Ile polską gospodarkę mogą kosztować urzędy?

Maciej Kubat
5 min readJan 22, 2017

--

Copyrights CC0 Public Domain

Będąc nie tak dawno temu w Urzędzie Wojewódzkim przypomniała mi się charakterystyka biurokracji M. Webera: m.in. Bezosobowa, podziałem na pracę i kwalifikacje oraz wydajna. Jednak zerkając na swój numerek i szacunkowy czas oczekiwania — 45 minut — zacząłem powoli kwestionować tę ostatnią cechę. Przede mną są tylko trzy osoby, ja chcę tylko odebrać paszport, dlaczego zatem muszę zmarnować tyle czasu? W ciągu trzech kwadransów można mieć tysiące pomysłów na usprawnienie pracy urzędów, z całkowitą ich likwidacją włączając. Jednak brak miejsc w poczekalni i wciąż wchodzące nowe osoby spowodowały, że zacząłem zadawać inne pytanie — ile mogą kosztować urzędy polską gospodarkę?

Nie interesuje mnie ile Polska wydaje na wszelakiego rodzaju urzędy. Ta informacja jest dość łatwa do uzyskania i np. w 2015 roku państwo polskie wydało ok. 750mld. Nie jestem też szczególnie ciekaw, które urzędy wydają najwięcej, ani ile wydawane jest na kwiaty, delegacje, ksero i inne rzeczy. Choć te dane są interesujące same w sobie, to nie dają odpowiedzi: ile gospodarka traci na administracji?

Ile spraw jest załatwianych?

By odpowiedzieć na to pytanie, należałoby się dowiedzieć ile spraw rocznie jest załatwianych w poszczególnych urzędach. Po bezowocnych, długich poszukiwaniach dałem sobie spokój. Urzędy nie publikują takich danych, może dlatego by nie wyszło na jaw jak są niewydajne? A może nie wiedzą jakie dokładnie sprawy i w jakich ilościach są załatwiane? Nie pozostało mi nic innego jak przeformułować pytanie na Ile urzędów rocznie Polacy odwiedzają (oraz jakie)? Tym razem miałem więcej szczęścia. Kancelaria Prezydenta RP opublikowała raport o tym jak Polacy poszczegają urzędy i urzędników. Wprawdzie nie jest to dokładnie to, co chciałem, ale po przeczytaniu stwierdziłem, że są tam dane, które mogę wykorzystać do obliczeń. Przede wszystkim znalazłem informację o tym jakie urzędy Polacy odwiedzili:

A także ile razy musieli się do nich fatygować:

W drugiej połowie 2007 roku ponad połowa badanych przez CBOS dorosłych Polaków (55%) deklarowała, że przynajmniej raz w bieżącym roku załatwiała w urzędzie jakąś sprawę. Ponad jedna czwarta respondentów (28%) odwiedzała różnego rodzaju urzędy kilkakrotnie, zaś jedna piąta (19%) wybrała się do urzędu raz. Niemal co dziesiąty pytany (8%) odpowiedział, że urzędy odwiedzał wielokrotnie.

Pozostała tylko kwestia jak interpretować kilku- i wielokrotne wizyty. Dla uproszczenia postanowiłem, że “kilkukrotne” to znaczy dwa razy, a “wielokrotne” tożsame jest z trzykrotną wizytą. Zatem wyglądałoby to następująco:

Naturalnie powyższe dane dotyczą dorosłych Polaków. Czy zatem wszyscy dorośli obywatele będą nas interesować? Raczej nie, bowiem jeśli interesuje nas wpływ na gospodarkę, to bezrobotni (jedna z grup dorosłych Polaków) nie mają, w naszych rozważaniach, większego znaczenia. Zatem należałoby się dowiedzieć ilu jest pracujących. Według Głównego Urzędu Statystycznego w III kwartale 2016 roku było 17,293 tys. osób aktywnych zawodowo.

Również nie interesują nas wszystkie urzędy, np. Urząd Pracy czy Urząd Stanu Cywilnego, czyli te, które nie mają bezpośrednio nic wspólnego z biznesem i gospodarką. Dlatego też z 55% dorosłych Polaków musimy wyeliminować tych, którzy mieli kontakt właśnie z tymi urzędami, co daje nam populację 43%. Zatem z 17,293 tys. czynnych zawodowo, 43% odwiedziło przynajmniej jeden z interesujących nas instytucji. Daje to teraz następujący rozkład wizyt:

Średni koszt wizyty

Teraz możemy przystąpić do obliczenia kosztów dla gospodarki. Tylko w jaki sposób to zrobimy? Ponieważ czas spędzony na dojazd i w urzędzie, to czas całkowicie bezproduktywny (z każdego zresztą punktu widzenia, nie tylko biznesu), to nic innego jak koszt alternatywny (opportunity cost). W tym samym czasie miliony osób mogłyby robić coś innego — zdobywać klientów, dostawców, czyli po prostu pracować — to moglibyśmy wziąć roboczogodzinę jako podstawę kosztów.

