Urbaniści, urbanofobi, urbanofile… i inni

Wydawnictwo Części Proste
8 min readMay 11, 2019

--

Publikujemy kolejną część cyklu wileńskich felietonów Mieczysława Limanowskiego. Tym razem będzie nieco o centralizacji i decentralizacji ośrodków decydujących o rozwoju miast, zawiłościach instytucjonalnych, sporach kompetencyjnych, starciu urbanistyki i sztuki, rozbieżnych opiniach i wizjach rozwoju. I o tym, jak to wszystko pogodzić. Zapraszamy do zapoznania się z dyskusją sprzed osiemdziesięciu lat.

M.O. i A.R.

Cerkiew Świętej Trójcy i klasztor Bazylianów przy ulicy Ostrobramskiej w Wilnie, 1935 (domena publiczna, ze zbiorów NAC)

Mieczysław Limanowski W Wilnie ma teraz głos urbanistyka

III. KUM i KUSP

Pierwodruk: „Słowo” 1937, nr 112, s. 2–3 (źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa, domena publiczna, data dostępu: 26 października 2018).

Rewolucje polegają na tym ostatecznie, że p[e]wne zasady biorą w łeb, a nowe przychodzą, stwarzając odmienny porządek. Jeśli w klasztorze pojakobinów, przepraszam: pobazylianów w Wilnie, bo tamten jest w Paryżu, rewolucja nadeptała jakieś zasady, to przecież nie dlatego, aby stare, w starczy sposób drepcząc, dalej zostały. Modus vivendi urbanistyki w Polsce polega na tym, że magistrat zatwierdza plany, a parafuje je Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Nie ma tu więcej miejsca dla nikogo, bo władzę całą rozdrapali między siebie ministerstwo na Nowym Świecie i samorząd nasz na Dominikańskiej.

Przychodzi rewolucja. Jest mały wyłom, ale nawet ten niepozorny mały wyłom prowadzi nas dalej bardziej sprawnie. Konserwator Piwocki[1], korzystając z praw, które przysługują mu na zasadzie ogólnych przepisów państwowych, ubiega się, aby Wilno podpadło pod ustawę o ochronie zabytków. Teraz może konserwator także wtrącić swoje trzy grosze.

Dzięki poparciu wojewody[2] Wilno stare jest tabu. Od strony urzędu konserwatorskiego zagwarantowana jest jego nietykalność.

Profesora Gutta[3] proszę, aby zechciał mi darować te prawnicze wywody, które z jego biurem w magistracie nie mają pozornie wiele do czynienia. Nie mogę ich jednak puścić, bo chodzi o przyszłość. Sądzę, że skomplikowaliśmy drogę idącą z magistratu do Warszawy, gdzie zatwierdzają plany. Biuro konserwatora staje się też jednym z oczków wielkiego Argusa, który nie pozwoli szargać świętości, którą jest Wilno.

Z profesorem Guttem jesteśmy blisko, cenię w nim artystę, twórcę, jednym słowem: indywidualność, dzięki której Wilno powinno zacząć się dalej zielenić jak „za panowania” Ruszczyca[4]. O zasady w sztuce, gdyby były rozbieżne, będziemy dobrze szpady krzyżować. Spór powinien być, tak jak w każdym artystycznym zespole. Jeżeli ma być symfonia unisono grana, trzeba się porozumieć. Tylko z Wilna samego wyciągniemy muzykę. Warszawa ma inną muzykę i nie trzeba się dziwić, skoro symbolem naszego miasta jest święty Krzysztof, zdrowy, surowy, bo z dzieciątkiem Jezus na barkach, a symbolem Warszawy syrena, która czaruje, kogokolwiek może.

Formalna strona fascynuje mnie choćby dlatego, że kryje się w niej zawiązek tego, co organizacyjnie potrzebuje właśnie sztuka, aby na usługach miasta nie była wreszcie w tej poniewierce, w jakiej się dziś znajduje.

