Lament miłośnika grindu

maeg
ntte
Published in
6 min readSep 19, 2017

Nie jestem hardkorowym graczem. Jestem casualem, który lubi grind. Nie przepadam za grami, które przechodzą się same. Lubię się trochę pomęczyć żeby coś zdobyć. Takie właśnie było Destiny, te od czasu dodatku The Taken King. Wobec Destiny 2 miałem dość proste oczekiwania. Dajcie mi więcej i lepiej niż w pierwszej części. Naprawdę nowa rasa czy klasa postaci nie była mi potrzebna. Tym bardziej rzucona na zasadzie, macie i się odczepcie. Dlaczego o tym pisze? Bo to jeden z argumentów, który często trafia do minusów gry. Miło będzie ujrzeć nowych przeciwników, ale wprowadzonych z rozwagą. Ale zostawmy ten aspekt, o tym pogadamy innym razem. To jakie jest to Destiny 2? Częściowo te moje oczekiwania spełnia póki co, ale w czasie grania pokazało się, lub potwierdziło, kilka innych, dość istotnych kwestii, które nie nastrajają pozytywnie.

Rozwój postaci i ekwipunku

Osoby, które w ostatnich tygodniach przed premierą drugiej części strzelanki Bungie, próbowały wbić ostatnie pucharki w celu zdobycia platyny w tej pierwszej, wiedzą ile czasu zajmowało wylevelownie postaci. 40 poziom to dopiero początek, oprócz tego trzeba było odblokować wszystkie umiejętności. Podobnie rzecz miała z pukawkami, pancerzem, duszkiem czy artefaktem. Każdy nowy przedmiot z czasem stawał się lepszy, o ile się go używało. To był jeden z aspektów, które sprawiły, że polubiłem się z jeszcze z podstawową wersją gry. W Destiny 2 możecie o tym zapomnieć. Po skończeniu fabuły i wbiciu 20 levelu, miałem odblokowane wszystkie trzy subclassy i prawie wszystkie umiejętności. Brakowało mi naprawdę dwóch, może trzech perków (przez może następne dwie godziny, gdzie cześć tego czasu spędziłem oglądając rzeczy u vendorów). Byłem trochę zaskoczony.

Jeszcze dziwniejszą decyzją była ta, by każdy nowy przedmiot w grze miał od razu odblokowane wszystkie umiejętności. Bungie rezygnuje z jednej z marchewek, która wiele osób pchała do powtarzania tych samych aktywności. Pozwala się też zżyć z pierwszą egzotyczną bronią, którą trudno było zdobyć. Później jeszcze poświęcić czas na jej ulepszenie. Już teraz po niecałych dwóch tygodniach od premiery jestem uzbrojony po zęby w wiele legendarnych broni, mógłbym też złożyć kilka kompletów pancerzy. Egzotyków też mam od groma. Ponad połowę istniejących w grze. Tym bardziej dziwi mnie ta decyzja, gdy przyjrzymy się ilości umiejętności na itemach. Pancerze są tak ubogie, że aż strach. Bronie też nie zachwycają, perków jest mało, a w dodatku każdy egzemplarz danej broni jest taki sam. Bungie ponownie zrezygnowało z rzeczy, która zachęcała do kolejnych powtórzeń, z losowości, postawiło ponownie na uproszczenie systemu. Długie godziny, które spędziliście na szukaniu godrolla, lewelowaniu go czy farmieniu mote of light, dzięki, którym można było szybko broń rozwinąć, odeszły w zapomnienie.

Aktywności

Mapy są pełne znaczników — Lost Sectors (mini-mini dungeony), Adventures (side questy) regionalne skrzynki (golden chesty z D1, ale o wiele więcej), dobrze znane z jedynki patrole. Jest tego ogrom, a dochodzą jeszcze Public Eventy, które stały się nową ulubioną aktywnością społeczności w grze. Praktycznie z każdej macie szanse zgarnąć coś fajnego, no czasem jakiś legendarny engram, albo nawet egzotyczny, ale nie zbyt często. Niebieskiego sprzętu sypie się bardzo dużo. To wszystko naprawdę świetnie wygląda na papierze, ale z czasem w ogóle zapominacie, że jest w tej grze. Czasem zaglądam do kolejnych przygód, bo fajnie rozszerzają fabułę, a niektóre nawet kładą fundament pod kolejne rozszerzenia. Do Lost Sectorów prawie nie zaglądam, bo nie mam po co. Patrole robię jak sobie przypomnę i sprawdzę czy nie ma ich w challengach, które zastąpił bountiesy. Ale taki sam problem z nimi był w jedynce, były bo były. Problem z tym wszystkim jest taki, że wobec większości aktywności po kilku dniach grania stajecie się zbyt potężni. Można wpaść, zgarnąć kilka niebieskich itemów (Banshee-44 już się cieszy z weapon partsów), token, który służby do wbijania reputacji u vendorów i pójść dalej. Ktoś kto projektował sposób levelowania, robił to najwyraźniej tylko pod jednego gracza. Jeśli gracie w co-op’ie, to zapomnijcie o jakimkolwiek wyzwaniu w tak zwanym „open-worldzie”. Pod tym względem jest podobnie jak w D1. Tylko, że więcej tego na mapie, ale nie koniecznie jest lepiej.

