Życie

Robert M. Wysocki
Refleksje
Published in
3 min readDec 8, 2016

Śnimy. Cali składamy się z marzeń, z dążeń, z wysiłków podejmowanych, aby osiągnąć coś więcej. Zawsze staramy się dotrzeć gdzieś dalej i pokonać kolejną granicę. Ale czy na tym polega życie?

https://unsplash.com/@through_these_eyes_photograhpy

Ale jak często coś takiego się dzieje? Ile razy w ciągu doby krzyczymy “Udało się!”, lub podobnie?

Niektórzy — aby poczuć, że żyją — wspinają się, albo skaczą z klifów, nurkują, albo latają na paralotniach. Inni natomiast — idą do lasu, albo pedałują nad rzekę. Aktywności z pozoru podobne, ale czy napewno?

Gdyby spojrzeć na nasze życia z boku (boków?), to zapewne wydać by się one mogły dosyć monotonne. Spędzamy 1/3 doby na śnie, kolejną 1/3 w pracy i tylko to, co zostaje pomiędzy (wyłączając wszelki czas “techniczny”) jest tak na prawdę wyłącznie do naszej dyspozycji. No, prawie, bo jeszcze są takie “drobnostki”, jak najbliżsi, którym też należy trochę dnia poświęcić.

I wśród tego wszystkiego, w natłoku różnych powtarzalnych czynności, czasami zdarza się coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Raz na jakiś czas czujemy, że żyjemy. A to uda się gdzieś wspiąć (czy to dosłownie, czy też metaforycznie), a to zdarzy się jakaś przygoda (mniej lub bardziej egzotyczna). I wtedy właśnie mówimy: to jest to!

A przecież “to” wcale nie jest “tym”.

Życie nie dzieje się w rzadkich momentach, nie zatrzymuje się, gdy kończy się entuzjazm i nie rozpoczyna się wraz ze skokiem z klifu. Życie to tu i teraz, życie to to, co nas otacza. Życie to nasza codzienność.

Jeśli raz na tydzień sąsiedzi proszą nas o zaopiekowanie się ich kotem, to nie możemy już-od-razu stwierdzić, że “mamy” kota (słowo umowne, bo przecież jedna istota żywa nie może posiadać innej), albo że jesteśmy kotów miłośnikami. Jeden dzień, choćby powtarzalny, nie definiuje całego tygodnia — a już na pewno nie całego życia. Jedyne, co w takim wypadku możemy powiedzieć, to właśnie to, co się zdarza: że raz na tydzień opiekujemy się tym kotem. I wcale nie chodzi tu tylko o kota — dotyczy to w taki sam sposób ludzi oraz wszelkich inny zdarzeń w naszym życiu. Weekendowe wycieczki rowerowe nie robią z nas rowerzystów — zrobić to może wsiadanie na jednoślad nawet, gdy niekoniecznie ma się na to ochotę. Spotkania z rodziną kilka razu do roku nie dają podstaw do twierdzeń o zażyłości relacji — dać ją może praca nad ich zacieśnieniem. Jednorazowa wycieczka, choćby i dookoła świata, nie sprawi, że staniemy się od razu globtretterami; kilka przeczytanych książek nie da nam prawa do określenia się mianem “mola książkowego”.

Wszystko wymaga ciężkiej pracy, bo właśnie to — ciężka praca nad naszą codziennością — sprawia, że możemy coś o naszym życiu powiedzieć. Anegdoty i historie są dobre na pogadanki przy herbatce, ale gdy człowiek leży sam-patrząc-w-sufit, to jedyne, co ma jakieś znaczenie, to to, jak wygląda tego człowieka codzienność.

To, co spotyka nas w zupełnie zwyczajne dni, tak na prawdę te dni nam wypełnia. A one stanowią o naszym życiu, bo ich jest najwięcej. Można — owszem — “żyć adrenaliną”, ale jak długo? Chyba nawet u najbardziej jej potrzebujących czasem rodzi się jakaś rutyna; przecież nawet największe emocje doznawane bez przerwy prędzej czy później ulegną spłaszczeniu.

Codzienność nie musi dla każdego wyglądać tak samo; to, co dla jednych jest emocjonujące, dla innych może być monotonne. I na odwrót.

Trudno nie odnieść wrażenia, że sporo ludzi zbyt dużą wagę przywiązują do “incydentalnych” “dystraktorów” tym samym niedoceniając “zwyczajnej” codzienności — tego, jacy jesteśmy wobec siebie właśnie na codzień, jak się traktujemy, jak do siebie mówimy, jak o siebie nawzajem dbamy nie od święta, nie w sytuacjach wyjątkowych, specjalnych, awaryjnych, ale tak po prostu, dzień-po-dniu.

Przygody są czymś świetnym i na pewno warto je mieć — kolekcjonować wrażenia i się nimi dzielić. Ale to, co w nas zostaje; to, co pozwala-bądź-nie nam zasypiać, to nasze zwyczajne, codzienne życie.

Pracujmy zatem nad poprawą naszej codzienności — dla siebie i dla innych.

--

--