Jak zarabiać na pisaniu

Alika Swiderska
Lifeform
Published in
5 min readJun 3, 2015

--

WCIĄŻ PYTAJĄ MNIE, JAK ZACZĘŁAM „ZARABIAĆ” PISANIEM.

To znaczy pisać tak, żeby mi za to oferowano pieniądze. Żebym mogła opłacać nimi rachunki i kupować za nie jedzenie. Gdybym chciała być dla Was źródłem inspiracji i otuchy, mogłabym puścić oko i powiedzieć: „Potrzeba ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia!” — ale bądźmy szczerzy.

Zostałam Pisarką pisząc jak szalona, zapełniając notesy i serwetki, a kiedy to było konieczne, nawet skórę na ręce. Straciłam mnóstwo czasu, energii i hartu ducha, próbując zawodowo zajmować się wszystkim, byle nie pisaniem. Bezlitośnie nabijałam się z siebie i potępiałam za wiarę, że mogłabym utrzymywać się z robienia czegoś, co lubię, bo szczęście było luksusem, na który nie mogłam sobie pozwolić.

PYTAJĄ MNIE, CO CZYTAM.

Czytam słowa, twarze i język ciała. Czytam książki, o napisaniu których mogłabym tylko pomarzyć. Czytam bełkot, który napisałam w gimnazjum. Czytam fanfiction. Komiksy. Scenariusze. Czasopisma. Wkładki w programach teatralnych. Etykietki z tyłu moich szamponów. Niektóre książki czytam po dwa razy. Po trzy razy. Rocznie. Czasem czytam pierwsze zdanie w jakiejś książce, odkładam ją na półkę i nigdy więcej nie biorę jej do ręki.

Pytają mnie, jak zacząć dostawać pieniądze za pisanie.

Trzeba wysyłać dużo e-maili. Dużo czytać. Oczywiście też pisać, ale szczerze mówiąc, nie poświęca się na to aż tak dużo czasu. Wchodzisz na Twittera. Czytasz rzeczy, które sam chciałbyś napisać. Czytasz rzeczy, pod którymi nigdy nie chciałbyś się podpisać. Czytasz opakowania płatków śniadaniowych.

Redaktorzy zadają ci pytania i mówią ci, jak masz pisać. Dla ich odbiorców. Zastanawiasz się, co to znaczy: odbiorcy. Zaczynasz rozumieć różnicę pomiędzy byciem czytanym a byciem słyszanym. Pijesz kawę.

Twoje pisanie zaczyna istnieć na dwóch różnych polach: z jednej strony piszesz to, co pozwala ci zarabiać na życie, z drugiej strony to, co ma sprawić, że szajs, który piszesz za pieniądze, stanie się lepszy. Niektóre z twoich najlepszych prac leżą w szufladzie, podczas gdy w cyberprzestrzeń wysyłasz teksty o dupie Maryni z chwytliwymi nagłówkami i teksty reklam, które wracają wraz z bumerangiem banknotów na twoje konto bankowe. Albo, co bardziej prawdopodobne, na twojego PayPala.

Słuchasz smutnej muzyki indie, wpatrujesz się w migający kursor i zastanawiasz się, czy to właśnie to słynne „sprzedanie się” — ale wtedy prychasz, zabierasz się do roboty i nalewasz sobie kolejną filiżankę kawy. Przestajesz się tym zamartwiać, bo przecież właśnie piszesz, płacisz za czynsz i nie masz czasu rozmyślać na temat filozoficznych aspektów tej sytuacji.

Dużo spacerujesz. Jeśli masz psa, podczas spacerów zatrzymujesz się na środku chodnika, zastanawiając się, jakby tu wyglądać cool z torbą pełną kupy w ręce. Jeśli mieszkasz sam, pytasz swojego psa, co sądzi na temat przecinków oksfordzkich.

W przypływie natchnienia stajesz na środku chodnika. Przepełnia cię poczucie spokoju, którego nigdy nie doświadczasz przy biurku, gdy nagle zagaduje cię uprawiająca jogging staruszka, która pyta, czy wiesz, że gdzieś w starej skrzynce na listy ukryte są łakocie dla psów. Pokazuje ci je. Twój pies szaleje ze szczęścia, bo kiedy ma się cztery łapy, szczęście przychodzi znacznie łatwiej. Patrzysz, jak babcia znika w oddali kiwając ci ręką i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie mieszkasz w mieście, w którym pisarze spotykają się na piwo i dyskutują o przecinkach oksfordzkich. Ale potrafisz z tym żyć. Bo choć nie jesteś członkiem Okrągłego Stołu Algonquin, należysz do Tajnego Klubu Ciastek dla Psów, a twój pies jest szczęśliwy. Odnajdujesz coś pięknego w każdym dniu i właśnie to sprawia, że jesteś pisarzem.

