Porządny rower do miasta, do lasu, na wakacje i do pracy

Piotr Peszko
Podkast Rowerowy
Published in
7 min readJul 11, 2022

Mam pełną świadomość tego, że współczesne rowery mogą kosztować tyle co niewielkie mieszkanie, a takie w wersji kolekcjonerskiej tyle co spory apartament. Kiedy jednak przeglądam wiadomości dotyczące rowerów od swoich znajomych, to przeważnie pada pytanie o rower porządny.

Zacznijmy od tego, że nie istnieje coś takiego jak idealny rower i nie ma się co łudzić, że istnieje rower do wszystkiego i dla wszystkich. Takie zjawisko nie ma miejsca, bo ilu ludzi, tyle różnych potrzeb, ale… bo przecież, gdyby nie było tutaj “ale” to nie miałbym w jaki sposób zaznaczyć problemu i wciągnąć Cię w mój tok myślenia. “Ale” musi być, więc jest i jest nim to, że większość nas spędza na rowerze proporcjonalnie niewiele czasu i jeśli zastanowimy się nad tym mocniej, to większość (nie mam danych innych niż własna obserwacja) korzysta z roweru rekreacyjnie, od czasu do czasu, dla przyjemności, zabawy, wycieczki. To moim zdaniem największa grupa ludzi korzystających z roweru, która wyprzedza nawet tę, dla której rower jest codziennym narzędziem do podróżowania, tzw. commuterem.

Rower jest dla mnie, a nie ja dla roweru

Kiedy poprosiłem Pawła Steinke z polskiego oddziału Canyon o rower, to od razu wiedziałem czego chcę. Żadna tam super szosa aero, żaden w pełni zawieszony górski przecinak. Dlaczego? A niby jakie ja mam prawo do tego, żeby polecać innym rower, którego nie jestem w stanie ocenić. Nie mam na tyle odwagi, pewności siebie i … chęci zaistnienia w świecie, który z radością poznaję.

Dla mnie — ciągle — rower to narzędzie do przemieszczania się, narzędzie o które dbam, doceniam, ale… no nie jestem w nim zakochany, nie wieszam go na ścianie w gabinecie. Pewnie kiedyś się to zmieni, ale aktualnie rower jest trochę jak kosiarka do trawy. Znaczy to mniej więcej tyle, że nie nadałem jej / mu (kosiarce / rowerowi) imienia i nie zamierzam tego robić. Lubię jednak narzędzia dobrej jakości. Lubię dobre rowery. Kosiarki też lubię dobre i ciche.

Życzliwość od pierwszego złożenia

Canyon to firma, która postawiła na to, żeby rower wysyłać ludziom bezpośrednio pomijając sklepowe półki, sprzedawców i przejeżdżanie się po sklepowych parkingach. Rower dostajecie zapakowany w standardowe pudło, a do tego instrukcję jak ze znanego sklepu meblowego i komplet potrzebnych kluczy — włącznie z prostym dynamometrycznym.

Klucz dynamometryczny — klucz służący do dokręcenia śruby lub nakrętki z określonym momentem (za wikipedią). W praktyce oznacza to, że różne śruby w rowerze należy dokręcać z określoną siłą (a w zasadzie momentem siły) po to, żeby były one zakręcone właściwie, czyli ani za słabo, ani za mocno.

Po kilkunastu minutach rower był gotowy do jazdy, a mnie zaskoczyła jego kompletność. Wszystko czego mógłbym oczekiwać od miejskiego przecinaka było już zamontowane, gotowe do użycia. Canyon Commuter życzliwie — bo przecież jest taki podkastowo żółty — zapraszał do jazdy.

Commuter 7

Skoro model ma numerek VII to postanowiłem, że podzielę się siedmioma cechami, które moim zdaniem robią z tej maszyny porządny rower.

1.Bardzo wygodna geometria, która jednocześnie nie pozwala zbytnio się na siodełku rozsiąść. Rama tego roweru raczej sprzyja dynamicznej jeździe do pracy, albo na kolację ze znajomymi, niż do sunięcia powoli wiślanymi bulwarami. Przekładając to na świat samochodów, jest to raczej szybki hot hatch, niż rodzinne bujadełko.

2.Bezobsługowy i niebrudzący napęd, który działa płynnie, cicho i przyjemnie. W pierwszym momencie miałem wrażenie, że coś się zepsuło. Połączenie 11-biegowego Shimano Alfine, czyli przełożeń w piaście, z paskiem Gates sprawia, że mamy rozwiązanie, które a) nie brudzi nogawki, b) nie wymaga smarowania, c) niemal nie wymaga czyszczenia, d) pozwala zmieniać przełożenia kiedy stoimy np. na czerwonym. Oprócz tego jest to rozwiązanie bardzo ciche i w porównaniu do łańcucha hmmmm takie przyjemnie miękkie i moim zdaniem mniej zawodne, ale jednocześnie nienaprawialne w drodze.