Urbanistyczny projekt kierowany tylko przez radę miejską mógłby się wtedy ze sztuką nie liczyć. Nie możemy mieć nic przeciwko temu, aby adwokat, lekarz, elektrotechnik, piekarz, szewc, krawiec mieli też dyskutować, mają[c] plany i rysunki przed sobą, ale właśnie klęski, z którymi Wilno związane jest na Rossie[5], uczą nas, że strona artystyczna, par excellence plastyczna, powinna być tematem innego zgromadzenia.

Mankament, który niekoniecznie wypływa z ramowej ustawy, stara się zawsze naprawić głowa miasta, powołując doradczą komisję. Jeżeli komisja teatralna może grać rolę, dlaczegoż by nie miał KUM, czyli komisja urbanistyczna, także nie odegrać swą rolę. Urbanistyka jest w tej chwili w modzie i co drugi człowiek pisze artykuły lub skrobie plany i ma swoje „zdanie”, przede wszystkim: gdzie i jak pomnik stawia! Prezydent miasta, powołując KUM, nie może też ominąć swych przyjaciół, towarzyszów broni w pracy miejskiej, jeśli się zechcą uważać za speców i chcą koniecznie zabierać głos w sprawie estetyki miasta. KUM jest doradczym głosem rady miejskiej i dobrze będzie, jeśli nicować będą projekt z punktu widzenia higieny, szkolnictwa, finansów, propagandy miasta lub tysiąca innych punktów, które są konieczne. Niechże jednak zrozumie, że forma sama, rozwiązanie plastyczne, należy do fachowców, i niech zrozumie, że dla tej drugiej rzeczy ustanowiony musi być inny trybunał.

Wilno, ulica Zamkowa 10. Na zlecenie władz miejskich robotnicy demontują reklamę zakładu zegarmistrzowskiego Wacława Andrukowicza (domena publiczna, ze zbiorów NAC)

KUM jest ważny, potrzebny, chciałoby się go prawnie jakoś wzmocnić. Jako doradcza instytucja jest trochę jak mlecz z białego puchu, który oko cieszy na łące i zależy od wiatru, nawet lekkiego zefiru. Trudno jest zmusić miasto, aby nie miało swojej polityki. Radę swą może zabić prezydent miasta jednym dmuchnięciem. Wystarczy jej nie wezwać i już będziemy mieli w powietrzu puch gwieździsty, który lata.

Na tle KUM-a staje się dopiero jasną rola KUSP-a, drugiej komisji, czyli komisji urbanistycznej społecznej. To już jest stuprocentowa formacja wywodząca się z naszej rewolucji. KUSP niezależny od magistratu, wojewody lub ministra. KUSP wedle klucza konstytucyjnego swojego własnego, nikogo zresztą nieobowiązującego, jest złożony z delegatów: 1) SARP-u, to jest Stowarzyszenia Architektów Polski, oddział Wilno, 2) Wydziału Sztuk Pięknych U[niwersytetu] S[tefana] B[atorego], 3) sekcji historyków sztuki Towarzystwa Przyjaciół Nauk, 4) przedstawiciela budownictwa wojskowego, 5) przedstawiciela Rady Ochrony Przyrody, więc krajobrazu, 6) konserwatora wojewódzkiego, 7) przedstawiciela urzędu budowlanego wojewódzkiego, 8) przedstawiciela urzędu budowlanego miejskiego, 9) Towarzystwa Krajoznawczego.

Struktura ta jest płynną, może jeszcze ulegać zmianom. Doświadczenie pokaże, w jaki sposób się rozszerzyć, w jaki sposób się ścisnąć.

Też nie można rezygnować z kooptacji ludzi mogących nam dać usługi bądź w dziedzinie plastyki, lub w ogóle sztuki.

