Jerzy Owsiak o WOŚP dla upday!

Dominik Farelnik
upday PL
Published in
7 min readJan 14, 2018
fot. Bartłomiej Zborowski/PAP

To już dziś — 26. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Kiedy rozpoczynają się przygotowania WOŚP? Co zajmuje organizatorom najwięcej czasu? Jakie były najdziwniejsze przedmioty wystawione na aukcje? Gdzie w tym roku zagra Orkiestra? O tym wszystkim dla użytkowników upday opowiada Jerzy Owsiak!

Kiedy jest ten pierwszy dzień, który oficjalnie rozpoczyna przygotowania do nowego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?

Po wakacjach — wtedy, kiedy łapiemy oddech po Przystanku Woodstock. Pierwsze przymiarki, co do tego, jak będzie wyglądał kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, są we wrześniu. To właśnie wtedy zaczynamy pochylać się nad finałem. W październiku ogłaszamy, kiedy będą ruszały zapisy do sztabów. Nasze zadania są bardzo dobrze podzielone, każdy wie, co ma robić. Na samym początku nowym finałem Orkiestry zajmują się 2–3 osoby. A kiedy przychodzi grudzień, to wtedy przy organizacji zaczyna pracować o wiele więcej osób, ale też nie wszyscy. Trzeba dodać, że praca fundacji jest rozłożona na cały rok — nieustannie załatwiamy sprawy związane z realizacją zakupów czy umowami. To jest taka całoroczna petarda.

Wspomniał Pan o sztabie, a jak jest z wolontariuszami?

Mamy więcej chętnych niż to, ile miejsc oferujemy. Drukujemy 120 tysięcy ankiet. Staramy się nie zwiększać tej liczby. Wychodzimy z założenia, że musimy pomieścić się w tym, co mamy. Absolutnie nowym zjawiskiem są sztaby zagraniczne. Kiedyś były pojedyncze, teraz jest już ich kilkadziesiąt na całym świecie. Zwiększamy natomiast liczbę skarbonek. W tym roku drukujemy ich prawie 200 tysięcy. Okazuje się bowiem, że na skarbonki jest duże zapotrzebowanie, ponieważ one szybko się zapełniają — wolontariusze często przychodzą do sztabów i proszą o nową puszkę.

Kiedy te wszystkie skarbonki są wyrabiane?

W listopadzie. Przyjeżdżamy wówczas do firmy, która drukuje nam wszystkie puszki. Zazwyczaj jest to bardzo uroczyste otwarcie. W tym roku, ze względu na sztaby zagraniczne, zabraliśmy się za to wcześniej. Sztaby zagraniczne chcą, aby skarbonki dotarły do nich jak najszybciej, ponieważ w wielu krajach przepisy zakazują zbiórki ulicznej takim organizacjom, jak WOŚP. Ludzie proszą nas, żeby skarbonki otrzymać wcześniej, żeby móc rozwieźć je po różnych miejscach. To wszystko jest dobrze zaplanowane. Dobra organizacja jest kluczem do sukcesu.

fot. Leszek Szymański/PAP

Organizacja ostatnich finałów dopracowana jest do perfekcji. Czy mimo ogromnego doświadczenia zdarzają się Wam jakieś niespodziewane kłopoty w trakcie przygotowań?