3. Zintegrowany z błotnikami bagażnik pod sakwy. Porządny rower musi mieć błotniki i bagażnik. Nie wyobrażam sobie roweru na codziennie dojazdy bez błotników, bo jeżdżę cały rok. Nie wyobrażam sobie roweru bez bagażnika jako codziennego “pomykacza”, bo robię zakupy, wożę laptop i mnóstwo gratów. Wiem, że są plecaki, ale… nie lubię mokrych od potu pleców, wolę śmigający pod koszulą wiatr.
W przypadku testowanego roweru i jego bagażnika Canyon zdecydował się na dosyć specyficzne, ale dobrze działające rozwiązanie firmy Ortlieb w wersji QL3.1. To jest rozwiązanie świetne jeśli nie ma się sakw, albo chce się wymienić na nowe. Dedykowane sakwy, także torby biurowe montuje się szybko, pewnie i sprawnie. Jeśli jeździsz codziennie do pracy i masz co wozić to jest to świetne rozwiązanie. Jeśli masz już sakwy — takie ulubione — to pewnie trzeba będzie to rozwiązanie trochę zmodyfikować.

4. Zintegrowane oświetlenie i dynamo w piaście, czyli rozwiązanie, które zaliczam do swoich ulubionych odkąd go po raz pierwszy spróbowałem. Znaczy ono mniej więcej tyle, że nie martwię się o to, czy wziąłem lampki, czy są naładowane. One po prostu są i działają cały czas korzystając z kręcących się kół. Zintegrowana z przednim błotnikiem lampka Supernova E3 Pure 3 light wygląda świetnie, a jej 205 lumenów zupełnie wystarczy nawet na nocne powroty. Oświetlenie tylne, w postaci E3 Tail Light 2 jest troszkę… hmmm mało estetyczne, ale robi robotę. Co ciekawe ma wbudowany kondensator, więc świeci przez kilkanaście minut po zatrzymaniu. Niby nic wielkiego, ale cieszy, bo jest bezpieczniej.

5. Karbonowy widelec — to niby nic wielkiego, ale po pierwsze waga roweru jest niższa, a po drugie karbonowy widelec w porównaniu do aluminiowego jest przyjemniejszy dla naszych nagdarstków lepiej tłumiąc drgania.

6. Grube gumy — Schwalbe G-One Allround 40mm — to kolejna po karbonowym widelcu cecha, która dba o naszą wygodę. Czterdzieści milimetrów to niby sporo, ale… biorąc pod uwagę to, że rower jest miejsko-wiejski to trochę niższe ciśnienie w gumach pozwoli jeździć po szutrach, śniegu (testowałem), czy nie martwić się o kondycję obręczy w miejskiej dżungli, gdzie asfalty pozostawiają wiele do życzenia, a krawężniki czyhają na powietrze w dętkach.

7. Przyjemne bajerki, czyli wszystko to, co ma sprawić, że będzie wygodniej, ładniej i przyjemniej. Zacznę od gripów Ergon, które znane są z tego, że są łaskawe dla naszych dłoni dając im spore podparcie nawet na dłuższych wyjazdach. Kolejne bajerki to dzwonek, a jakże, pochowane kabelki, matowy lakier i zintegrowany kokpit. Nie są to elementy bez których nie da się żyć, ale o ile przyjemniejsze i weselsze jest życie na rowerze w takim kolorze.

Nie chciałem go oddawać, ale…

Żółty Commuter był ze mną prawie rok i wcale nie chciałem go oddawać. Gdyby to miał być jedyny rower jaki posiadam, to myślę, że zostałby na zawsze, bo ma duży potencjał do tego, żeby być jedynym rowerem i rowerem na zawsze.

Ponieważ jestem trochę zakręcony rowerowo, to na sam koniec zostawiłem to, co w rowerze bym zmienił, albo czego bym się pozbył. Nie ma tego wiele, ale, żeby nie było, że sam miód i przytulone miliony monet. Napęd jest świetny do miasta, w którym nie ma wielu przewyższeń. Jeśli mieszkasz w miejscu, gdzie musisz podjeżdżać sztywne sztajfy, to Alfine może Ci w tym nie pomóc na tyle ile tego potrzebujesz. Druga kwestia to siodło, które ja osobiście bym wymienił, bo jest za miękką kanapą, ale to moja indywidualna preferencja. Trzecia sprawa to… nie ma trzeciej sprawy. To jest po prostu dobry rower, który ma dostarczyć Ci przyjemności z jazdy i stać w cieniu Twojego codziennego funkcjonowania.

Dziękuję firmie Canyon i Pawłowi Steinke za udostępnienie tej maszyny i mam nadzieję, że będzie mi dane testować jeszcze inne, do których się nadaję, czyli… rowery dla cywilów :)

--

--