Stawki się różnią nie tylko między firmami, ale także pomiędzy pozycją w firmie. Dla naszych celów posłużę się średnim wynagrodzeniem brutto za rok 2015 (sektor prywatny), które wg GUS wynosiło 4,121 złotych. Gdy sprowadzimy tę kwotę do stawki godzinowej, to da nam 23.78 złote (5 dni w tygodniu po 8 godzin).

Ile tracimy czasu w urzędach? Właściwie nie powinienem mierzyć czasu spędzonego w instytucjach administracji, bowiem nigdy nie pozbędziemy się biurokracji. Zawsze będzie istnieć w tej lub innej formie. Ale byłaby bardziej wydajna, gdybyśmy nie musieli mieć z nią osobistego kontaktu. Zatem poprawione pytanie brzmi — ile czasu spędzamy na dojazd?

Myślę, że założenie, iż potrzebujemy ok. 40 minut w sumie (20 minut w jedną stronę) nie jest przesadne. Oczywiście średnio, gdyż niektórym może to zająć dłużej a innym krócej. 40 minut to 0.67 godziny, co daje koszt 15.85 złotych na godzinę. Teraz wystarczy pomnożyć tę liczbę wszystkich wizyt z powyższej tabeli, czyli:

Mamy więc koszt jaki polska gospodarka ponosi co roku za to, że musimy osobiście stawiać się w urzędach.

Kontekst

Kwota jest wprawdzie duża, ale nie mówi zbyt wiele. Musimy przedstawić ją w jakimś kontekście. Np. wiemy, że w 2015 na administrację zostało wydanych około 750 mld złotych. Obliczony przez nas koszt, to raptem 0.03%. Kropla w morzu w porównaniem z tym ile się marnuje na biurokrację.

A co gdyby ta kwota zasiliła naukę i rozwój? Na rok 2015 Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego otrzymało 7,438 mld. Gdybyśmy chcieli dodać nasze obliczenia, to budżet na naukę zwiększył by się o niecałe 3%. Niezbyt dużo, ale zawsze coś. Kilka dodatkowych projektów można byłoby za to sfinansować.

A ile przypada to na każdą firmę? Dodajmy prywatną, bo państwowe przedsiębiorstwa, to osobny problem. Rejestr REGON podaje, że na na dzień 31 grudnia 2016 było 4,071,719 prywatnych podmiotów gospodarczych. Zatem na każdą firmę średni koszt dawałby niecałe 53 złote rocznie. Nic dziwnego, że musimy się osobiście fatygować do urzędów, gdyż nie ma wystarczającej zachęty, aby to zmienić — jednostkowy koszt, które firmy muszą ponieść nie jest wysoki.

A co, gdyby każda firma zainwestowała te pieniądze na którymś z portali pożyczek p2p? Np. poprzez portal Kokos.pl przez 6 lat zostało pożyczone niecałe 147 mln, czyli mniej więcej 69% tego, co polskie firmy muszą rocznie wydawać na biurokrację. Zatem można by te pieniądze wydać znacznie lepiej!

Robiąc jeszcze jedno porównanie, to Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w 2015 udało się zebrać blisko 40 mln. A przez całe jej istnienie do 2015, czyli 23 lata (sic) zebrała niebagatelną kwotę prawie 582 mln., tj. o 37% niż roczny wydatek prywatnych firm na administrację. Pozostawiam to bez komentarza.

Ostatnie dwa grosze

Administracji państwowej czy samorządowej raczej zlikwidować się nie da. Ale można ją usprawnić choćby poprzez eliminację osobistego z nimi kontaktu, tak jak np. w Wlk. Brytanii. Gdyby nie było potrzeby odwiedzania urzędów, to można by je przenieść w miejsce, gdzie jest największe bezrobocie, co dałoby całkiem spory zastrzyk lokalnym gospodarkom.

Zwolnione nieruchomości w dużych miastach można by było spożytkować znacznie wydajniej — sprzedając je lub dzierżawiąc. Możliwości jest dużo.
Może obliczona kwota, która bynajmniej nie jest dokładna, nie jest swą wielkością powalająca, ale na pewno nie jest banalna.

--

--

Maciej Kubat

Dyrektor finansowy w PayasUGym.com, przedsiębiorca, inwestor, specjalista od cen oraz modeli biznesowych. Uczeń Sun Tzu i pasjonat analizy danych. Mąż, ojciec.