Dlaczego obcy nie porywają ludzi w Polsce?

autor: Christian A. Dumais

Medium Polska
Lifeform
6 min readFeb 19, 2015

--

Jako że jestem jedynym mieszkającym w Polsce Amerykaninem*, często muszę stawać w obronie swojego kraju. Trudno mi uwierzyć, że choć USA znajduje się na 37. miejscu w rankingu jakości służby zdrowia i 17. miejscu w rankingu poziomu edukacji, nie wszyscy akceptują fakt, że jest numerem jeden wśród państw na świecie.

„Nie, to nie tak, zrozum: Bóg dał nam spluwy, żebyśmy mogli strzelać do ludzi. Tak już zostało napisane w drugim przykazaniu naszej konstytucji.”

„Nie, nie jemy wyłącznie hamburgerów. Właśnie po to mamy wtorki z taco.”

„Oczywiście, że wiemy, gdzie leży Polska.”

To ostatnie jest najbardziej problematyczne. Na YouTube można znaleźć filmiki, na których niczego niespodziewający się Amerykanie (którzy po prostu idą sobie ulicą i chcą spokojnie zjeść swojego hamburgera!) są napadani przez napastników z kamerą, którzy zadają im niewyobrażalnie trudne pytania takie jak „gdzie leży Kanada?”. Właśnie przez takie filmiki wielu ludzi w Polsce (10. miejsce w rankingu poziomu edukacji i 5. wśród krajów, których angielska nazwa kończy się na -land) uważa, że Amerykanie są głupi.

„Założę się, że zanim się tu przeprowadziłeś, nie potrafiłeś znaleźć Polski na mapie” — zarzucił mi pewien Polak.

„Nieprawda” — odrzekłem. „Z łatwością znalazłem ją w Google.”

Postanowiłem sprawdzić, czy to wszystko prawda. Gdy tylko odwiedziłem Stany, zapytałem kilku moich znajomych, czy potrafiliby znaleźć Polskę na mapie. „Wiecie, to ten kraj, w którym mieszkam. Ten, którego wy za żadne skarby nie chcecie odwiedzić.” Z niepokojącą pewnością siebie, dziewięciu z dziesięciu moich znajomych wskazało Rosję. Dziesiąty znajomy wskazał Ocean Indyjski. Na jego usprawiedliwienie muszę zaznaczyć, że jest niewidomy i zapytałem go tylko z litości. Z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że równie dobrze mógłbym pytać gdzie leży Narnia. Czyżby nikt z moich znajomych nigdy nie słyszał o Google?

Trzeba jednak dodać, że Amerykanie potrafią wskazywać kraje na mapie. Moi znajomi z Polski nie rozumieją, że nasz system edukacji jest nieco inny (nie musimy poprawnie rozpoznawać 17 różnych rodzajów pierogów na egzaminie wstępnym na studia) i po prostu uczymy się geografii inaczej niż reszta świata.

Wyobraź sobie nauczyciela i ucznia stojących przed wielką mapą świata w amerykańskiej szkole. Nauczyciel pyta: „Gdzie leży Polska?”.

Uczeń wskazuje Rosję.

„Źle” — odpowiada nauczyciel, który ewidentnie jest z Finlandii (1. miejsce w edukacji, ale 4. wśród krajów zaczynających się na literę F). „Może coś innego. Gdzie leżą Niemcy?”

Uczeń wskazuje Niemcy.

„Świetnie. A gdzie leży Japonia?”

Uczeń wskazuje Japonię.

„Dobrze. Gdzie jest Wietnam?”

Uczeń wskazuje Wietnam.

„Okej. Gdzie leży Irak?”

Uczeń pokazuje Irak.

„Świetnie. Gdzie jest Afganistan?”

Uczeń pokazuje Afganistan.

„A Iran?”

Uczeń patrzy na mapę i zawiedziony kręci głową.

„Nic nie szkodzi. Niedługo będziesz wiedział.”

Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że Polska — podobnie jak wiele innych państw na świecie — powinna być wdzięczna, że nie potrafimy znaleźć jej na mapie.

Bycie jedynym Amerykaninem w Polsce** to wielka odpowiedzialność. Przyznaję, że moja wiara w Stany Zjednoczone czasami słabnie. Szczególnie gdy czytam wiadomości z Florydy. Jak mam przekonać Polaków, jak świetny jest mój kraj, skoro czytam artykuły o mężczyźnie, którego przyłapano na szmuglowaniu heroiny w pieluszce swojego dziecka? (Wiedząc, do czego są zdolne dzieci w dzisiejszych czasach, jestem przekonany, że został wrobiony!) Jak mam przekonać Polaków jak świetny jest mój kraj, gdy czytam artykuł o facecie, który został po raz piąty raz z rzędu aresztowany za uprawianie seksu z tym samym koniem? (Co? To teraz każdy jest przeciwko monogamii?) Jak mam przekonać Polaków jak świetny jest mój kraj, skoro czytam artykuł o kobiecie, która w drive-thru w zamian za cheeseburgera zaoferowała seks oralny? (Muszę jednak przyznać, że naprawdę spodobała mi się ta historia, gdyż łączy w sobie moje dwie ulubione rzeczy: ser i burgera!)

Dlatego też kiedy mam gorszy dzień i nie potrafię wykrzesać z siebie energii, by tłumaczyć wszystkim, dlaczego mój kraj jest tak wyjątkowy, skupiam się na tych wspaniałych rzeczach, które mamy w Ameryce, a których nigdy nie będzie w Polsce.

Na przykład: w Polsce Jezus nie pojawia się na wszystkich rodzajach żywności.

