Punkt

Robert M. Wysocki
Refleksje
Published in
3 min readFeb 5, 2018

Czas to złudzenie; trwamy w szponach chwili — nie umiemy a czasem też nie chcemy się z nich wydostać. Jutro i wczoraj to tylko déjà vu dzisiaj.

https://unsplash.com/@aaronburden

Chwile to kamyki, które układają się w mozaikę naszej codzienności; mają różne kształty, lśnią wieloma kolorami i każdy wydaje się na swój sposób wyjątkowy. Nierzadko kamyk — taki bądź inny — jak kukułcze jako, zostaje podrzucony w ramę naszej pstrokatej układanki poza nami. Ale jaki by nie był i choćby nawet nam się nie podobał, zostaje tam już na zawsze.

Kamyki naszej mozaiki nie tworzą jednolitej powierzchni — niektóre wystawiają twarde głowy swoich obłości, podczas gdy inne podstępnie czyhają na naszą nieostrożność ostrymi sztyletami swoich krawędzi; ale w ostateczności wszystkie one sprawiają, że ten obraz z nich układany wygląda właśnie tak, jak go odbieramy.

Wodzimy po tych kamykach wzrokiem i palcami, czasem bierzemy któryś z nich w ręce, obracamy, przyglądamy mu się bliżej. Czas zatrzymuje się wtedy, a my podróżujemy mentalnie do momentu, gdy dołączył on do naszej układanki. Każde nań spojrzenie staje się wiecznością, wszystkie jego obrócenia w palcach są jak obroty kołem Dharmy i trwają całe kalpy. W kamykach kryje się zamknięte całe nasze życie. Trwamy we wszystkich wszystkich naraz i w każdym z osobna.

Im więcej kamyków gromadzimy, tym nasza mozaika cięższa; pławimy się w nich, czujemy ich przygniatającą wagę, ale nie możemy się od nich uwolnić; nosimy je ze sobą, dokądkolwiek byśmy nie poszli; trzymamy przytroczne na plecach, jak Zaratustra trupa, nie zważając na to, że zabierają nam one miejsce na cokolwiek innego.

Bierzemy taki kamyk i obracając w palcach podnosimy do góry w stronę Słońca; przygądając się mu widzimy złudzenia; powracamy do tego, co było, trwamy w takiej kamykowej chwili a to wszystko w aurze czasu, który jakoby był, ale tak naprawdę go nie ma; kamyki są wieczne, chociaż strumień naszych wspomnień wygładza je i sprawia, że coraz trudniej wodzić wzrokiem po ich krawędziach, które są coraz bardziej rozmyte; kamyki nie przemijają — zwłaszcza, że podnosimy je, obserwujemy i dbamy o każdy z nich.

Dołączając — w jakikolwiek sposób i niezależnie od tego, czy z własnej woli — kamyk do naszej kolekcji, sprawiamy, że staje się on jej integralną częścią i że nie może ona więcej istnieć bez niego; każdy kamyk tworzy nową jakość naszej mozaikowej opowieści.

Zaczynamy cali, ale kończymy w rozsypce; istniejemy w każdym kamyku tak, że nie zostaje nas dla nas samych. Wszystko, co przeżywaliśmy, przeżywamy nadal; rozciągamy każdą chwilę na przestrzeń wieczności, trwamy w każdej z nich cały czas; sprawiamy, że nic nie przemija jednocześnie dowodząc tego, że nic nie jest trwałe. Trwonimy swoje bycie na rozpamiętywanie.

Każda chwila to jedynie klisza, na której zarysowują się pewne kształty. Gdy weźmiemy całe naręcze takich klisz i nałożymy na siebie, dostaniemy zupełną czerń. Tak samo z naszymi kamykami — gdy już ułożymy naszą mozaikę i popatrzymy na nią z pewnej odległości, dostrzeżemy szarą plamę pozbawioną wyraźnych konturów.

Czas to złudzenie; jesteśmy tylko w chwilach. Nauczmy się docenią właśnie chwilę, zamiast obracać w głowach jakieś inne.

--

--