Ilustracja: Rainer Hachfeld

Szczyt antykorupcyjny w Londynie: Kto ma prawo mówić o skorumpowanych krajach?

Badaczka zjawiska korupcji Alina Mungiu-Pippidi jest zdania, że polityczna poprawność nie zawsze się opłaca w walce ze skorumpowanymi elitami, których nieograniczona władza jest pierwotnym źródłem tej społecznej plagi.

VoxEurop
VoxEurop Polska
Published in
4 min readMay 24, 2016

--

Autor: Alina Mungiu-Pippidi dla VoxEurop

Premier David Cameron zaszokował świat mówiąc, że Afganistan oraz Nigeria to prawdopodobnie jedne z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Słowa te padły kilka dni przed antykorupcyjnym szczytem w Londynie. Wielu komentatorów dostrzegło w tym kolejny przejaw hipokryzji Zachodu. Biorąc pod uwagę, że Londyn jest placem zabaw dla najbardziej skorumpowanych ludzi świata, a sam Cameron czerpał profity z pieniędzy ukrytych w zamorskim banku, wydaje się dziwne, że to właśnie on wytyka palcem innych. Ale czy poprawność polityczna jest uzasadniona w odniesieniu do korupcji? Jako dyrektorka berlińskiej Hertie School of Governance, zarządzającej największym unijnym programem badawczym poświęconym korupcji, oraz autorka raportu holenderskiej prezydencji o integralności oraz zaufaniu w Unii, próbuję obiektywnie ocenić całą sprawę.

Panamskie dokumenty pokazują, że gdy tylko jakaś luka prawna stworzy po temu okazję, elity większości krajów przejawiają bezwstydny (i samolubny) wręcz apetyt na kolejne przywileje. O ile jednak osoby z krajów, gdzie korupcja jest pod kontrolą (takich jak np. Wielka Brytania) wywożą swoje pieniądze na egzotyczną wyspę , o tyle obywatele państw (a jest ich ponad połowa), gdzie korupcja jest powszechna, wcale nie muszą jechać tak daleko. W krajach tych budżet państwa i banki kontrolowane są przez rządzące elity, które nie kryją się ze swoimi wystawnymi domami, luksusowymi samochodami i dochodami o wiele wyższymi, niż wynika to z ich zeznań podatkowych.

Kraje te mają własne Wyspy Dziewicze bez ruszania się z domu, w obrębie własnych granic. Społeczeństwa to wiedzą i to właśnie dzięki tej wiedzy powstaje Global Corruption Barometer (Globalny Barometr Korupcji). Pokazuje on, jak dalece państwowi funkcjonariusze lub całe kraje są skorumpowane. W krajach, gdzie korupcja jest pod kontrolą, respondenci zazwyczaj twierdzą, że ich włodarze po prostu przedkładają własne interesy nad interes społeczny. W obu przypadkach korupcja jest poprawnie identyfikowana, a jednak jest między nimi ogromna różnica. Londyński szczyt skoncentrował się bowiem na przybrzeżnych rajach podatkowych, ale nie tknął nawet tych rodzimych, kwitnących w granicach poszczególnych państw narodowych. Innym politycznie poprawnym podejściem do korupcji jest przekonanie, że środki z krajów rozwiniętych napędzają korupcyjne praktyki w państwach rozwijających się.

Są dowody sugerujące, że fundusze pomocowe, a nawet unijne fundusze strukturalne i spójności mogą być źródłem korupcji w krajach gdzie jest ona powszechna. Pewien afgański polityk obecny na szczycie słusznie zauważył, że strumień zachodnich pieniędzy płynący do jego kraju tylko pogorszył sytuację. Co było jednak pierwsze? Z pewnością nie dopływ zachodnich pieniędzy — zupełnie nieszkodliwy w krajach o niskiej korupcji — lecz bezwzględna i niczym nieograniczona władza w krajach odbierających międzynarodową pomoc. Rządy tych państw opracowały regulacje, które pozwalają im czerpać maksimum korzyści z wszystkich — zarówno publicznych, jak i prywatnych — źródeł, bez względu na to, czy są to lokalne podatki, czy zagraniczne inwestycje.