Próbowałem wytłumaczyć Polakom, że często mówimy rzeczy typu „Boże, błogosław Amerykę”, bo wiemy, że on to robi. Bo niby dlaczego jego syn miałby pojawiać się na jedzeniu? Pojawiał się już na wszystkim. Na babeczkach. Chipsach. Burrito. Batonach. Sałacie. Hamburgerach. Gofrach. Nuggetsach. Lubię myśleć, że Jezus pstryka sobie gdzieś selfie swoim smartfonem, a gdy któreś mu się spodoba, stwierdza: „Kurczę, to będzie świetnie wyglądać na naleśniku!”

Jak wynika z badań naukowych, które chyba właśnie zmyśliłem, Jezus pojawia się na takiej ilości amerykańskiego jedzenia, że co trzeci Amerykanin zjada go codziennie i nawet o tym nie wie.

Jezus pojawił się nawet na pierogu pewnej kobiety w Ohio. Na pierogu! Pierogi to polski odpowiednik amerykańskich hamburgerów: każdego dnia spożywa się ich miliardy. Myślisz, że pojawiłby się na chociaż jednym polskim pierogu? Nie, ten zaszczyt przypadł oczywiście Ameryce! Jakby tego było mało, kobieta ta sprzedała swojego pieroga na aukcji za 1775 dolarów, udowadniając raz na zawsze, że w XXI wieku amerykański sen dalej istnieje i ma się dobrze.

Przez to wszystko zaczynam się zastanawiać: dlaczego Jezus nigdy nie pojawił się na polskim jedzeniu? Co takiego Polska zrobiła nie tak? Dlaczego Bóg jest na nią zły?

Uprowadzenia przez obcych to kolejna rzecz, której nie uświadczysz
w Polsce.

Sami wiecie, jak to wygląda. Typowy Amerykanin siedzi sobie gdzieś w lesie i zajmuje się swoimi sprawami — zazwyczaj z kilkoma butelkami alkoholu i obowiązkowym hamburgerem — gdy nagle porywają go obcy. Potem jest dużo jasnego światła, trochę obmacywania (uniwersalny język), papieros i nieudana próba wyczyszczenia pamięci. W końcu ofiara wyrzucana jest w miejscu, z którego została zabrana. Prawdziwy horror zaczyna się, gdy nieszczęśnik budzi się z bólem głowy i zdaje sobie sprawę, co tak naprawdę się stało: OBCY WYPILI CAŁY ALKOHOL!

Każdego roku zgłaszanych jest setki tego typu spraw i szacuje się, że tysiące innych nie zostaje zgłoszonych ze wstydu. Sprawa stała się tak poważna, że można teraz kupić ubezpieczenie od porwania przez obcych, które obejmuje: 1) zajście w ciążę z obcym (śmiejesz się, ale spróbuj zmusić Predatora do płacenia alimentów!), 2) przebadanie przez obcych i 3) zgon podczas porwania przez obcych. Nigdy nie spotkasz Polaka plującego sobie w brodę, że nie ubezpieczył się od obcych, w momencie, w którym jeden z nich ma zamiar go zabić. Dlaczego nie? Bo — w przeciwieństwie do Rosji i Niemiec — istoty pozaziemskie zostawiają Polaków w spokoju.

Długo myślałem o tej sprawie. W końcu dowiedziałem się, że choć obcy nie porywają ludzi w Polsce, to w Rosji jak najbardziej. Jest pewna znana sprawa sprzed paru lat, w której w programie telewizyjnym na żywo rosyjski polityk przyznał się do tego, że został uprowadzony przez obcych z telepatycznymi zdolnościami… KTÓRZY WYPILI MU CAŁĄ WÓDKĘ! Podobno inni rosyjscy politycy potraktowali go bardzo poważnie. Choć tak naprawdę obawiali się, że podzielił się z obcymi jakimiś tajemnicami państwowymi. Gdy zagłębiłem się w temat, odkryłem, że historia tego polityka jest tylko jedną z setek opowieści o uprowadzeniach przez obcych w Rosji.

W końcu zadałem sobie najważniejsze pytanie: dlaczego obcy nie porywają ludzi w Polsce?

To trochę nie fair, że tylko Stany Zjednoczone i Rosja mają taką rozrywkę.

Wtedy dotarła do mnie okrutna prawda.

Skoro większość ofiar jest Amerykanami (pewnie obcy też chcą zobaczyć sztuczkę z Jezusem na jedzeniu!), mogę się założyć, że przed odstawieniem ich do domu, kosmici przeprowadzają ankietę w ramach kontroli jakości. Przypuszczam, że to nic skomplikowanego, z pytaniami typu: „W skali od 1 do 10, na ile oceniłbyś to porwanie?” oraz „Czy poleciłbyś to porwanie znajomemu?”

Obcy chcą też dowiedzieć się czegoś o naszej planecie, więc z pewnością zadają pytania typu: „Słyszeliśmy tyle dobrych rzeczy o Polsce. Możesz nam pokazać, gdzie to jest?”

A gdy pojawia się holograficzna mapa, Amerykanin z niezachwianą pewnością siebie wskazuje palcem na Rosję.

*Niekoniecznie musi to być prawda.

**Jak już wspominałem, to niekoniecznie prawda.

Christian A. Dumais jest jedynym amerykańskim pisarzem, humorystą i mówcą mieszkającym we Wrocławiu. Jego najnowsza książka to SMASHED: THE LIFE AND TWEETS OF DRUNK HULK. Obserwuj go na Twitterze: @PuffChrissy.

Spodobał ci się ten tekst? Na pewno docenią go też twoi znajomi. Udostępnij go i pomóż mu dotrzeć do szerszego grona osób.

Chcesz czytać więcej podobnych artykułów? Obserwuj Lifeform na Facebooku i Twitterze.

--

--