Nie. Jeżeli świat nas zaskakuje, to tylko jakimiś dziwnymi komentarzami w stosunku do Orkiestry, np. polityków, którym nagle ulewa się z ust jakaś głupota. Zdarzają się sytuacje, że ktoś apeluje, żeby służby mundurowe nie uczestniczyły w zbiórce Orkiestry, pod groźbą zwolnienia z pracy. To są takie głupoty, ale na szczęście one nie mają na nas wpływu. Wręcz przeciwnie — mam poczucie, że im większa głupota, tym obywatele bardziej pokazują, że są z nami. A takich sytuacji, które mogłyby nas zaskoczyć przy organizacji finału, nie mamy. Nas zadziwia bardziej to, że gramy w Szanghaju, w Pekinie, że jesteśmy na wyspie Bali, że gramy pod każdą szerokością geograficzną. Cieszymy się, że co roku są z nami bardzo młodzi ludzie, czyli przedszkola, które same muszą się do nas zgłosić, bo przecież my nie chodzimy po przedszkolach. To miłe, że Orkiestra jest też tworem pokoleniowym, który super się rozkręca. Dziś pieniądze do puszek zbierają dzieci osób, które kiedyś same były dziećmi i zbierały pieniądze. Także odpukać — żadnych nieprzewidzianych okoliczności przy organizacji nie ma, ale oczywistym jest, że może nas jeszcze jakaś dziwna wypowiedź zaskoczyć. Jak to mówią: psy szczekają, karawana jedzie dalej.

W tym roku zbiórka przeznaczona będzie dla wyrównania szans w leczeniu noworodków. Istnieje jakaś specjalna lista, według której powstaje temat przewodni danego finału?

Cała idea finału zawiązuje się wskutek wielu dyskusji i wiadomości, które otrzymujemy. Jestem przekonany, że w tej chwili mamy w Polsce największe rozeznanie, jeżeli chodzi o to, co się dzieje w polskiej medycynie związanej z niemowlakami, z dziećmi, a także co się dzieje w geriatrii. Zajmujemy się tym od wielu lat i uważam, że Ministerstwo Zdrowia nie ma takiego rozeznania w tych sprawach, jak my. Nasza wiedza bierze się z wielu różnych zdarzeń, przeprowadzonych ankiet, pytań, rozmów. Analizujemy też zakupy sprzętów, które trafiają do szpitali. O stanie rzeczy mówią nam nasze kontakty z firmami, a nawet serwis wyposażenia — zdarza się tak, że to firma bywa najszybciej zaniepokojona, jeżeli nie ma żadnych sygnałów od szpitala. Oznacza to wówczas, że sprzęt po prostu jest nieużywany, a siłą rzeczy, musi być serwisowany. Jednym z kluczowych czynników jest oczywiście wiedza lekarzy, naszych przyjaciół, z którymi współpracujemy. Oni też nam mówią i zwracają uwagę na różne elementy tej układanki.

fot. Jacek Turczyk/PAP

Ma Pan kilka dni w roku, kiedy zupełnie nie myśli Pan o Orkiestrze?

Nie ma takiej możliwości. To się robi cały rok. O tym się myśli cały rok. O tym się mówi cały rok. Jestem z tym związany cały czas.

Jak przebiega droga pieniędzy po zebraniu ich do puszki? Kiedy byłem dzieckiem i byłem wolontariuszem, to zastanawiałem się, jak wygląda magazyn Orkiestry i kto pilnuje tych wszystkich pieniędzy…

Pieniądze są układane w ogromnym worku, który ma suwak. Na tym suwaku jest kłódka, a od kłódki kluczyk mam ja na piersiach… Oczywiście, że nie mamy żadnego worka, kłódeczki, kluczyka… Pieniądze leżą w banku. A w jaki sposób one są układane, to już nie wnikamy, bo nie mamy pozwolenia, żeby chodzić po skarbcu. Po prostu leżą na naszym koncie i czekają na wydatki. Wszelkie pieniądze, np. na zakup sprzętu, wypłacamy dopiero, jak firma wykona kontrakt, czyli w momencie, kiedy wszystkie urządzenia trafią do szpitali, a pracownicy są przeszkoleni z obsługi sprzętu. A propos banku — teraz zmieniliśmy bank na inny, ponieważ poprzedni, który z nami pracował, wycofał się ze współpracy.

A czy jest Pan nerwowym człowiekiem w trakcie przygotowań finału? Łatwo wyprowadzić Pana z równowagi?