Nieograniczona władza jest podstawową przyczyną korupcji. Jeśli nie stawimy czoła temu problemowi, wywieranie presji na międzynarodowych donatorów ma niewielki sens. W najlepszym razie spowoduje, że inwestorzy będą omijać szerokim łukiem skorumpowane kraje, a donatorzy kierować pomoc do organizacji pozarządowych, z której finansowane będą następnie nowe organizacje (krajowe jak i międzynarodowe) charytatywne. Równie mało sensowne wydaje się przekazywanie środków rządom, jeśli te wciąż będą działać w sposób skorumpowany. A tego właśnie doświadczamy w ponad osiemdziesięciu demokracjach i czterdziestu autokracjach, gdzie środki publiczne zawłaszczane są przez każdego, kto znajdzie się u władzy.

Czy zatem słuszne jest, byśmy mówili jedynie o skorumpowanych jednostkach, a nie skorumpowanych krajach? Pomysł ten podsunął premier Malty, która sama dobrze sobie radzi z korupcją. Sondaże przeprowadzone na całym świecie potwierdzają, że nie jest to właściwe rozwiązanie. Mimo że korupcja jest zjawiskiem powszechnym, a łatwe uleganie pokusom leży w naturze człowieka, historia uczy nas, że z biegiem czasu państwa wypracowały mechanizmy ograniczające korupcję na własnym terytorium. W mniejszości krajów, mechanizmy te są na tyle silne, że ilość pula środków podatnych na praktyki korupcyjne jest stosunkowo niewielka.

Innym elementem ograniczającym korupcję są krytycznie nastawieni i zaangażowani społecznie obywatele, którzy mogą ukarać rentierów — tak jak to miało miejsce w Islandii, gdzie pojawiający się w dokumentach z Panamy islandzki premier musiał natychmiast zrezygnować ze stanowiska. Co sprawia, że podatne na korupcję bogactwa, takie jak ropa naftowa, przestają być poważnym zagrożeniem. Oczywiście nie dzieje się tak w „fantastycznie skorumpowanych” krajach takich, jak Nigeria czy Afganistan, o których mówił premier Cameron. Możemy zatem mówić o przeżartych korupcją państwach, gdzie reguły gry politycznej sankcjonują drenaż przez poszczególne rządy zasobów publicznych, i gdzie wszyscy ludzie pozostający u władzy robią to samo.

W krajach tych łapówki stanowią jedyny sposób na uzyskanie dostępu do usług publicznych, a kariera zawodowa oparta jest na siatce znajomości, a nie umiejętnościach czy wiedzy. Obywatele tych krajów doskonale o tym wiedzą i potrafią rozpoznać symptomy drążącej ich państwa choroby. Co za tym idzie, wielu utalentowanych młodych ludzi opuszcza swoje ojczyzny, co uniemożliwia osiągnięcie pewnej masy krytycznej niezbędnej do uruchomienia reform i umacnia jedynie uzależnienie mas od pazernych elit. Analizując statystycznie źródła i mechanizmy ograniczające korupcję, stworzyliśmy system pokazujący, jakie reformy są konieczne w konkretnym przypadku. Badacze z ANTICORRP wykorzystali te doświadczenia przy tworzeniu Index of Public Integrity (Wskaźnika Uczciwości Społecznej). Na jego czele znalazła się Norwegia, a na samym końcu Wenezuela i Czad. Wprowadzając sugerowane reformy, Nigeria ma szansę stać się krajem, gdzie korupcja nie jest regułą, lecz wyjątkiem. Ale o tym nie rozmawiano na londyńskim szczycie. Istnieje ogromny rozdźwięk między pragnieniem „oczyszczenia” świata z korupcji, a rozwiązywaniem problemów w konkretnych krajach. Miejmy nadzieję, że podczas przyszłych szczytów antykorupcyjnych pojawi się więcej politycznie niepoprawnych wystąpień.

--

--

VoxEurop
VoxEurop Polska

Formerly Presseurop. A nonprofit European multilingual news and debate outlet. The talk of the continent, you might say.