Nie wierzę w Boga i Instytucje Edukacyjne

kacper lemiesz
TUversity
Published in
3 min readMar 7, 2017

“Równe szanse edukacyjne są istotne celem zarówno pożądanym, jak możliwych do zrealizowania, jednak zrównanie ich z obowiązkiem szkolnym jest niczym pomylenie zbawienia z kościołem. Szkoła stała się globalną religią unowocześnionego proletariatu, która daje puste obietnice zbawienia biedocie ery technologicznej. Państwo przyjmuje [szkołę], wciągając wszystkich obywateli w wielostopniowy program, którego realizację odmierzają kolejne dyplomy; przypomina to znane z zamierzchłych czasów rytuały inicjacji lub nadawania wyższych godności kapłańskich. Nowoczesne państwo przyjęło na siebie obowiązek wykonywania wyroków swoich oświatowców rękami antywagarowych policjantów lub poprzez orędowanie o wymaganiach rynku pracy, podobnie jak królowie hiszpańscy przy pomocy konkwistadorów i inkwizycji szerzyli poglądy swoich nadwornych teologów.”

Ivan Illich

Szkoła i uniwersytet stały się naszą nową religią. Prawie wszyscy czujemy, że mało nam daje (są oczywiście wyjątki), że tracimy czas na wykładach, że kadra nas nie szanuje, że po 12/17 latach edukacji dalej nie wiemy co chcemy robić. Jednak zazwyczaj nic z tym nie robimy. Nie można się sprzeciwić wielkiej władzy instytucji edukacyjnych, tak jak kiedyś nie można było sprzeciwić się kościołowi. Nie jesteśmy już paleni na stosie albo bici, ale presja społeczna i iluzja wartości wykształcenia jest tak potężna, że mało kto odważa się zostać instytucjonalnym ateistą. Do 18 roku życia nawet prawnie nie możemy. Jedyna możliwość to przejść na edukację domową i wpadać do szkoły tylko na spowiedź, czyli testy (co ciekawe, w ostatnim roku mieliśmy wzrost o 150% jeśli chodzi o liczbę takich uczniów).

Wiedza i umiejętności są obecnie tak mocno identyfikowane z po prostu przebywaniem w szkołach i uniwersytetach (im dłużej tym lepiej), że doszliśmy do totalnej dyskredytacji nauki poza nimi. Setki godzin podczas zabaw i gier na placu zabaw nie jest nauką pracy w grupie i interakcji społecznych, ale projekt grupowy w szkole jak najbardziej. Czytanie artykułów, książek i oglądanie kanału School of Life w domu nie jest rozwojowe jeśli te treści nie wpisują się w program nauczania (więc jeśli czytasz to z własnej woli to teraz też się nie uczysz). Tworzenie wydarzeń, projektów i kanałów na YT zacznie kreować w Tobie umiejętności przedsiębiorcze i przywódcze dopiero wtedy jeśli staną się zadaniem domowym.

Nieważne jest czy rzeczywiście coś wiemy lub potrafimy, ważne jest, że mamy na dyplomie napisane “zaliczone na 5”. I w drugą stronę, nawet jeśli bardzo dobrze coś robimy, a nie mamy na czole pieczątki jakiegoś uniwersytetu to dużo ciężej będzie kogoś przekonać do realności tych kompetencji.

Chociaż sami przechodziliśmy lub przechodzimy przez te same instytucje i czujemy, że tak naprawdę mało co zapamiętaliśmy, mało co umiemy i średnio zrozumieliśmy czym chcemy się zajmować przy ich pomocy to i tak zazwyczaj kończymy wszystkie szczeble ścieżki edukacyjnej. Zdobywamy pełne namaszczenie. Chociaż większość rozmów, które słyszę między licealistami i studentami są o tym jak nie fair ktoś ocenił i jak bezsensu coś było to ciężko nam się temu sprzeciwić lub zrezygnować. Co jest oczywiście zrozumiałe i nikt z nas nie powinien się za to obwiniać.

Studiujemy, bo wszyscy studiują. Studiujemy, bo podobno rynek pracy tego wymaga. Studiujemy, bo coś byłoby z nami nie tak jeśli byśmy tego nie robili. Akceptujemy depresję podczas sesji, akceptujemy olbrzymie marnowanie czasu, akceptujemy to wszystko, bo cholernie ciężko jest zrobić coś inaczej niż wszyscy i zapytać “ale dlaczego?” Tak jak ciężko było nie widząc dowodów na istnienie i sens Boga zostać ateistą w XVIII wieku.

Dlaczego? Bo można troszkę inaczej i lepiej. Można umieć więcej i czuć się lepiej. Można uczyć się naprawdę dla wiedzy, a nie ocen czy matury. Można robić rzeczy TU.

Komentuj, krytykuj i rozmawiaj poniżej. Lubię się (nie)uczyć.

--

--