Podróż w czasie (2/3): jak nie działa ekonomia
Poniższy wpis jest kontynuacją podróży w czasie, którą zacząłem w poprzednim poście (dostępny tutaj) dot. ekonomii post-kryzysowej, o której mówiłem i pisałem ponad siedem lat temu. Stwierdziłem, że wciąż mamy problem z kryzysem nauk ekonomicznych, pomimo tego że gospodarki w międzyczasie dźwignęły się ze światowej recesji.
Dyskusja o samych naukach ekonomicznych jest nierozerwalnie powiązana z pytaniem o to, jak działa współczesna ekonomia oraz jak powinna ona działać. Poświęciłem temu zagadnieniu dwa krótkie posty: “Jak zrozumieć ekonomię” oraz “Ale jaką ekonomię próbujemy zrozumieć”. Na koniec napisałem bardzo króciutki post, który dla zainteresowanych miał być odpowiedzią na to, jak działa ta mityczna ekonomia. Zła wiadomość: nie ma jednej prostej odpowiedzi i trzeba sporo poczytać, by wyrobić własne i sensowne (tj. uargumentowane) zdanie. Dobra wiadomość: ekonomia i nauki ekonomicznye są dla każdej i każdego. Wbrew temu jak przedstawia się sama “branża ekonomiczna”, to nie jest żaden rocket science i naprawdę da się to zrozumieć. Jeśli mi nie wierzycie, to Ha-Joon Chang (autor m.in. “Złych Samarytan”, “23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie” i “Ekonomii: Instrukcja Obsługi”) twierdzi podobnie.
Zastanawiam się, jak dobrnąłem do tego miejsca, w którym jestem. Nigdy nie trafiała do mnie (neo)klasyczna ekonomia (NCE), która na poziomie mikro jest oparta na racjonalnym, prognozującym i zawsze maksymalizującym swoją użyteczność aktorze życia gospodarczo-społecznego. Z kolei na poziomie makro fundamentami są: postrzeganie zarządzania ekonomią jak gospodarstwem domowym, upodabnianie się do nauk ścisłych (jak przesuniemy tę wajchę, to automatycznie zadzieje się tamto) oraz ogólna matematyzacja nauk makroekonomicznych. Bez wdawania się w szczegóły, to tak po prostu nie działa. Nie jesteśmy zarówno ultra-racjonalnymi jednostkami, a nasze gospodarki nie mają nic wspólnego ze światem fizycznym, które da się zamknąć w jednym prostym równaniu typu e=mc2. Ile nauki ekonomiczne nie starały się dążyć do takiego stanu idealnego, na czele z najwyższym owocem swojej technicznej myśli, czyli Dynamicznymi stochastycznymi modelami równowagi ogólnej (DSGE), tym bardziej codzienna praktyka udowadniała, że to tak nie działa. W końcu przyszedł kryzys 2007, wyrzucając te pseudofizyczne założenia i modele do kosza. Przynajmniej próbował, bo ekonomia neoklasyczna ma się bardzo dobrze i na pewno nie zamierza wybierać się na zasłużoną emeryturę.
Przejście NCE na emeryturę na pewno przyspieszyłyby aspiracje młodszych szkół. Słowo młodszych można wziąć w kursywę lub cudzysłów, ponieważ niektóre z alternatywnych podejść będą za chwilę liczyć prawie sto lat.
Po kryzysie 2007 r. modne stało się krytykowanie ekonomii głównego nurtu, czyli takiej, jaką znamy z artykułów, telewizji, od ewangelistów czy po lekturze podręczników ekonomii (jeśli zdarzyło ci się studiować któryś z kierunków ekonomicznych). Próby znalezienia recepty na odnowę nauk ekonomicznych, a przez to reformę współczesnych systemów gospodarczych, odbywają się zarówno na wysokim poziomie wśród noblistów, myślicieli i uznanych nazwisk z branży, jak i w ruchu studenckim, ponieważ studenci i studentki mają dosyć podręczników napisanych kilka dekad temu, nie pasujących do dzisiejszych realiów i wyznań, a jednak wciąż obowiązujących. Do pierwszej grupy można zaliczyć m.in. inicjatywę Remaking Economics czy Rebuilding Economics. Są tam omawiane rzeczy, o których jeszcze długo nie będzie śniło się nad Wisłą (o zacofaniu nauk ekonomicznych w PL przydałby się osobny wpis). W drugiej grupie możemy wymienić np. Netzwerk Plurale Ökonomik czy Exploring Economics. Pojawiają się ruchy oddolne, które tworzą lokalne grupy i oddziały jak Rethinking Economics (mamy już sekcję krakowską czy poznańską). Są też organizacje skupione na konkretnym obszarze tj. Positive Money, które walczy o zmianę postrzegania pieniądza oraz systemu bankowego, szerzej sektora finansowego, by w końcu zaczął służyć realnie ludziom, a nie być samonapędzającą się maszyną do zarabiania… oraz generowania kryzysów. Na naszym gruncie wymienię Polską sieć filozofii ekonomii, która próbuje nadać naukom ekonomicznym głębszego sensu, ponieważ ekonomia ma więcej wspólnego z filozofią niż z fizyką, jakby tego nie zaklinali ekonomiści i ekonomistki. Również Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox robi świetną robotę. Podobnie Fundacja Kaleckiego. Lista zaczyna się robić coraz dłuższa, a wymieniłem tylko te, które znam i śledzę, bo jest ich znacznie więcej.