W tej chwili galopuje się przez end-game, aby dotrzeć do ściany. Chwilowej. Pierwszy Nightfall był częściowym wyzwaniem, do momentu, w którym załapaliśmy nowe zasady nim rządzące. Czas. Obecnie, przynajmniej dwa pierwsze, były na czas. Trzeba zmieścić się w wyznaczonym limicie (można go powiększać za pomocą odpowiednich czynności). Nie jest to zły pomysł, jednak powoduje, że do grania podchodzi się w jeden sposób. Na szybkości. Szuka się luk, miejsc, które można przebiec bez oddania choćby jednego strzału. Eliminuje konkretnego wroga, który odblokowuje dalszą część planszy. Bungie powinno się zastanowić czy to jest kierunek w którym Nightfalle powinny się rozwijać.

Prawie zapomniał bym o Falshpointach. Dumnie zapowiadanej nowej funkcji. Wiecie co? To wiele znaczy, no są i raz w tygodniu dzięki niemu zgarniecie fajny sprzęt. To tyle. Prawie to samo można powiedzieć o strike’ach. Dziwić może decyzja ustanowienia ich wszystkich na jednym poziomie — 140 power. Pomijając to, że jest ich mniej (o dwa) niż podstawowej wersji pierwszej części. Łatwo o nich zapomnieć, nie pojawiają się o dziwo na mapie, są tylko w postaci osobnej playlisty. Nie mają poziomu hard, przez co jednym powodem dla którego do nich wracam to chęć pofarmienia tokenów, dzięki którym zdobędę nowe legendarne przedmioty, które będę mógł rozłożyć, a dzięki uzyskanym weapon partsom podbije level u Gunsmitha. Po co? Bo mogę. Zawsze to jakiś cel w grze. Tym bardziej mnie to boli, że każdy z nich ma fajne mechaniki, to takie stare mini-raidy. Jeden etap, ale w mniejszej skali.

Bungie przy okazji Age of Triumph podkreślało ważną rolę rytuałów w grze. Zastanawiam się więc dlaczego tak bardzo o nich zapomnieli przy okazji Destiny 2. Niektóre rzeczy są poukrywane, choćby challenge, o których już wspominałem. Możliwe że ten nowy system jest w porządku, a nawet całkiem okej, ale został tak bardzo zepchnięty na dalszy plan, że często o nim zapominam. Gdy kolejnego dnia odpalam grę, pojawia mi się tylko informacja o jednym dużym wyzwaniu, które zapewnia trochę więcej tokenów. To wszystko (chyba, że jest wtorek i wpadają milestone’y). Jasne, masz te wszystkie znaczniki na mapie, ale w żaden sposób nie zachęca się nas do eksploracji.

Z trochę innej strony. Pamiętacie te narzekania że fabuła Destiny jest ukryta na stronie? Na pewno. Powiem wam, że Bungie mocno sobie wzięło to do serca i wykastrowało swoją stronę z prawie całej zawartości. Wrzuciło dużo lore do samej gry, ale pozbawiło nas też najlepszej strony towarzyszącej grze. Apka Destiny też mocno oberwała. Gdy często potarzałem, że Bungie wykonało kawał świetnej roboty w tym aspekcie, to obecnie zrobiło zwrot o 180 stopni. Tam prawie nie ma po co zaglądać. Minus może nie dotyczy konkretnie gry, ale przyzwyczajono nas do czego innego. Trochę smutłem gdy pojawiła się nowa wersja.

Od Bungie oczekiwałem, że stworzą grę w której odnajdą się nowi gracze, a starzy wyjadacze też będą mieli co robić. Tego pierwszego nie można im odmówić. Destiny 2 jest pozycją o wiele bardziej przystępną, jest więcej aktywności, i są łatwiejsze. Problem, który za chwilę stanie przed twórcami, polega na utrzymaniu obu grup w grze. Marzyłem o sytuacji w której starzy wyciągają pomocną dłoń do nowych, wciągając ich w ten świat, że z czasem obie te grupy wymieszają się, tworząc jeszcze większą społeczność. Tyle, że obie grupy idą osobno. To też częściowo nasza wina, ale Bungie nie ułatwia sprawy. Nowi, mam nadzieję, fajnie się bawią i zaczynają myśleć o raidzie, Nightfallu na nowym Prestiżowym poziomie. A starzy wyjadacze skupili na raidzie, który jest ich ostatnią nadzieją. Na tę chwilę z niepokojem wyglądam momentu gdy nowi nasycą się zawartością i pójdą w siną dal, a część starych wyjadaczy znudzi się powtarzaniem tych samych aktywności, a marchewki w postaci godrolli czy rozwijania itemów, nie będzie. Czy Bungie uważa, że podstawowa wersja gry utrzyma wszystkich do czasu pierwszego dodatku? Czy może trzyma coś jeszcze w zanadrzu?

--

--

maeg
ntte
Editor for

Żyje w domu pełnym książek, składam duże-małe roboty (Gundamy), uwielbiam filmy Studia Ghibli, czasem w coś zagram, dużo słucham