Navigare necesse est

Katarzyna Wyszynska
początki
Published in
6 min readApr 11, 2021

Trudno nawet to napisać, ale tak, to było 22 lata temu 😉

Będąc młodą HR konsultantką

Mój pierwszy kontakt z Onetem był zanim zaczęłam w nim pracę. W 1998 pracowałam w agencji doradztwa personalnego, gdy odwiedzili ją Piotr i Tomek. Odbyło się spotkanie z właścicielami agencji na temat zrekrutowania do OptimusNet — Internet Managera. Nikt nie wiedział, jakie doświadczenie ta osoba ma mieć, bo internet w PL raczkował, ale jasne było, jaka ta osoba powinna być. Otwarta, kreatywna, bardzo mocna marketingowo i medialnie, z wizją. Byłam zafascynowana firmą i tym projektem, to była nowość, to było coś zupełnie innego, w Krakowie powstawało coś niezwykłego.

Nie prowadziłam rekrutacji Internet Managera, ale wspierałam plan promocji rekrutacji. Najskuteczniejszym narzędziem dotarcia do właściwych kandydatów był w tym czasie ogólnopolski dodatek GW Praca. Szeroki zasięg, prestiżowy charakter oferty. Na rzecz tego ogłoszenia przygotowaliśmy projekt, w którym pojawiło się copy NAVIGARE NECESSE EST — żeglowanie koniecznością jest. Wpadłam na pomysł by tę sentencję użyć i chyba tym sobie zaskarbiłam uwagę Piotra i Tomka.

Proces rekrutacyjny trwał, pojawiło się nowe zlecenie, na stanowisko HR Manager. Tę ofertę już ja prowadziłam. Zakończyła się sukcesem, Ania W dołączyła do firmy, a w mojej głowie kiełkowała myśl, że chcę tam pracować. Czas płynął spokojnie, aż pewnego dnia zadzwoniła Ania W z pytaniem: to co, chciałabyś dołączyć? Reszta jest historią. 4 maja 1999 roku dołączyłam do teamu HR, od naszych nazwisk zwanym WWW. W dziale królowała Ania, czujną kontrolę sprawowała Halinka, a cudowna Basia, oaza spokoju, administrowała.

Na początku był event…integracyjny!

Na start dostałam bombeczkę, w miesiąc zorganizować pierwszy wyjazd integracyjny dla teamu Kraków plus Optimus Pascal Multimedia Bielsko-Biała plus Wydawnictwo Pascal. Powiem tak, było interesująco. Wszyscy się tym wyjazdem wyjątkowo interesowali, bo to był pierwszy tak duży event, na dodatek plenerowy. Kierunek: Zakopane.

Był czerwiec, na tydzień przed naszym wyjazdem spadł w Zakopanem śnieg. Stres miałam na wysokogórskim poziomie. Wciąż pamiętam miłe maile od teamu redakcyjnego, że kozice schodzą z gór, a to zły znak 😉 Miałam też dużo maili z pytaniami w stylu: no i co to będzie w tym Zakopanem, skoro tak pada?! … Wyjazd się odbył, pogoda rewelacyjnie dopisała, Państwo się bawili nie najgorzej chyba.

Potem organizowałam imprezy lokalne: na Starym Kazimierzu w Nocnym Niebie, wigilia firmowa w Zaułku Niewiernego Tomasza, zimowy wyjazd integracyjny do Wisły.

Tu nie zapomnę akcji kulig z ogniskiem. Zanim dotarliśmy na to ognisko, większość zdążyła mocno upoić się napojami wnoszącymi element baśniowy do rzeczywistości. Jechaliśmy dużymi saniami, ok 8/10 osób na pokładzie. Napoje rozgrzewające magicznie się rozmnażały, jak tylko jeden trunek się kończył, znajdował się następny.

