Na marginesie

Aniśko Architektura Krajobrazu
5 min readAug 2, 2015

Są w miastach miejsca niechciane, pogardzane i opuszczone. Skażone i zdewastowane przez byłych użytkowników, zostały pozostawione na łasce losu. Dzięki swej lokalizacji na marginesie miasta, ich brzydota nie kłuje w oczy okolicznych mieszkańców, którzy w miejscu bardziej eksponowanym z pewnością wymogliby na administracji uporządkowanie i zagospodarowanie terenu. Te marginesy przestrzeni miejskiej nie przyciągają inwestorów, nie interesują urbanistów, nie mobilizują obrońców drzew i zieleni. I być może to właśnie dzięki temu, że są tak jednomyślnie ignorowane, miejsca na marginesach miast stanowią środowisko sprzyjające pomysłom i inicjatywom, które gdzie indziej nie byłyby tolerowane.

Wśród takich pomysłów są także ogrody, dla których nie ma jeszcze nazwy, chociaż łączą je pewne powtarzające się elementy. Wyróżnia je też określowny styl, ale na próżno szukalibyśmy jego opisu w publikacjach poświęconych sztuce ogrodowej. Przyjrzeliśmy się niedawno trzem takim spontanicznie wyrosłym ogrodom w miastach położonych w różnych krajach. Mimo że miejsca te rozwinęły się niezależnie od siebie, to zdumiewają ich liczne podobieństwa, tym bardziej, że nie można tu mówić o powielaniu ustalonych wzorców, tak jak to ma miejsce w przypadku innych, od dawna utrwalonych stylów ogrodów. Co zatem mają wspólnego ze sobą ogrody powstałe na marginesach Poznania, Nitry i Frankfurtu nad Odrą?

Miejsce

Wszystkie wyrosły na nieużytkach miejskich, do których nikt nie zgłaszał pretensji, nikt nie miał żadnych planów a tym bardziej środków na ich zagospodarowanie. Takie urbanistyczne odłogi zdegradowane wskutek działalności obumarłych już fabryk, obciążone balastem zanieczyszczeń przemysłowych lub zalegających pozostałości wyburzonych budynków.

Gospodarze

Zawładnęły tymi porzuconymi miejscami grupy artystów poszukających miejsca, gdzie nieskrępowani mogliby tworzyć enklawy sztuki uwolnionej spod prawideł rządzących oficjalnymi instytucjami kultury. Wspierani pieniędzmi zdobywanymi z rozmaitych publicznych funduszy i zastępami wolontariuszy, powzięli sobie za cel tworzenie alternatywnej kultury dostępnej bezpłatnie dla wszystkich mieszkańców miasta, ale szczególnie dla tych omijających tradycyjne instytucje.

Materiały

Najbardziej zaskakujące jest podobieństwo materiałów wykorzystywanych przy tworzeniu tych ogrodów. Nie znajdzie się tu ścieżek z granitowych płyt, mebli z drewna tekowego czy ścian ze stali kortenowskiej. Zamiast nich niemal wszystkie elementy architektoniczne ogrodów zostały zbudowane z najbardziej powszechnych i dokuczliwych odpadów światowego handlu: rdzewiejących kontenerów, połamanych palet i starych opon. Rezultatem jest postapokaliptyczny krajobraz, taki jaki można sobie wyobrazić po upadku cywilizacji zbudowanej na globalizacji, konsumpcji i niepohamowanej eksploatacji zasobów naturalnych.