Nieeee, nie ma czym! Mnie denerwuje tylko ludzka głupota — kiedy ktoś mówi coś głupiego, jak właśnie ten poseł, który powiedział, że zwolni ludzi, którzy będą zbierali dla Orkiestry pieniądze. Takie coś może zdenerwować. My na szczęście pracujemy z fajnymi ludźmi. Robota, którą robimy, jest dobrze wykonana. Mam super załogę. Nie ma powodu do żadnej nerwówki.

fot. Radek Pietruszka/PAP

Pana najmilsze wspomnienie związane z WOŚP?

Chyba pierwszy finał. To była taka niespodzianka, że w ogóle ludzie to „kupili”, że ludziom się to spodobało. Pierwszy finał kojarzy mi się najmilej. To jest coś, do czego chętnie wracam.

A największe rozczarowanie?

Elita polityczna naszego kraju. To jest największe rozczarowanie, że właśnie politycy zabierają najbardziej idiotyczny głos w sprawie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy czy Przystanku Woodstock. Wydawało się, że właśnie ci ludzie powinni współpracować z obywatelami i muszą obywatelom pomagać, a tak nie jest. To jest słabe.

Przy czym jest najwięcej pracy w trakcie organizacji Orkiestry?

Najwięcej czasu zabiera nam przygotowywanie wszystkiego dla sztabów. Nawet teraz, kiedy z Tobą rozmawiam (22 grudnia — red.), to pomagam pakować wszelkiego rodzaju pamiątki, które za moment będą szły do sztabów zagranicznych. Trzeba je bardzo ładnie przygotować, trzeba złożyć autograf, nakleić nasze naklejki. To zabiera sporo czasu, bo to jest 1700 sztabów, czyli 1700 paczek. Ostatnio podpisywałem 1000 certyfikatów — musiałem złożyć swój podpis 1000 razy. Jest to piekielna, momentami już nużąca praca, ale robię swoje! Nie mam focha, tylko robię. Wiem, że to czemuś służy.

Pamięta Pan najdziwniejsze przedmioty wystawione na aukcję?

Oj, te przedmioty zaskakują non stop. Od bardzo drogich, niesamowicie pięknych rzeczy, jak samochody, biżuteria, ubrania od celebrytów, po rzeczy historyczne, jak wartościowe medale czy dzieła sztuki… Rok temu na aukcji znalazł się mikrofon, do którego mówił papież Franciszek — przekazała nam go firma nagłośnieniowa. Przedmioty z taką niezwykłą historią są czymś bardzo poszukiwanym. Niedługo na aukcji pojawi się taka kulka, w środku której jest mój oddech. Firma, która to wykonała, ma taki patent, że jeżeli się dmuchnie w odpowiednie miejsce, to oddech utrzyma się w specjalnym baloniku, a następnie pod ciśnieniem zostanie wrzucony do fabrykowanej kulki. I ten oddech jest zatopiony w masie z takim rozbryzgiem. Jakby ktoś nie wiedział, to mógłby pomyśleć, że to jest jakiś efekt. A to mój oddech. Wygląda pięknie. Podczas ostatniego finału wylicytowaliśmy na aukcjach 9 milionów złotych. To ogromna suma!

Jak Pan przewiduje — czy w tym roku padnie kolejny rekord zebranych środków?

Nigdy nie mamy żadnych przewidywań. Rekord jest już — to, że gramy. To nasz 26. rok. W Polsce można ze świecą szukać takich organizacji, jak nasza — która trwa. Która po prostu jest. Która nie przepadła. Która nie rozmieniła się na drobne. Która nie uleciała. To już jest rekord. A co do kwoty, to każda suma, którą zbierzemy, będzie nas cieszyła i będziemy wiedzieli, jak ją rozdysponować.

*******

Chcesz wiedzieć więcej? Już dziś ściągnij upday ze sklepu Google Play. Zachęcamy też do aktywnego korzystania i zabierania głosu na naszym fanpage’u na Facebooku oraz profilu na Twitterze.

--

--