Gdy dotarliśmy do celu szumiały nie tylko knieje…

Ale, ale. Allo, allo. Najpierw Praca Potem Zabawa :-)

Imprezy imprezami, ale naprawdę dużo pracowaliśmy. Ciągle poszerzaliśmy zespoły, było dużo rekrutacji. Pamiętam prawie wszystkie zrekrutowane osoby, ale kilka rekrutacji szczególnie mocno zapadło mi w pamięci.

  1. Jedna była w Szczecinie. Razem z Halinką prowadziłyśmy ten projekt. Hotel, w jakim miałyśmy noclegować i prowadzać rekrutację, okazał się mieć lata świetności wiele dekad za sobą. Wyglądał jak żywcem wycięty z filmu braci Coen Barton Fink. Odpadające wyblakłe różowe tapety, smród, brud, kurz, nędza totalna. Uciekłyśmy stamtąd ekspresowo i w takim samym tempie musiałyśmy znaleźć nowy nocleg, z opcją prowadzenie spotkań rekrutacyjnych + obdzwonić wszystkich kandydatów, że zmieniamy miejsce i terminy spotkań. Udało się. Znalazłyśmy hotel Dom Marynarza. Od razu poinformowałyśmy damy z recepcji, że w godzinach popołudniowych będziemy prowadzić rekrutacje, żeby w razie pytań pomagały i kierowały naszych gości. Wtedy to usłyszałyśmy z Halinką tekst: Aha, na pewno?! My już znamy takie, co tu prowadziły rekrutacje. Praca w HR nabrała dla nas nowego, zupełnie innego znaczenia. Zdobyłyśmy też cenny „insight”: gdy lądujesz w Domu Marynarza, licz się z tym, że wiele może się zdarzy. W końcu jednak dało się panie z recepcji przekonać, że naprawdę reprezentujemy zupełnie inny biznes i życzliwie już, za dodatkową opłatą, użyczyły nam salę do poprowadzenia spotkań rekrutacyjnych. .
  2. Rekrutacja Radka K już pięknie przez niego została opisana. Bardzo dynamiczna, ekspresowa akcja.
  3. Grześ K był pierwszą rekrutowaną przez mnie osobą. Zachwycił mnie radiowym głosem. Czułam, że medialna przyszłość przed nim. Jak potoczyła się jego kariera — wiemy, nic ważnego w tym kraju bez redaktora Grzegorza K się nie dzieje.
  4. Jaś L był najmłodszą zrekrutowaną osobą, dołączył do nas chyba zaraz po liceum, ale jego dojrzałość i wiedza bardzo mi zaimponowały. Dziś Jan L zarządza serwisem informacyjnym w innej grupie mediowej.
  5. Nigdy nie rekrutowałam dla działu IT bo kompletnie tego nie czułam, to był teren Halinki. Raz jednak zdarzyło się, że Halinka będąc w trakcie rekrutacji programisty musiała pilnie zadziałać w innym temacie. Poprosiła bym ją zastąpiła. Skup się na osobowości — powiedziała. I tu rozwinęłam skrzydła. Biedny chłopak, po spotkaniu pełnym psychologicznej głębi musiał chwilę odsapnąć by przypomnieć sobie, że jest informatykiem.

6. Była też rekrutacja do działu personalnego, gdzie szukałam wsparcia do o HR teamu. To było jak poszukiwanie skarbu, długo nikt się nie pojawiał, kto by do nas pasował. Aż wreszcie pojawiła się Ona, perła: Iza S. Wiedziałam, że to starzał w 10-tkę!

I tak mogłabym jeszcze długo, ale nadeszła zmiana. Od września 2000 r. przeszłam do działu marketingu, pod skrzydła Marka Kapturkiewicza, i zostałam tam już do końca pracy w Onecie czyli do końca 2007 r.

Co tam na rynku słychać?

Marketing w Onet.pl jest materiałem na odrębną historię. Wspomnę tylko mój początek.

