jednak nie wystarczy. Dlatego konieczne jest systematyczne odkrywanie przekonań powodujących niezdrowe emocje i wytężona aktywna praca na rzecz ich zmiany. Mi osobiście bardzo pomogła technika ABC Ellisa. Jej nazwa pochodzi od angielskich słów:

  • Adversity (przeciwność) — zewnętrzna przeszkoda w realizacji ważnego dla nas celu (Goal, G).
  • Beliefs (przekonania) — to, co mówimy sobie, najczęściej nieświadomie, gdy doświadczamy A.
  • Consequences (konsekwencje) — emocje i zachowania będące naszą odpowiedzią na A widziane poprzez pryzmat B.

Fundamentalne stwierdzenie Epikteta możemy więc wyrazić jako: C = A x B. Tyle teorii. Poniżej przedstawiam mój własny przykład zastosowania techniki ABC.

Chcę żyć długo i w zdrowiu (G), ale jestem zakwalifikowany do przeszczepu serca w trybie pilnym (A). Czuję się załamany, zrozpaczony, chcę zrezygnować z dalszego leczenia (C). Teraz mam wybór:

  • Mogę trwać w depresji i apatii „spowodowanej” przez A.
  • Mogę też uznać, że depresja to czynność, którą ja sam wykonuję na sobie („depresjonuję się”), a nie rzecz, która na mnie spada, niczym doniczka na głowę.

A jeśli „depresja” to tak naprawdę „depresjonowanie się”, to mogę przestać to sobie robić, bo nad tym, co wewnętrzne mam pełną władzę — nawet jeśli czasem jej wykonanie przychodzi mi z trudnością. Aby tę władzę wykonać, zadaję sobie pytanie: „Co takiego mówię do siebie, na wpół świadomie, co wywołuje te niezdrowe uczucia?”. Odpowiedź (B) przychodzi po chwili: „Ja muszę być zdrowy! Wszystko musi iść po mojej myśli! Wszystko musi mi się udawać! W przeciwnym razie jestem bezwartościowy”.

W świetle tych niemożliwych do spełnienia absolutystycznych żądań, nic dziwnego, że się depresjonuję — każdy by tak zrobił. To właśnie jest kluczowe spostrzeżenie Epikteta, Korzybskiego i Ellisa: ponieważ nasze procesy mentalne są jednością myśli, emocji i działania, więc zaburzenie jednego elementu (np. myśli — poprzez nieracjonalne przekonania) jest natychmiast odzwierciedlone jako zaburzenie w pozostałych aspektach (emocje, działanie). Przekonania tego rodzaju są nieracjonalne, ponieważ są logicznie błędne, empirycznie nieprawdziwe i przeszkadzają mi osiągnąć ważny dla mnie cel (G).

Zidentyfikowałem więc nieracjonalne przekonanie (B) na temat zdarzenia (A) stojącego na drodze realizacji celu (G), przy pomocy którego się depresjonuję, wywołując niezdrową emocję i nieproduktywne działanie (C). Przechodzę więc do zmiany mojego nieracjonalnego przekonania. O ile Epiktet, Korzybski i Ellis mają rację, powinienem zaobserwować odejście niezdrowych emocji depresji itd. i zastąpienie ich zdrowymi odpowiednikami (np. smutek), które, choć nieprzyjemne, są jak najbardziej adekwatne w tej sytuacji. A to oznacza, że sobie z nią poradziłem (wewnętrznie), nawet jeśli nie mogę zrobić nic, by zmienić okoliczności zewnętrzne (A).

Nowa efektywna filozofia

Sposobem na dokonanie tej zmiany jest kwestionowanie (Disputing, D) nieracjonalnych przekonań (B) na gruncie logicznym, empirycznym i pragmatycznym. Dokonuję tego zadając pytania:

  • „W jaki sposób to, że bardzo chcę być zdrowy, odnosić sukcesy itd., logicznie implikuje, że tak musi być?”
  • „Skoro nie jestem zdrowy i nie odnoszę sukcesów, to czy na gruncie empirycznym rzeczywiście mogę utrzymywać, że tak musi być?”
  • „Czy sztywne trzymanie się poglądu, że ta sytuacja nie może istnieć — mimo że istnieje — jest mi pomocne w poradzeniu sobie z tą przeciwnością?”

Po chwili refleksji racjonalne odpowiedzi nasuwają się same:

  • „To, że czegoś bardzo nie chcę, wcale nie implikuje, że ta sytuacja nie może istnieć; nie mam przecież boskiej władzy nad światem.”
  • „Skoro ta sytuacja istnieje, to w oczywisty sposób znaczy, że istnieć może.”
  • „Trzymanie się tego nieracjonalnego przekonania tylko utrudnia mi funkcjonowanie: wpędzam się w depresję i skłaniam do wybrania opcji gwarantującej mi krótsze życie, czego przecież nie chcę.”

