iPhone X

Piotr Chmiel
Never Assume
Published in
5 min readMay 21, 2018

Po tygodniu testowania iPhone X (pod koniec ub. roku) nie miałem żadnych wątpliwości i zdecydowałem się na jego zakup. Trochę przygotowań, trochę szczęścia, i od stycznia stałem się posiadaczem modelu z 64 GB pamięci i, po raz pierwszy, w kolorze białym. Mówiąc krótko, jestem zachwycony tym telefonem i ten zachwyt mi nie mija!

Zarówno rozmiar, waga, jak i wykończenie (czytaj: użyte materiały) są idealne dla moich potrzeb. Szczególnie odpowiada mi wielkość ekranu, który wręcz zachęca do częstego czytania (to mój podstawowy sposób zdobywania informacji) i niekiedy wypycha z tej roli iPada. Tak jest przede wszystkim przy krótkich wyjazdach — już standardowo zostawiam większe urządzenie w domu i polegam tylko na iPhone X. Również podczas codziennego dojazdu do pracy najbardziej efektywnie jest skorzystać z telefonu do uporządkowania zadań w Things, przeglądnięcia poczty z nocy i przeczytania nowych wiadomości w Reeder, mimo tego, że iPada mam pod ręką (tzn. w torbie). A kiedy wracam do domu, to seriale świetnie się prezentują, bo czerń i kontrast ekranu są nieporównywalne do poprzednich modeli. Także możliwość wypełnienia treścią całej powierzchni iPhone jest nie do przegapienia.

W tym wszystkim wielkie znaczenie ma bateria, bo gdybym musiał co parę godzin doładowywać telefon, to jego przydatność byłaby znikoma. Poprzedni mój model, iPhone 7 Plus, przyzwyczaił mnie do tego, że nawet przy moim użytkowaniu bateria ma solidne 20% po całym dniu. Z przyjemnością więc mogę powiedzieć, że iPhone X daje mi taki sam komfort. Wypracowałem sobie już rytm ładowania — wieczorem (czyli około 20.00) podłączam telefon do ładowarki i odłączam go, gdy procent naładowania baterii osiągnie około 85%. Gdy wstaję rano (iPhone to mój budzik, dlatego trzymam go przy łóżku), to wskaźnik naładowania jest około 79–81%. To spokojnie wystarcza na cały dzień mojego przeciętnego użytkowania i kiedy wracam do domu i zaczynam cykl ładowania od nowa, mam co najmniej 25% ładunku w baterii. Jasne, zdarza mi się doładowywać telefon w ciągu dnia, gdy korzystam z iPhone bardziej aktywnie (np. więcej korzystam z internetu), są to jednak przypadki sporadyczne. Mam też wrażenie, że ten sposób moja bateria utrzymuje się w dobrym „zdrowiu”, co potwierdza sprawdzenie jej kondycji w narzędziu dla iOS (Ustawienia -> Bateria -> Kondycja baterii (Beta)) — nadal mam tam pełne 100%. Jedyną rzeczą, której jeszcze nie wypróbowałem w związku z zasilaniem iPhone, jest ładowanie indukcyjne. Pewnie dlatego, że nie używam telefonu podczas ładowania, a nawet jeśli najdzie mnie taka ochota, to kabelek akurat mam bardzo pod ręką. Mimo wszystko zamierzam spróbować tej metody i pewnie skorzystam z oferty IKEA, montując sobie rozwiązanie niskobudżetowe.

iPhone X to także nowe materiały konstrukcyjne (o ile nie pamiętacie iPhone 4…). A poważnie, nowa jest stal nierdzewna, zastosowana w bocznych częściach, bo szkło ekranu i tyłu obudowy ma „jedynie” być twardsze i bardziej wytrzymałe. Niestety, z tym twierdzeniem nie mogę się w pełni zgodzić — ekran wydaje mi się być bardziej podatny na drobne (płytkie) zarysowania, pojawiające się w codziennym użytkowaniu. Boki i tył trzymają się świetnie, od przodu jednak daje się zauważyć niepożądane ślady (choć tylko w bezpośrednim, ostrym świetle). I to wszystko mimo noszenia telefonu przez większość czasu w etui, jednak bez naklejki na ekranie. Uważam zresztą, że szczególnie ten model zasługuje na prezentowanie jego urody bez osłon. Dlatego, mimo posiadania trzech etui, obecnie noszę mój iPhone X bez dodatkowych zabezpieczeń. Na bardziej ryzykowne okoliczności mam Anker Karapax Touch, a na okres zimniejszej pogody (gdy chwyt w rękawiczkach ma się nieco mniej pewny) kupiłem sobie etui Elago Slim. Podstawową różnicą między tymi dwoma rozwiązaniami jest grubość materiału (Anker jest grubszy) i wysokość brzegu przy ekranie (tu także Anker). Natomiast etui Elago to w zasadzie „druga skóra”, która osłania boki i tył, praktycznie bez wrażenia pogrubienia telefonu, jednakże poprawiając uchwyt, co jest bardzo praktyczne przy zmarzniętych dłoniach.

