Jak działa ekonomia? No ale JAKA?
Znowu nie daje mi spokoju pytanie “Jak działa ekonomia?”. Można zastanawiać się nad jego sensownością (o czym dyskutowaliśmy pod poprzednim wpisem), niuansami pomiędzy naukami ekonomicznymi, gospodarką, a polityką gospodarczą, granicami wpływów wyżej wymienionych, rolą ekonomistów we współczesnym świecie (inżynierowie, gwiazdy rocka czy zbawiciele świata), itd.. Szukając odpowiedzi na to proste pytanie, trzeba zapytać: “Ale jaka ekonomia? Według kogo?”.
Uznajmy, że pytanie “Jak działa ekonomia” ma sens i rozumiemy je jako skomplikowany system zależności typu: “Jeśli rząd A wyda X pieniędzy na inwestycje infrastrukturalne, to spadnie bezrobocie o Y%, wzrośnie PKB o Z% i zwiększy się dług publiczny o W” lub “Jeśli wydam 100 zł na obiad, to przy moim budżecie do końca tygodnia na kolejne obiady będę miał tylko 30 zł, ale mam teraz ochotę zaszaleć i najeść się bardzo”. Powyższe zależności są dosyć proste i jednokierunkowe (wydaję pieniądze => osiągam konkretne skutki). Ekonomia zajmuje się zarówno pierwszym obszarem (makro), jak i drugim (mikro). Niuans jest taki, że takie zależności mają swoje “przypisy”, które zajmują ogromne tomy w bibliotekach, znajdują miejsce w niezliczonych pdfach, a to wciąż powstają nowe.
Na czym polega problem? W obrębie nauk ekonomicznych istnieje przynajmniej kilka szkół ekonomicznych (min. ok. 7–10), które można umownie podzielić na dwa główne obozy: główny nurt (zwaną też ortodoksyjną lub neoklasyczną) oraz heterodoksyjną (nieortodoksyjną, nieklasyczną). Każda z tych szkół stworzyła cały szereg “przypisów”, jak badać i oceniać powyższe systemy zależności. Co więcej, w każdej szkole może istnieć taka mini-szkoła zebrana wokół danego ekonomisty-guru, który może mieć trochę odmienne zdanie, mieszczące się wciąż w granicach danej szkoły.
Kojarzycie takiego gościa jak Keynes, nie? To ten co mówił, że trzeba pompować pieniądze w gospodarkę, jak ta sama nie daje rady i rząd musi pomóc. Jedni go uwielbiają (w końcu powstrzymanie wzrostu bezrobocia jest ważniejsze niż dług publiczny), inni szczerze go nie cierpią (pieniądze rządowe są wyrzucane w błoto, a dług obarcza podatnika). Keynes miał, delikatnie mówiąc, trochę więcej ciekawych uwag nt. funkcjonowania ekonomii — naszych preferencji (animal instincts!), czy węziej, gospodarki. Przy okazji, polecam zaznajomić się z pomysłami naszego rodaka Michała Kaleckiego, który wyprzedził Keynesa w tym obszarze, ale trochę słabiej skomercjalizował swoje oryginalne podejście. Wracając do Keynesa i jego szkoły, bo tak właśnie, powstała szkoła keynesowska, czyli Keynes i jego “followersi”. Jednak przez ostatnie 60 lat parę osób się ze sobą nie zgodziło w kilku kwestiach, powstały inne nurty, przez gospodarki przewinęło się kilkanaście kryzysów… W efekcie mamy teraz trzy szkoły, które powołują się na nauki tego samego Keynesa, łącząc je z innymi pomysłami. Każda z tych szkół: nowo-keynowska, neo-keynesowska, post-keynesowska (różnice np. tutaj) miałaby dosyć odmienne zdanie nt. pierwszej zależności, dodając swoje przypisy np.:
“Dług przez inwestycje rządowe istotnie wzrasta, ale dzięki interwencji nie wzrasta bezrobocie. Ludzie nie tracą kontaktu z rynkiem pracy, nie pojawia się negatywna spirala braku wynagrodzeń i zmniejszającego się popytu konsumentów połączona z bankructwem firm, które nie mają komu sprzedać swoich produktów, więc zwalniają. Wprost przeciwnie, dzięki interwencji konsumenci mają środki na zakupy produktów od producentów, z czasem pojawia się dodatkowa aktywność firm, przez co wzrastają dochody rządu z podatków, gospodarka wraca do równowagi i możliwy jest powrót do balansu budżetowego”*
Prawda, że takie wyjaśnienie różni się od zależności opisanej krótko na początku wpisu?
Swoje przypisy do dowolnej zależności szkoły ekonomiczne potrafią udowodnić modelem, zazwyczaj nawet empirycznym (bo rzeczywistość ekonomiczna poznała już niezliczone przypadki). Ekonomiści z “innego osiedla” mogą mieć odmienne zdanie lub zwracać uwagę na aspekty, których nie poruszają ich koleżanki i koledzy po fachu. I nie da się powiedzieć, kto ma rację, albo kto ma “lepszą” czy “mojsiejszą” rację, mimo że każda szkoła może tak twierdzić.
Konkluzja? Nadzwyczajnie prosta. Zadając pytanie “Jak działa ekonomia”, należy doprecyzować, w jakim paradygmacie (nie cierpię tego słowa) należy dokonać oceny.
* Nie podejmuję się określania szkoły tego “przypisu” ;)