Podróż w czasie (1/3): o post-kryzysowej ekonomii
W 2012 r. wystąpiłem na Ogólnopolskim Zjeździe Internacjologów Studentów. Internacjolog to taki politolog, tyle że od stosunków międzynarodowych — z tego obszaru mam pierwszego mgra. Mówiłem jednak o globalnej gospodarce i naukach ekonomicznych po kryzysie (z tego mam drugiego mgra). Wówczas kryzys wciąż trzymał się mocno, bo euro przeżywało w Grecji i na Cyprze ciężkie chwile, ale zaczęły się pojawiać pytania: “było tak dobrze przed 2007, co się stało, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i nie mamy pojęcia, o tym co się stało, a tym bardziej, gdzie dalej iść?”. Krótko mówiąc, nauki ekonomiczne, zwłaszcza w obszarze makroekonomii i finansów, zostały zmiecione w wyniku kryzysu. Natomiast moje wystąpienie było na tyle dobre, że zgarnęło nagrodę za najlepszą prezentację.
Minęło kilka lat i mógłbym swoje slajdy przekopiować, zmienić trochę tytuł z “post-crisis economy/economics” na jakiś bardziej na czasie np. “kiedy będzie następny kryzys, dlaczego za rok i dlaczego jesteśmy bezbronni”. Po czym opowiedzieć podobną historię i pewnie znów byłaby szansa na wygraną ;). To wciąż ma sens, więc polecam lekturę artykułu na cztery strony — można go znaleźć tutaj. Proszę się nie czepiać poziomu naukowego — sporo się nauczyłem od tamtego czasu, ale po siedmiu latach artykuł nadal się broni w swojej głównej myśli.
O czym była tamta prezentacja?
Omawiałem w niej najważniejsze wskaźniki do mierzenia kondycji dowolnej gospodarki: PKB, inflacja, stopy procentowe, konsumpcja, produkcja przemysłowa, eksport netto itp.. Są z nimi dwa problemy. Po pierwsze, publikuje się je z opóźnieniem (1–3 mce). Po drugie, to duża ilość informacji i “połączenie kropek” jest bardzo ciężkie. Niektóre z nich, np. indeks nastrojów przedsiębiorców, próbują wyprzedzać wydarzenia, ale znów można postawić zastrzeżenia: 1) mogą stanowić samospełniającą się przepowiednię, 2) co innego deklarujemy i mówimy, a co innego robimy.
To może czas skorzystać z alternatywnych wskaźników? Moja prezentacja zdobyła popularność dzięki nim. Jest ich naprawdę dużo. Nie będę tutaj pisał o tych poważnych jak Human Development Index, bo wystarczy wpisać w Google “alternative indicators of economy development”, by otrzymać sensowne wskaźniki np. tutaj lub tutaj. Poza tym, naszym celem nie jest makro-kondycja, ale przez badanie mikro-podstaw stwierdzenie, czy pacjent wkrótce dozna zapaści. Musimy zatem przeguglać “most bizarre economic indicators”, by otrzymać… np. indeks męskiej bielizny. Jak jest dobrze, to mężczyźni kupują dużo nowej bielizny. Jak nadchodzą złe czasy, to kupno nowych majtek i skarpetek spada na dalszą pozycję i “konsumpcja nowej bielizny” również leci.
Proste, prawda? Zabawne? Może. Hardkorowe? O nie, w ogóle nie — zobaczcie sobie na inne wskaźniki i są tam naprawdę mocne hity. Sensowne? W żadnym razie. Jednak generalnie predykcja ekonomii również w naukach ekonomicznych ma mało sensu, chyba że postawisz założenia o naukach ekonomicznych jako nauce ścisłej, a nie społecznej. Wówczas wszystko można zmierzyć oraz przewidzieć, jak w fizyce czy biologii. Takie myślenie zdominowało dziedzinę ekonomii przed 2007 r.. Kryzysów już miało nie być, a jak się skończyło, to wszyscy wiemy. Niestety, zdominowało ekonomię i nadal dominuje.
W tym punkcie zrobię przerwę, bo nikt nie lubi czytać długich wpisów. Wrócę do wątku w drugiej części, żeby opowiedzieć wam o niekonwencjonalnych, wręcz heretyckich, koncepcjach ekonomicznych, po usłyszeniu niektórzy uciekają w popłochu. W grudniu zostanie odpalona polska wersja świetnego portalu Exploring Economics i czas na małe “teasery”.
Zapraszam do kontynuowania podróży w czasie — o tym, jak nie działa ekonomia.