Kwestionowanie (D) poprzez zadawanie pytań prowadzi mnie do nowej, efektywnej filozofii spojrzenia na moją obiektywnie trudną sytuację (Effective New Philosophy, E) — zbioru racjonalnych (logicznych, empirycznie potwierdzonych i pomocnych) przekonań. Pomogą one mi w sytuacji A osiągnąć zdrowe emocje i produktywne działania w punkcie C. Oto moja nowa efektywna filozofia poradzenia sobie z byciem zakwalifikowanym do przeszczepu serca:

  • Ta sytuacja jest dla mnie bardzo niewygodna, ale nie jest okropna czy nie do zniesienia. Oczywiście, że ją zniosę — przecież nie rozpadnę się od tego na kawałki!
  • Wolałbym nie musieć rozważać przeszczepu serca, ale skoro już tak się stało, to trudno. Mam pecha. W najgorszym razie będę żył krócej, niż mi się wydawało. Nie ja pierwszy, nie ja ostatni. Każdy musi kiedyś umrzeć, to i tak tylko kwestia czasu.
  • Nawet znosząc duże niewygody związane z transplantacją mogę żyć szczęśliwie i doznawać wielu radości. Nadal będę żył!
  • Świadomość śmierci może mi nawet pomóc lepiej wykorzystać moje życie, może być to dla mnie doskonała okazja do tego, żeby przestać przejmować się drobiazgami i zacząć chwytać każdy dzień! W sumie może okazać się, że to zdarzenie to najlepsze, co mogło mi się przytrafić — bo może i będę żył krócej, ale za to dużo lepiej!

Dobrze opracowana nowa efektywna filozofia (E) pomaga osiągnąć zdrowe negatywne uczucia, a nawet wydobyć z przeciwności (A) elementy pozytywne. Nie wystarczy jednak intelektualnie znać E, to nie pomaga. Konieczne jest „zainstalowanie” jej w umyśle — tak by na trwałe zastąpiła ona nieracjonalne B. Aby tego dokonać, należy aktywnie i z pełnym przekonaniem i zaangażowaniem emocjonalnym wypowiadać do siebie E (mi bardzo pomogło pisanie notatek w telefonie) lub wręcz nagrać te zdania i często ich słuchać — tak długo, aż zastąpi ona nieracjonalne B w automatycznym wewnętrznym dialogu i zostanie zaakceptowana na poziomie podświadomym. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z powtarzaniem pozytywnych — ale życzeniowych i nieprawdziwych — afirmacji, bo to na dłuższą metę nie działa. E nie jest bowiem zaklinaniem rzeczywistości („Wszystko będzie dobrze”), lecz fundamentalną przebudową naszego stosunku do niej („Mogę czuć się całkiem dobrze, nawet jeśli sprawy przybiorą niekorzystny dla mnie obrót; nie ma w tym nic okropnego ani nie jest to niemożliwe do zniesienia — po prostu jest to bardzo niewygodne, i tyle”).

Trzy zasady

Według REBT, nieracjonalne przekonania, przy pomocy których ludzie się zaburzają, układają się w trzy grupy:

  • wywołująca depresję warunkowa akceptacja siebie: „Zasługuję na istnienie, dopóki odnoszę sukcesy — w przeciwnym razie jestem bezwartościowy i nie mam prawa żyć”;
  • powodująca gniew warunkowa akceptacja innych: „Inni są godni akceptacji jako ludzie, tylko jeśli traktują mnie dobrze i uczciwie — a w przeciwnym razie zasługują w całym swoim jestestwie na najwyższe potępienie”;
  • sprzyjająca zachowaniom unikowym niska tolerancja frustracji (warunkowa akceptacja okoliczności): „Okoliczności życiowe muszą być zawsze wysoce mi sprzyjające, bo w przeciwnym wypadku są okropne i niemożliwe do zniesienia”.

Utrzymywanie tego typu irracjonalnych przekonań jest głównym źródłem cierpienia psychicznego. Dlatego racjonalne przekonania tworzące każdą efektywną filozofię (E) są bezpośrednim zaprzeczeniem tych zaburzeń i układają się w trzy główne zasady życiowe:

  1. Bezwarunkowa akceptacja siebie: „Żadne moje błędy i porażki nie mają wpływu na moją wartość jako człowieka”.
  2. Bezwarunkowa akceptacja innych: „Inni ludzie mają prawo mylić się, a nawet mnie krzywdzić”.
  3. Wysoka tolerancja frustracji (bezwarunkowa akceptacja okoliczności): „Jestem w stanie znieść nawet bardzo niesprzyjające okoliczności — nie są one okropne, lecz co najwyżej bardzo nieprzyjemne”.

Oczywiście, bezwarunkowa akceptacja siebie i innych jako ludzi nie zakłada koniecznie akceptacji wszystkich działań. Jest ona raczej bliska chrześcijańskiej koncepcji potępienia grzechu, lecz miłości do grzesznika. Co więcej, można przecież kogoś w pełni akceptować, ale go nie lubić; jedno nie ma z drugim nic wspólnego!

Jak pokazuje ponad dwutysiącletnia historia, zasady te są niezwykle skuteczne. Nie oznacza to jednak, że ich wprowadzenie w życie jest łatwe. Jest to jednak wysiłek, który warto podjąć, aby zrezygnować z całej masy cierpienia i zostać życiowym mędrcem.

Dalsze lektury

O autorze

Marek Kowalczyk jest prezesem zarządu MANDARINE Project Partners i partnerem w MINT Books, absolwentem Wydziału Filozofii KUL. Jako członek Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców dzieli się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami z uczestnikami spotkań, konferencji i warsztatów. Jego strona internetowa to http://marekkowalczyk.pl

Spodobał ci się ten tekst? Na pewno docenią go też twoi znajomi. Udostępnij go i pomóż mu dotrzeć do szerszego grona osób.

Chcesz czytać więcej podobnych artykułów? Obserwuj Lifeform na Facebooku i Twitterze.

--

--

Marek Kowalczyk
Lifeform

Slayer of Bad Multitasking, Practitioner of Goldratt’s Theory of Constraints and Critical Chain Project Management. http://mandarine.co