Cisza

Robert M. Wysocki
Refleksje
Published in
2 min readNov 6, 2016

Muzyka, czy cisza? Ten dylemat znam od bardzo dawna i wciąż często mnie on dosięga.

https://unsplash.com/@davidmarcu

Miałem w zwyczaju kłaść się na łóżku i po prostu słuchać radia; zazwyczaj były to audycje redaktorów Manna bądź Niedźwiedzkiego. Ale również dosyć często w leżeniu na łóżku towarzyszyła mi cisza. Chociaż nie zawsze, bo kakofonia moich myśli czasami nie dawała mi jej usłyszeć.

Ale cisza w samotności to coś zupełnie innego, niż cisza w towarzystwie.

Koncept “krępującej ciszy”, tak rozpowszechniony w kulturze popularnej, zawsze był dla mnie czymś zupełnie obcym i niezrozumiałym. Sytuacja nie uległa zmianie, ale rozumiem teraz, dlaczego niektórzy mogą widzieć sens w tej zbitce wyrazowej.

Cisza, wbrew pozorom, nie jest brakiem komunikacji; cisza jest w stanie przekazywać tak samo wiele, jak słowa. Nie może ona zatem być słowom przeciwstawiana — raczej jest to specyficzne słowo, bądź może nawet rodzaj języka; można je/go stosować na takiej samej zasadzie, jak każdy inny środek wyrazu. Ale jest też w ciszy coś magicznego, co zupełnie wyróżnia ją na tle innych zapośredniczeń naszych myśli.

Cisza jest nośnikiem zrozumienia. Za każdym razem, gdy nabywa ona prawa bytu między dwoma osobami, staje się ona przepustką do głębszego poznania myśli drugiej strony, jej sposobu rozumowania. Cisza sprawia, że wszystko słychać znacznie lepiej — także (a może “w szczególności”) to, co niewypowiadane, a być może i niewypowiadalne.

Cisza otwiera bramy dla komunikacji niewerbalnej; tych wszystkich drobnostek, które “na co dzień” być może nam umykają — ona po prostu wyostrza zmysły, zaostrza apetyt na porozumiewanie się na innym (kto wie, czy nie jakimś bardziej wyjątkowym) poziomie.

Nie ma nic piękniejszego, niż milczenie między dwoma osobami, które tak samo je pojmują. Cisza to zrozumienie; cisza to pełna akceptacja, całkowity brak uwag, pusty zbiór oczekiwań, otwarcie serca na cokolwiek druga strona zechce zaoferować.

Cisza to także spokój. Tak w pojedynkę, jak i w towarzystwie — spokój wynikający z tego, że wszystko jest w porządku. Że nic nie trzeba — że wszystko wiadomo nawet bez tego, czego nie trzeba. Cisza to komfort, to swoboda i takie wirtualne przytulenie — siebie, albo “interlokutora”.

A może mój dylemat jest tylko pozorny? Czy cisza nie jest czasem specyficznym rodzajem muzyki? Takim: dla specyficznych ludzi? Z pewnością dla moich uszu jest ona co najmniej tak samo przyjemna. O ile nie przyjemniejsza.

Cisza jednak niesie w sobie również pewne ryzyko; a że człowiek boi się nieznanego, to niektórzy jej unikają. Krępujące bywa chyba jednak bardziej wyobrażenie o tym, co milczący mógłby powiedzieć, niż sam fakt, że nic nie wydobywa się z jego ust.

Czy zatem cisza to zaufanie? Albo przynajmniej jego wyznacznik?

Jak wiele można powiedzieć na temat niemówienia — fascynujące.

Pokontemplujmy to zagadnienie. W milczeniu.

--

--