Profesor Gutt może spokojnie pracować, mając inżynierów Bukowskiego[6], Kobzakowskiego[7] i Pekszę[8], czyli biuro urbanistyczne w gmachu klasztoru podominikańskiego, na pięterku, gdzie jest dużo światła. Każdej chwili KUSP cały stanie w obronie rzeczy, które będzie uważał za szczęśliwe pociągnięcia dla Wilna. Porozumienie między biurem urbanistycznym miejskim a KUSP-em wyjdzie na dobre, jeżeli będziemy pamiętali, że ideałem naszym musi być zespół, zbiorowa orkiestratura. Jeśli miasto ma dać dla oka symfonię ze swoich kształtów, to musi być dyrygent jeden, ale grać muszą wszyscy tę samą partyturę. KUSP nie chce być sejmem ani senatem. Chce być tylko fachową instancją dla sztuki. Organizacja, na której czele stoi wszechświatowy plastyk Ludomir Ślendziński[9], musi być traktowana przez miasto jak na to z urzędu swego i powagi swojej zasługuje.

Hop, hop, hop, czy nie za daleko, krzyknie jakiś zapiłowany urbanista, więcej wirtuoz niż człowiek zespołowy, to jest taki, który ostatecznie wolałby mieć do czynienia tylko z ojcami miasta, nie potrzebując aliansu z innymi plastykami.

Sądzę, że jest słowo magiczne, a to słowo brzmi: Wilno. Ono powinno wystarczyć, aby zrozumiano, że miasta tego nie ma prawa nikt według swojego widzimisię przewracać do góry nogami. Jeśli ma być projekt, to plastycznie rozwiązany, zharmonizowany z całym miastem.

Stanisław Bukowski nad makietą urbanistyczną Wilna, lata trzydzieste (domena publiczna, ze zbiorów Polony)

Dzięki klęskom obozu drogowego wirtuozeria jest dosłownie skompromitowana. Rewolucja się na to odbyła, aby znaleźć inną drogę, i dlatego też szybujemy w tej chwili wedle busoli, ale w innym kierunku.

Przeraziliśmy się, widząc inżynierów tam, gdzie powinni być architekci i plastycy artyści. Urbanistyka nie jest techniką, sztuką saperów, przeprowadzaniem drogi nawet przez grób ojca, czymś, co imponuje czcicielom siły fizycznej…

Urbanistyka jest hołdem dla naszych atentatów, podniesieniem celebrancji miasta i więcej ma do czynienia z reżyserią niż kopanie tunelu lub stawianie drapaczy nieba.

Zbijam wszystko razem. KUM i KUSP mogą ze sobą żyć zgodnie. Domejko i Dowejko są symbolem miasta i rewolucja nasza, wprowadzając na widownię KUSP, była też akuszerem dla KUM-a. Obie instytucje są czcigodne, pochodzą z jednej matki i powinny pamiętać, że zamiast wodzić się za łby, powinny się kochać jak bracia. Profesor Gutt musi znaleźć sposób, w jaki rozdzielać swą miłość.

Społeczny kolor powinien przeważać w KUM-ie, artystyczny i plastycznie fachowy w KUSP-ie. Pierwszy jest na to, aby nie robiono gaf z punktu codziennego życia, drugi aby w zgodzie z duszą Wilna była forma wieczysta.

Nie to, kto mówi, ale to, co mówi, jest maksymą Wilna certitudo veritatis.

Cieszymy się, że mamy swoją konstytucję. Upłynął już rok od rewolucji, ugruntowaliśmy się. Możemy siedmiomilowymi krokami dalej ruszać. Profesor Gutt oświadczył KUSP-owi, że jest szczęśliwy, że ma fachowy areopag…

Z punktu widzenia stabilności KUSP wileński i KUM wiszą w powietrzu. KUSP-u nie trzeba rozpędzać. Wystarczy, aby konserwator wstał z łóżka lewą nogą i poczuł w sobie na pięć minut demona. Dr Piwocki jednak jest lwowianinem i jeszcze nigdy w Polsce nie było lwowiaka, który by miał duszę Sicińskiego, to jest posła z Upity[10].

W świecie są rozmaite formacje. Zanim się ustalimy i wygramy ostatecznie sprawę w całym państwie, zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy trochę intruzem.

Są rzeczy twarde, diabelsko konkretne sztywne, o które można, nosem zawadzając, nos złamać. Czy to znaczy, że nie mają sensu chmury, rzeczy lotne, bramy, które otwierają na niebie drogę słońca albo, jeśli trzeba, nawet słońce zakrywają, aby człowiek wreszcie krzyczał: dajcie słońce? A deszcz, a ukochane wiatry?