Styl

Przestrzenna organizacja elementów jest swobodna, jeśli nie bezładna. Oczywisty jest zupełny brak jakiegokolwiek nadrzędnego planu dla całego ogrodu, ale nikomu to w niczym nie wydaje się przeszkadzać, co stoi w wyraźnej sprzeczności z powszechnym przekonaniem o konieczności starannego planowanie przestrzennego. Można by powiedzieć, że ogrody na marginesach planowo nie mają planów, a w zamian rozrastają się spontanicznie, jak niekończąca się zbiorowa improwizacja przestrzenna, w miarę pojawiania się nowych potrzeb, pomysłów i pieniędzy. Prozaiczne i brzydkie kontenery, palety i opony uszlachetnia się przede wszystkim poprzez malowanie ich na jaskrawe kolory, pokrywanie graffiti i łączenie w sposób, który nadaje tym materiałom nowe funkcje. I tak kilka kontenerów połączonych ze sobą lub poustawianych jeden na drugim zamienia się w awangardową architekturę. Pomysłom na tzw. upcykling nie ma końca w ogrodach na marginesach. Wszystkie przeróbki dokonywane są przez entuzjastycznych amatorów i ten brak doświadczenia daje się zauważyć w jakości, czy raczej jej braku, wykończonych elementów. Jednak ta bylejakość i tymczasowość przedmiotów i konstrukcji także nikomu nie doskwiera i doskonale pasuje do ogólnej atmosfery tych ogrodów.

Stałe elementy

Każdy z odwiedzonych przez nas ogrodów miał małą scenę udostępnianą początkującym muzykom oraz ponadprzeciętną liczbę miejsc do siedzenia czy raczej leżakowania (bo najczęstszymi meblami w tych ogrodach są plażowe leżaki, tudzież hamaki). Sugeruje to, że ulubioną formą spędzania czasu przez odwiedzających takie miejsca jest wylegiwanie się i przyglądanie występom zespołów amatorskich. Wszystkie ogrody miały też jakieś udogodnienia do serwowania piwa, zaczynając od skromnego okienka przypominającego niesławne budki z piwem, poprzez ruchomy barek na kółkach, a kończąc na całym kontenerze zamienionym w chromowany bar z bogatym wyborem marek piwowarskich. Są też urządzenia dla zwolenników wypoczynku aktywnego, a więc zbieranina rozmaitych urządzeń do ćwiczeń fizycznych inspirowanych po części placami zabaw dla dzieci, po części siłowniami dla dorosłych. Liczne są też rozmaite przykłady nietradycyjnych rozwiązań umożliwiających uprawę roślin, głównie warzyw i ziół, w tym na dachach, na ścianach, w paletach, oponach, workach, i tym podobnych niecodziennych pojemnikach, a więc w miejscach, gdzie można się spodziewać mizernych zbiorów, ale przecież nie o wysokość plonów czy ich jakość tutaj chodzi.

Nieobecne

Nie znajdziemy w ogrodach na marginesach wielu składników, do których przyzwyczailiśmy się w publicznych parkach. Nie ma w nich ogrodzeń, bram, wytyczonych ścieżek, trawników, rabat itp., a więc elementów sterujących zachowaniem odwiedzających. Nie sadzi się w nich drzew i nie zakłada się też jakiejkolwiek zieleni, zadowalając się tym, co już w danym miejscu zastano — najczęściej gatunki inwazyjne, takie jak na przykład robinia lub klon jesionolistny. Trudno w takich miejscach zauważyć jakiekolwiek starania aby upiększać je planowymi nasadzeniami czy pielęgnować istniejącą zieleń. Ten nonszalancki stosunek do drzew i roślin mógłby nawet podważyć zaklasyfikowanie tych miejsc jako ogrodów, gdyby u ich podstaw nie leżało to samo pragnienie stworzenia warunków dla odpoczynku człowieka, wspólne wszystkim publicznym parkom.

Czy zatem jesteśmy świadkami narodzin nowego stylu ogrodów, powstałego jako antyteza tradycyjnych założeń ogrodowych? Czas pokaże czy dotychczasowe elementy ogrodów na marginesach rozwiną i utrwalą się na tyle, aby powielano je jak recepturę na tworzenie przestrzeni użytecznej dla wypoczynku, z czegokolwiek i gdziekolwiek. Niezależnie od tego, jaką przyszłość mają przed sobą, ogrody na marginesach miast zakwestionowały liczne zasady obowiązujące dziś architektów krajobrazu projektujących przestrzenie publiczne, a mimo to cieszą się powodzeniem i dobrze służą mieszkańcom. Wiele parków i przestrzeni miejskich urządzonych przy bardzo znacznych nakładach mogłoby im tego pozazdrościć.

--

--