Cudownym zrządzeniem losu usadzono mnie w pokoju z osławionym niebieskim piecem, gdzie urzędowali Respondi, Tolaszek i Bartek R. Team indywidualistów i ja, kompletnie od czapy w tym gronie. Tak bardzo od czapy, że aż zadziałało. I było świetnie. Co dzień mieliśmy n-powodów by do łez cieszyć się pracą w Onet.pl.

Rano, oczekując na przybycie Respondiego i jego relację z wieczora/nocy i poranka. W ciągu dnia, Tolaszek, zwany przeze mnie Łasicą, kto oglądał O czym szumia wierzby zrozumie, o co chodzi 😉, miał n-inspiracji by komentować rzeczywistość biurową. I nie darował nikomu niczego. Zawsze miał na czym się skupić by „przedyskutować” kto/co zrobił/dlaczego tak a nie inaczej/jak być powinno, itd. Bartek R był najbardziej milcząca osobą w tym teamie, ale i on miewał swoje 5 minut. Wtedy padały z jego ust lapidarne podsumowania, które wbijały nas w fotel.

Panowie, to była przyjemność być tam z Wami!

Zmiany. Co nas nie zabije To nas wzmocni!

W marketingu zawsze wiele się działo i zmieniało. Od pokolenia e-generacji ewoluowaliśmy do Informacja/ Inspiracja/Pasja, a potem Oko/Studnia/Świątynia. Byliśmy Multimedium dzięki Wam, lataliśmy z OnetConnect wśród chmur by być sobą, sympatyzowaliśmy, zumowaliśmy, itd.

Projektów było mnóstwo, ale najważniejsi byli ludzie. Jak bardzo, zauważyliśmy gdy do krakowskiej wioski zapukał świat stołecznego miasta Warszawy, zaczęły się dzielić struktury, część była w Krk, część w Wwie. Drobna rysa na szkle się pojawiła, ale i ten fakt był dla nas inspiracją do zabawy.

Onet zaczął się przeistaczać w korporację. Proces transformacji nigdzie nie jest łatwy, ale ze wszystkim byliśmy w stanie sobie dać radę, bo w tym teamie indywidualistów, była więź, taka specyficzna, niezwykle mocna, stanowiła siłę napędową. Chcieliśmy działać i szliśmy jak burza.

Btw, potencjał intelektualny, jaki miał w swoich szeregach Onet, w tamtych czasach, to była prawdziwa PETARDA! SZTOS!

Nie zawsze koń się śmiał ;-)

czy konie mnie slysza

Żeby nie było cukierkowo, nie zawsze było kolorowo, mega/zajefajnie.

Czasem absurd gonił absurd, na miarę „czy konie mnie słyszą?”

Bywało, że noga się powinęła, coś nie wypaliło, trzeba było walczyć z potęgą telewizji czy inną materią, ale dzielnie dawaliśmy radę.

Wspomnień czar :-)

Pracę w Onet.pl wspominam fantastycznie. Tu spotkałam osoby ważne w moim życiu, z którymi stale mam kontakt, które są mi bardzo bliskie. Tu spotkałam wyjątkowych ludzi, których nigdzie indziej bym nie miała okazji poznać. To wartość nieporównywalna z niczym innym.

Onet jest też wspaniałą historią i cieszę się, że mogłam być jej częścią, uczestniczyć w jej tworzenia. To było 8 wspaniałych lat.

Let’s make a show!

Na sam koniec postulat. Historia powstania Onetu i jego początki zasługują na sfilmowanie. Takie polskie Silicon Valley, jak powstawał i rósł w siłę internet w PL. Może blog Piotra stanie się inspiracją do powstania takiego scenariusza. To byłby really good content.

Cięcie! To be continued ….

--

--

Katarzyna Wyszynska
początki
Writer for

The observer, psychologist, digital first — digital marketing enthusiast. I have no motto and I like it :-)