W końcu zaczynasz dostawać prywatne wiadomości na Twitterze. Dostajesz e-maile od osób, które mimo że nigdy cię nie spotkały, czują się, jakby dobrze cię znały. Ludzie zaczynają oferować ci pieniądze za mówienie rzeczy, które i tak byś powiedział, bo przecież nie umiesz siedzieć cicho.

Któregoś dnia to po prostu się zdarza.

Budzisz się, przewracasz się na bok, sprawdzasz swoje konta na portalach społecznościowych. Odpowiadasz ludziom, którzy są ci wdzięczni za gotowość do bycia szczerym na temat wszystkiego, co leży ci na sercu i sprawia, że krwawisz rwanymi zdaniami. Odpowiesz na każdego tweeta, na każdy komentarz, na każdy e-mail. Będziesz wykończony, ale to zrobisz, bo nigdy nie przestaniesz doceniać tych ludzi. Bo byłeś jak oni, gdy czytałeś twórczość innych i odkrywałeś, że to, co czujesz, ma jakieś znaczenie. Nadal jesteś jak oni, gdy desperacko czytasz, szukając w cudzych tekstach tego, czego sam nie potrafisz jeszcze napisać.

Nadal spędzasz większość swojego czasu na pisaniu tego, co pozwoli ci zapłacić rachunki. To się nazywa harówka. Orka na ugorze. Piszesz teksty do reklam. Wiadomości. Streszczenia. Blogi. Sponsorowane raporty. Prezentacje w Power Poincie. To brudna robota, która innym nie sprawia najmniejszej frajdy, ale tobie — tak, nawet jeśli nią gardzisz.

Bo kochasz słowa i czujesz się wśród nich dobrze, swojsko.

I tak zaczynasz sobie zdawać sprawę, że z każdym projektem, każdym wpisem na blogu, każdym technicznym artykułem, każdym esejem — za każdym razem, gdy zapisujesz słowa i pozwalasz im płynąć — stajesz się coraz lepszy. Pieniądze przychodzą nieregularnie. Okresy głodu przeplatają się z okresami obfitości. I musisz być na to przygotowany.

Musisz umieć żyć ze świadomością, że jesteś swoim całym biurem — swoją osobistą sekretarką i księgową, swoim osobistym praktykantem do podawania kawy, swoim osobistym szefem, swoim osobistym wszystkim. Bo przez co najmniej kilka najbliższych lat nie będziesz mógł sobie pozwolić na opłacenie kogoś, kto by to za ciebie robił. I nie powinieneś. Bo musisz wiedzieć, ile jesteś wart i oczekiwać, że będziesz adekwatnie opłacany.

Po jakimś czasie powinieneś nauczyć się włączać w projekty, przyjmować zlecenia i oczekiwać za nie zapłaty. Nauczysz się mówić nie, jeśli jej nie dostaniesz.

Powinieneś być gotów negocjować stawki, wynagrodzenie i świadczenia. Powinieneś wiedzieć, ile musisz zarobić i jak prosić o więcej. Powinieneś być przekonany, że na to zasługujesz.

Więc jeśli jest coś, co mogłabym powiedzieć Wam na temat pisania dla pieniędzy, utrzymywania się z pisania, a nawet — budowania kariery wokół pisania, to byłoby to właśnie to zdanie:

JEŚLI NIE WIERZYSZ, ŻE JESTEŚ PISARZEM, JEŚLI NIE WIERZYSZ, ŻE ZASŁUGUJESZ NA TO, BY BYĆ WYNAGRADZANYM ZA SWOJĄ PRACĘ — NIKT NIE ZAPŁACI CI ZA PISANIE.

Nie możesz wymagać od innych, żeby uwierzyli, że jesteś Pisarzem, jeśli sam w to nie wierzysz. I nie mam pojęcia, jak do tego dojdziesz — jedyne, co wiem, to że gdy na pytania o mój zawód odpowiadam „Jestem pisarką”, to mówię to bez wahania, z przekonaniem (ale nie zarozumiałością). A to dlatego, że w to wierzę.

Aha, jeszcze jedno. Wzięłam sobie do serca poradę mojego psa w kwestii przecinków oksfordzkich.

Spodobał ci się ten tekst? Na pewno docenią go też twoi znajomi. Udostępnij go i pomóż mu dotrzeć do szerszego grona osób.

Chcesz czytać więcej podobnych artykułów? Obserwuj Lifeform na Facebooku i Twitterze.

--

--