Jak Saddam Husajn „załatwił” mi pracę w Onecie

Krzysztof Jędrzejek
początki
Published in
4 min readMar 2, 2021

--

Gdyby pierwszego stycznia 1998 roku ktoś powiedział, że równo za rok będę pracował w Onecie w Krakowie to bym się długo śmiał. Pod koniec 1997 roku byłem bardzo zadowolony z pracy i życia. Tuż po doktoracie, atrakcyjnych stażach naukowych na uniwersytetach w Ottawie i Singapurze pracowałem od kilku lat w Kuwejcie jako kierownik uczelnianego centrum obliczeniowego oraz jako CTO w pierwszym ISP w Kuwejcie. Gdyby nie trochę obca mi kultura tubylców i przesadne ciepło w lecie byłbym w 100% zadowolonym 33-latkiem.

Niestety Kuwejt miał niedobre sąsiedztwo — Irak i jego nieobliczalnego przywódcę Saddama Husajna. Groźby i incydenty przygraniczne powtarzały się cyklicznie, jednak od początku 1998 roku inwazja Iraku na Kuwejt wisiała na włosku. Eskalacja konfliktu, dające się słyszeć ponure odgłosy artylerii przy granicy, ciągłe „breaking news” w CNN nie sprzyjały stabilizacji życia — za żadną cenę.

W marcu 1998 wyjechała do Polski moja żona z dwójką dzieci, żeby przeczekać kryzys. A ja zacząłem się zastanawiać nad zmianą otoczenia, ale celowałem w kierunek kanadyjski. Tymczasem żona namawiała mnie do powrotu do Polski i podsyłała mi wycinki z gazet z atrakcyjnymi ogłoszeniami rekrutacyjnymi w Krakowie. Niewiele nazw tych firm cokolwiek mi mówiło. Dopiero ogłoszenie Optimusa wzbudziło moje zainteresowanie — znana mi marka, rekrutacja do oddziału OptimusNet zajmującego się nowymi technologiami i Internetem, siedziba w Krakowie, a nie w Nowym Sączu no i stanowisko: Dyrektor Kreatywny. Trochę dziwny był zakres obowiązków dla tego stanowiska. Nie miałem pojęcia co tak naprawdę ma robić Dyrektor Kreatywny, ale brzmiało nieźle — dyrektorem byłem, nieskromnie uważałem że jestem kreatywny, no to wysłałem CV, ale bez nadziei na odzew. A tu niespodzianka — miły maila od Ani Wolfarth, która grzecznie i sympatycznie wyjaśniła mi, że praca na stanowisku Dyrektora Kreatywnego wymaga „nieco” innych umiejętności i doświadczenia (czerwieniłem się ze wstydu, jak zrozumiałem jaką gafę zrobiłem odpowiadając akurat na to ogłoszenie!), za to ma dla mnie ciekawą propozycję w obszarze IT.

Ale żeby kontynuować temat trzeba było przyjechać na rozmowę do Krakowa. To nie była łatwa decyzja. Właściwie już byłem „po słowie” z Ottawą, miałem tam jechać dogadać szczegóły i występować o wizę z pozwoleniem na pracę. Przełożyłem jednak Kanadę na później i zjawiłem się w Polsce. Najpierw spotkanie z Anią Wolfarth i Halinką Worwą. Spotkanie wypadło chyba nieźle, bo jeszcze tego samego dnia spotkałem się z Tomkiem Kolbuszem, którego interesowało głównie to co robię w obszarze ISP, porozmawialiśmy sobie na temat tego jakie usługi można świadczyć dla klientów „wdzwanianki” — mniej było pytań o moim doświadczeniu, więcej … badania kreatywności i zrozumienia przeze mnie rynku usług internetowych.

Dzień lub dwa później dostałem propozycję kolejnego spotkania. Tym razem w hotelu Holiday Inn czekali na mnie Piotr Wilam i Ryszard Garnczarski — tu już było bardziej technicznie, z pytaniami o moje doświadczenie, ale też z próbą badania co mogę wnieść do organizacji („jakie by Pan zastosował u nas serwery, oparte na Microsoft czy Unix i dlaczego?”, „w jaki sposób można zapewnić niezawodność działania serwisów”, „czy jest Pan w stanie oszacować jaka przepustowość łącza jest potrzebna dla takiego przedsięwzięcia” — gnębił mnie Rysiek i cały czas potakiwał jak odpowiadałem, a ja nie wiedziałem czy to oznaka aprobaty (dużo później dowiedziałem się, że niekoniecznie…), Piotrek dopytywał o sprawy związane z zarządzaniem ludźmi, o zarządzanie konfliktem.

I wreszcie finalne spotkanie z Tomkiem Kolbuszem w kawiarnianym ogródku na krakowskim rynku. Tu usłyszałem więcej na temat koncepcji Onetu, moich obowiązków i wreszcie, że jest nam ze sobą „po drodze” i jedynym mankamentem jest to, że potrzebny jestem od zaraz, a tymczasem będę się mógł zjawić za parę miesięcy (niecałe trzy o ile dobrze pamiętam), ale dogadaliśmy się, że w tym czasie zajmę się poszukiwaniem koncepcji i oprogramowania w obszarach personalizacji, wyszukiwarek, co zresztą skwapliwie robiłem. Pozostała kwestia ustalenia wynagrodzenia — dość trudny temat, bo po latach spędzonych za granicą byłem finansowo rozwydrzony i trudne było przebicie kwoty, która zarabiałem — z kolei ja nie znałem polskich realiów i nie wiedziałem w jakim obszarze mam się poruszać. Ale coś miałem w głowie i ku mojemu zdziwieniu Tomek zaproponował kwotę, która była ponad progiem satysfakcji. Ustaliliśmy szybko wynagrodzenia, choć nie obyło się bez małego, wspominanego potem anegdotycznie prężenia muskułów. Otóż na koniec Tomek podsumował nasze ustalenia, powiedział ile będę zarabiał, a po podaniu przez niego kwoty ja dodałem „netto”, na co zaskoczony Tomek powiedział, że w Polsce określa się w negocjacjach z pracownikiem kwotę „brutto”, na co odpowiedziałem, że ja od 10 lat zawsze negocjuję netto — Tomek popatrzył na mnie i powiedział: „Rzadko kto mnie tak w negocjacjach nie…”, powiedzmy, że nie pamiętam użytego tu czasownika, “…ale ok, ZGODA! No i będę wymagał wykorzystania tych umiejętności w pracy” — tak było i nieraz Tomek mi to przypominał.

Dla mnie to była bardzo trudna decyzja. Zmiana życiowa o 180 stopni, koniec wątku kanadyjskiego, koniec kariery naukowej. Ale ta koncepcja biznesu była ekscytująca, a jej pomysłodawcy naprawdę mieli charyzmę. Nigdy nie żałowałem decyzji — od 4 stycznia 1999 rozpocząłem pracę w Onecie na stanowisku managera ds. technologii internetowych.

--

--