Powyżej wymieniłem Exploring Economics (EE). Jest to ruch, który wyszedł od studentów i studentek, by w końcu wprowadzić pluralizm nauczania w dziedzinie ekonomii na uniwersytetach, zamiast standardowych “hasełek”: “agent zawsze postępuje racjonalnie w celu maksymalizacji swojej użyteczności”, “finanse publiczne nie różnią od budżetu domowego i tak samo muszą być zarządzane” czy “rząd nie ma swoich pieniędzy, tylko musi je komuś wziąć” (krótka rada: spójrzcie na dowolny banknot i zauważcie, do kogo należy, ale to też temat na inny wpis). Dlaczego piszę o EE? Ponieważ w nadchodzących tygodniach zostanie uruchomiona polska wersja. Wprawdzie w naszym kraju nie jest źle z językiem angielskim, zwłaszcza wśród osób młodych, ale czytanie o ontologii nauki może czasem sprawiać problemy. No i “a niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”.
Dlaczego EE jest ważne? Spójrzmy na to:
Co powiedział Mises, Keynes, Sraffa czy Krugman, ale też Marx, Samuelson czy Kahnemann? Najważniejsze, że każdy z ekonomistów i nieliczne ekonomistki (np. Robinson) odpowiadali na konkretne wydarzenia społeczno-polityczno-gospodarcze jak upadek systemu Bretton Woods czy dwie wojny światowe. Popatrzmy też na sam koniec grafiki — mamy 2008 r. i… ciszę.
Exploring Economics walczy o uwzględnienie innych szkół ekonomicznych w dyskursie o rzeczywistości społeczno-gospodarczej. Zakłada, że dominuje ekonomia neoklasyczna, w pewnych kręgach popularna jest austriacka szkoła ekonomii oraz ekonomia ewolucyjna. Do mainstreamu przebiła się również ekonomia behawioralna, głównie dzięki swoim popularnonaukowym książkom. Ostatnio coraz więcej rozgłosu, ze względu na globalne zmiany klimatyczne, zyskuje ekonomia ekologiczna. Pozostałe nurty są już naprawdę niszowe i czekają na swój moment, pomimo tego że m.in. szkoła ekonomii feministycznej odpowiada na podstawowe problemy z np. mierzeniem pracy niezarobkowej. Na liście brakuje ekonomii eksperymentalnej, czyli ostatnich laureatów i laureatki Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych (póki co, jest częścią ekonomii behawioralnej).
Lubię określać się jako ekonomista heterodoksyjny. Po prostu, ekonomia neoklasyczna jest szyta zbyt grubymi nićmi i pozostawia wiele krytycznych pytań bez odpowiedzi lub odpowiada na nie w sposób teoretyczny. Najbliżej mi do ekonomii behawioralnej i dlatego podjąłem się redakcji polskiego tłumaczenia odpowiedniej podstrony na EE na nasz język. Jak wspominałem wcześniej, polska wersja EE zostanie odpalona za kilka tygodni. Tekst zaczyna się od wyjaśnienia, czym jest ekonomia behawioralna:
Ekonomia behawioralna jest stosunkowo nową dziedziną ekonomii głównego nurtu. Skupia się przede wszystkim na odchyleniach od klasycznego modelu „racjonalnego” zachowania (homo economicus). Podstawą modelu jest zestaw standardowych neoklasycznych założeń, do których stopniowo wprowadzane są odchylenia (obciążające model ludzką nieracjonalnością). Badania w ekonomii behawioralnej starają się wyjaśnić zachowania ludzi przez pryzmat preferencji społecznych, heurystyki i norm, na podstawie których konstruowane są modele behawioralne. Badania prowadzi się z wykorzystaniem eksperymentów terenowych i laboratoryjnych. Ekonomia behawioralna czerpie z innych nauk (psychologii, nauk społecznych, neuronauki, kognitywistyki etc.). Wyniki uzyskane w badaniach wspomnianych dyscyplin są włączane do modeli ekonomicznych w celu podniesienia ich wiarygodności oraz zwiększenia precyzji w wyjaśnianiu ludzkiego zachowania w sferze ekonomicznej.
Co to znaczy? Jest to propozycja alternatywnego spojrzenia na podstawowego agenta życia ekonomicznego, czyli nas. Zamiast powtarzać, jak przełomowe jest to podejście, to skupię się na krytyce. Po pierwsze, jesteśmy zarówno racjonalni, jak i nieracjonalni oraz irracjonalni. Po drugie, ekonomia behawioralna ma problem z wyjaśnieniem mechanizmów makroekonomicznych, bo jak ująć nieracjonalność w modelu końcowym (najlepiej matematycznym)?
Ten sposób myślenia to jeden z problemów współczesnych nauk ekonomicznych. Drugim jest brak całościowej kontrpropozycji — jedynie ekonomia neoklasyczna ma na wszystko odpowiedź, nawet jeśli te odpowiedzi mijają się z rzeczywistością. Trzecim jest odczuwalna schematyczność myślenia, zarówno na uczelniach, wśród decydentów, ale też przez nas, szarych obywateli. W końcu lubimy to, co znamy (na szczęście niektóre szkoły jednak umarły z czasem np. fizjokratyzm czy merkantylizm). O tym gdzie zmierzamy, już w następnym wpisie.