Skoro mowa o ekranie, to jeszcze jedna, no może dwie, rzeczy. Przede wszystkim nie dostrzegam jak na razie żadnego sygnału wypalenia treści (co jest niestety przypadłością OLED), mimo tego, że nie przesiadłem się na czarne tło w aplikacjach, które takie rozwiązanie wspierają (ma to znaczenie, ponieważ ekrany OLED nie potrzebują zasilania, by pokazywać czerń, w odróżnieniu od LED). Po drugie, ekran faktycznie zmienia barwę w kierunku niebieskiego gdy się patrzy na niego pod ostrym kątem. Na szczęście przeszkadza mi to mniej, niż na początku. To także przypadłość typowa dla OLED, choć ja widzę to nawet w modelach ze „standardowymi” ekranami. Szczerze mówiąc, są to minimalne problemy, nieszczególnie zaprzątające mi myśli w codziennym użytkowaniu.

Przechodząc z kwestii sprzętowych do rozwiązań związanych z oprogramowaniem, trzeba wspomnieć o aparacie, który po prostu jest niesamowity. Nawet zdjęcia robione „na szybko” są wyraźnie lepsze od tego, co do tej pory udawało mi się osiągnąć. A gdy się specjalnie przyłożę, wykorzystując zasady kompozycji i możliwości konfiguracji aparatu, zdjęcia są nieodróżnialne od tych, które do tej pory robiłem lustrzanką. Podobnie jest z filmami, tutaj przede wszystkim przydaje się optyczna stabilizacja obrazu, bo nawet podczas aktywnego ruchu (łyżwy, narty) nakręcony materiał jest praktycznie pozbawiony drgań. Do tego ta możliwość manipulowania światłem przy zdjęciach portretowych…

Oczywiście, pisząc ponownie o moich wrażeniach dotyczących iPhone X nie sposób nie wrócić do Face ID. To wspaniałe rozwiązanie, faktycznie powodujące, że nie czuję zabezpieczenia mojego telefonu, mimo jego obecności i niezwykle efektywnego działania (tak, znajomi próbowali „odbezpieczyć” telefon kierując go na moją twarz — wystarczy zamknąć oczy i iPhone rozumie, że nie chcę go odblokowywać). Skuteczność rozpoznawania mojej twarzy przy odblokowywaniu telefonu jest bliska 100%, praktycznie niezależnie od warunków otoczenia. W zasadzie tylko przy bardzo ostrym słońcu padającym na kamery Face ID sobie nie radzi. Szczęśliwie wystarczy wtedy minimalnie zmienić kąt i natychmiast wszystko działa. Takie same są moje wrażenia związane z rozpoznawaniem uwagi. iPhone naprawdę świetnie „wie” kiedy na niego patrzę i utrzymuje pełne podświetlenie ekranu lub wycisza dzwonek albo alarm. Właśnie te funkcjonalności (odblokowywanie telefonu bez mojej dodatkowej aktywności i rozpoznawanie uwagi) sprawiają wrażenie magii.

Gdy to wszystko połączyć w jedno, to łatwo uświadomić sobie, że czasem trafia się na przedmiot, który jest kiepsko wykonany, ale idealnie dopasowany do swojej roli (np. reklamowy plecak, który ma idealne rozmiary, świetnie dopasowane szelki i uchwyt w perfekcyjnym miejscu). Nie zawsze jest to efekt świadomej decyzji twórczej (bo cena), jednak efekt przekracza to, co wiele innych produktów próbuje świadomie osiągnąć. Mamy wtedy nadzieję, że kiepskie materiały i wykonanie nie zawiodą i będzie można używać tego przedmiotu w nieskończoność. Zazwyczaj jednak entropia wygrywa i mimo napraw trzeba przedmiot wyrzucić. Jest też druga grupa takich przedmiotów — świetnie wykonane, z solidnych materiałów, jednakże nie spełniające swojej funkcji w równie idealny sposób. Próbujemy je poprawiać, ale to się nie udaje i przedmioty lądują na półce lub w koszu. iPhone X należy do trzeciej grupy przedmiotów, które są tak bliskie ideału, jak tylko jest to możliwe. Materiały, wykonanie, wzornictwo są (dla mnie przynajmniej) dobrane perfekcyjnie, a przedmiot będący tego wynikiem spełnia swoją funkcję doskonale. Nie zdarza się to często, dlatego warto zwracać uwagę na takie rzeczy i utrzymywać je w posiadaniu. Dla mnie właśnie taki jest iPhone X.

Teraz pozostaje znaleźć równie dobre pióro wieczne…

--

--

Piotr Chmiel
Never Assume

Inżynier, entuzjasta Apple i gadżetów ułatwiających życie.