Niechże sobie będą nasz magistrat, nasz konserwator, minister w Warszawie, który zatwierdza plany, realnością, konkretnością, esencją zbitych, namacalnych rzeczy.

Pretendujemy o co innego. Ponieważ chodzi o twórczość, o emanacje i inspiracje, ostatecznie o zbiorowy takt i smak, niechże KUM i KUSP tak ślicznie pracują, aby wyrosła pod gwiazdy chwała, na której nam zależy chwała Wilna.

Widok z Góry Trzykrzyskiej na Stare Miasto w Wilnie (domena publiczna, ze zbiorów NAC)

[1] Ksawery Piwocki (1901–1974) historyk sztuki. W latach 1936–1938 był konserwatorem zabytków okręgu wileńskiego. Więcej o nim zob. we wspomnieniu pośmiertnym opublikowanym w czasopiśmie „Ochrona Zabytków” 1975, nr 2, s. 145 (także on-line; data dostępu: 26 października 2018). Na temat jego działalności konserwatorskiej zob. na przykład: Józef Poklewski, Wileńsko-nowogródzki okręg konserwatorski w okresie międzywojennym, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Zabytkoznawstwo i Konserwatorstwo” 1991, nr 17, s. 225–226 (także on-line; data dostępu: 26 października 2018), oraz tegoż, Polskie życie artystyczne w międzywojennym Wilnie, Toruń 1994, s. 250–255 (także on-line; data dostępu: 26 października 2018).

[2] Zob. Mieczysław Limanowski, W Wilnie ma teraz głos urbanistyka, część II: W pogoni za urbanistą.

[3] Romuald Gutt (1888–1974) architekt, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Politechniki Warszawskiej. Z Biurem Urbanistycznym Wilna współpracował od 1937 roku. Więcej na ten temat zob. w poprzednim felietonie.

[4] Ferdynand Ruszczyc (1870–1936) malarz, grafik, pedagog, wieloletni dziekan Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Z jego inicjatywy powołano tam Zakład Architektury. W latach 1919–1927 pełnił funkcję radnego Wilna. Był współzałożycielem Towarzystwa Miłośników Wilna (1919). O znaczeniu Ferdynanda Ruszczyca dla estetyki Wilna zob. na przykład Cezary Szymaniuk, „Jeżeli Paryż wart mszy – Wilno warte jest życia”. Ferdynand Ruszczyc, „Ananke” 2005, nr 3 (44), s. 3–8 (także on-line; data dostępu: 26 października 2018).

[5] O pracach na Rossie Limanowski krytycznie pisał w pierwszym felietonie swego cyklu.

[6] Stanisław Bukowski (1904–1979) inżynier architekt, urbanista, konserwator zabytków. W Miejskim Biurze Urbanistycznym w Wilnie był asystentem Romualda Gutta. Więcej na jego temat zob. Jerzy Stadnicki, Architekt Stanisław Bukowski (1904–1979) – człowiek kultury, „Ochrona Zabytków” 1982, nr 1–2, s. 114–115 (także on-line, data dostępu: 5 maja 2019).

[7] Jerzy Kobzakowski (1899–1974) – architekt, urbanista, projektant w Miejskim Biurze Urbanistycznym w Wilnie.

[8] Jan Peksza (1897–1956) – technik budowlany, następnie architekt, pracownik Miejskiego Biura Urbanistycznego w Wilnie, członek Spółdzielni Pracy Artystów Wileńskich.

[9] Ludomir Ślendziński (1889–1980) – malarz, rzeźbiarz, przewodniczący społecznej komisji urbanistycznej, wspierającej, ale też krytycznie opiniującej działania wileńskiego Miejskiego Biura Urbanistycznego.

[10] Aluzja do Władysława Sicińskiego, szlachcica z Upity, który jako pierwszy sięgnął po formułę liberum veto (9 marca 1652 roku).

--

--