Montblanc Generation — recenzja

Piotr Chmiel
Never Assume
Published in
3 min readDec 22, 2014

Są takie rzeczy, które miło jest posiadać i używać. Mimo ich wieku, śladów używania, wysłużenia, a nawet pomimo posiadania “nowszych modeli”, do tych rzeczy się wraca.

Moje pióro Montblanc Generation należy właśnie do takiej grupy. Kupiłem je w nieistniejącym już butiku w Warszawie, za część pierwszej pensji z pierwszej “poważnej” pracy. Decyzja o zakupie była częściowo świadoma, wiedziałem, że chcę pióro wieczne i że ma to być Montblanc. Na tym moja świadomość się kończyła, gdyż nie miałem wybranego modelu, ani nawet konkretnego koloru. Dopiero w sklepie, nieco przytłoczony wyborem, szybko podejmowałem decyzje. W jakiś sposób uniknąłem klasyków i sięgnąłem po (wtedy) najbardziej awangardową linię Generation. I mimo tego, że od tego czasu przybyło mi kilka innych piór, to jedno nadal jest najważniejsze.

Pióro jest wykonane ze sztucznego materiału, który może się Wam wydawać plastikiem (Montblanc określa ten materiał mianem resin, czyli dosłownie żywica), jednak nim nie jest. W zasadzie jest dokładnie odwrotnie — plastik jest odmianą żywicy, a Montblanc wykorzystuje do swoich piór własny rodzaj utwardzonych żywic, dających niezwykle miłe w dotyku powierzchnie (dobre wyjaśnienie jest tutaj). Jak widzicie, po 14 latach użytkowania, z czego większość dość intensywnie, na powierzchni pojawiły się rysy, jednak nie ma żadnych pęknięć, a odprysk jest tylko jeden, na pierścieniu przytrzymującym skuwkę. Wszystkie dodatkowe elementy ozdobne są wykonane z żółtego złota, niestety nie w identycznym odcieniu (najbardziej widoczna różnica jest między klipsem i pierścieniem na dole skuwki), co uruchamia mój OCD.

Jak widzicie, stalówka ma nietypowy, jak dla Montblanc, kształt. Zamiast w pełni wystawać z obsadki, jest ona częściowo schowana, przypominając nieco dawne modele piór Hero. Jest to generalnie standardowa złota stalówka, ważąca 14 karatów, o szerokości M. Dzięki temu materiałowi pióro pisze bardzo miękko, praktycznie bez oporu, dając przyjemną linię, która może lekko zmieniać grubość, w zależności od siły nacisku. Podobną przyjemność pisania odnajduję w pozłacanych stalówkach Kaweco, biorąc poprawkę na różnicę materiałów.

Spływak jest gładki, bez żebrowania typowego dla innych, bardziej tradycyjnych modeli Montblanc. Mimo tego jest to znakomity mechanizm, bo jest to jedno z piór, które pisze natychmiast po napełnieniu, bez potrzeby “rozpisywania”. Bardzo wolno też wysycha, więc w zasadzie można ufać, że po otwarciu będzie pisać niezwłocznie po przyłożeniu do papieru. Życzyłbym sobie podobnej niezawodności w nowszych modelach tej firmy…

Atrament jest podawany mechanizmem tłoczkowym, wkręcanym do sekcji ze spływakiem. Na szczęście konstrukcja złącza pozwala na korzystanie z nabojów o standardowym kształcie i, w związku z tym, także adapterów innych firm, o ile mają taki sam kształt. Mnie osobiście nie ciągnie do innych rozwiązań, bo oryginalny zbiorniczek jest znakomicie wykonany i nigdy mnie nie zawiódł. Przeciek zdarzył mi się tylko raz, gdy niestarannie dokręciłem złącze.

Tego modelu nie kupicie już w butikach Montblanc, jednak można na niego trafić na portalach aukcyjnych lub targach staroci. Ponieważ nigdy nie była to droga i bardzo popularna seria, to zazwyczaj ceny będą rozsądne, a prawdopodobieństwo trafienia na podróbkę dość niskie (co oczywiście nie zwalnia z ostrożności). Dla mnie to pióro nie tylko wzbudzające wiele wspomnień, ale też stanowiące odnośnik, do którego porównuję wszystkie kolejne zakupy. I mówiąc szczerze, jeszcze nie trafiłem na lepsze.

--

--

Piotr Chmiel
Never Assume

Inżynier, entuzjasta Apple i gadżetów ułatwiających życie.