Czas

Robert M. Wysocki
Refleksje
Published in
2 min readApr 7, 2017

Czas podobno leczy rany. Ale to złudzenie, to głupia nadzieja, bo czas jest jak gumowy młotek — wali po głowie tak długo, aż rany tracą swoją intensywność i stają się niby drobne zadrapania.

https://unsplash.com/@raisedheroes

“Nawet nie wiesz, jak bardzo nic się nie zmieni” — napisał Jakub Żulczyk. “Ślepnąc od świateł” to powieść, której lektura utwierdziła mnie w kilku moich dosyć pesymistycznych przekonaniach. A życie zweryfikowało ten piękny cytat i teraz jestem skłonny bardziej optować za “Jeśli jest szansa, że cokolwiek się zmieni, to zmieni się tylko na gorsze”.

Teraz czytam kolejną książkę o wiele mówiącym tytule “Sny o utopii” — o poszukiwaniach współczesnych wspólnot oraz kwitnącego w nich idealizmu. Lektura ta odbywa się w przełomowym momencie mojego życia. Jeszcze kilka miesięcy temu sam byłem idealistą niosącym pieśń najwyższej wartości bycia dobrym człowiekiem oraz wiary w lepsze jutro, w to, że dobrzy ludzie zbudują dobrą przyszłość.

Ale ten czas przeminął, teraz prezentuję raczej archetyp współczesnego trzydziestolatka (oh, wait…) rysowany przez autora — Tobiasa Jones’a — jako skrajnie zindywidualizowanego cynika do głębi swojego zepsutego szpiku kości przekonanego o nieuchronnej zagładzie, o atomowym grzybie czającym się gdzieś w temporalnych przestrzeniach kreślonych przez przeklęte wyrazy typu: “jutro” czy “przyszłość”.

Jeśli coś ma szansę się zmienić, to co najwyżej na gorsze. Nie ma dobra a ludzie to okrutne dzieci i bezwolne pluszaki w jednym — bawimy się sobą nawzajem a jedyne, co dla nas się liczy, to własne zadowolenie, swoiste samozadowalanie się innymi, którzy byli na tyle naiwni, aby dać się wmanewrować w bycie zapychaczami naszego czasu, zajmowaczami naszych rąk; nagrodami w tym konkursie bycia jak najbardziej bezlitosnymi stworzeniami na tej planecie.

Dlatego też dziwnie czyta mi się teraz tę książkę — bo opowiada o świecie, w który przestałem wierzyć. To trochę odróżnia mnie od autora, bo on nigdy takiej wiary nie posiadał. Ja posiadałem, ale życie nauczyło mnie, aby więcej nie dać sobie mydlić oczu.

Co w tym wszystkim najciekawsze i najbardziej ironiczne to to, że książka ta jest prezentem od osoby, znajomość z którą stała się przyczynkiem do tej tak diametralnej zmiany mojego nastawienia. Podobno, jak to zostało przez tę osobę zapisane w dedykacji, książka zdaje się być napisana dla mnie. Cóż. Może dla przeszłego mnie; dla mnie, którego to mnie już nie ma.

Ładna piosenka o tym, że czas nas ocali. Ale — spoiler alert! — nie ocali. Czas nas co najwyżej znieczuli.

--

--