Na Nordkapp motocyklem #2 — na Mazury!

Jacek Czarnecki
7 min readJan 27, 2019

--

To druga część naszej relacji z motocyklowej wyprawy na Nordkapp.

Lista artykułów:

Dzień 1 — Radom, Air Show

Dzień: 25 sierpnia 2018.
Planowana trasa: Kraków — Radom, ok. 200km.

Odcinek trasy z pierwszego dnia (Mapa: OpenStreetMap).

Początek wyprawy zapowiada się raczej spokojnie. Pierwszym miejscem, które chcemy odwiedzić jest mój rodzinny Radom, a jednym z powodów, dlaczego robimy tam dłuższy przystanek jest weekendowa impreza — Air Show 2018 — kiedy przez dwa dni całe miasto przepełnione jest hałasem silników samolotów, a ich powietrzne akrobacje są ucztą dla uszu i oczu.

To czas, kiedy miasto przez cały tydzień żyje tym wydarzeniem — czy tego chce, czy nie — bo nie sposób ignorować całodziennego dudnienia generowanego przez Migi 29, F-16 czy Gripeny, zarówno przed pokazami, gdy mają sesje treningowe, w trakcie weekendu gdy zachwycają publiczność i po, gdy odlatują. Mam do tego ogromny sentyment i zawsze, gdy jest Air Show, jestem obecny na miejscu, natomiast dla Karoliny był to drugi raz, choć pierwsze na poważnie (poprzednia edycja była przygotowywana naprędce i udział wzięły w większości tylko polskie samoloty).

W tym roku pogoda zapowiadała się na mało udaną — chłodno i deszczowo, a niska podstawa chmur mogła być przyczyną odwołania części występów, mimo wszystko była niezerowa szansa na to, że wstrzelimy się w lukę z przejaśnieniami i trasa może być w większości przejezdna na sucho.

Dołączają do nas Alicja i Darek na Hondzie CB500, którzy jadą z nami na pokazy. W trakcie pokazów z Krakowa dojedzie jeszcze Jachu — jeszcze samochodem, ale trzymam kciuki, że w następnym roku będzie współbohaterem kolejnych wspomnień z wypraw motocyklowych.

Sama trasa to raczej nuda. Odcinek od Krakowa do granicy Województwa Małopolskiego to droga przez teren zabudowany albo walka o życie z kierowcami audi i passatów, co przy ulewie, która nas nie ominęła, zawsze jest stresujące. Od Jędrzejowa do Radomia jest już w większości komfortowa droga ekspresowa więc przyjemność z jazdy jest większe, tak samo jak poczucie bezpieczeństwa.

Air Show 2018

Pomimo słabej pogody, pokazy udały się bardzo dobrze — trzeba było chwilę poczekać na przejście chmur, ale organizatorzy i piloci wynagrodzili czekanie wszystkim cierpliwym bo tegoroczne pokazy były naprawdę świetnym widowiskiem.

Relację z samego wydarzenia, wraz z przydatnymi, praktycznymi informacjami, opublikowałem w osobnym artykule:

Radom Air Show 2018 motocyklem >>

Frecce Tricolori żegnają się z publicznością po udanym występie.

Po Air Show

Wieczór i noc spędzamy z moją mamą i siostrą. Zbieramy siły, opowiadamy o planach i najadamy się do syta, bo po drodze może być z tym różnie — albo braknie czasu, albo odstraszą ceny.

Po dość chłodnym popołudniu, w domu czeka na nas specjalność mamy — zupa pieczarkowa na serkach topionych z makaronem naleśnikowym ;) Drugim smakołykiem jest domowa nalewka wiśniowo-aroniowa, która może się przydać za kołem podbiegunowym.

1000 kalorii na 100ml zupy.

To pewnie jeden z ostatnich, tak spokojnych dni — odpoczywamy, rano ruszamy, jeszcze dalej na północ.

Dzień 2: Mazury, Ruciane-Nida

Dzień: 26 sierpnia 2018.
Planowana trasa: Radom — Ruciane-Nida, ok. 320km.

Ścieżka z drugiego dnia jazdy (Mapa: OpenStreetMap).

Wcześnie rano jesteśmy już na nogach i jak najszybciej chcemy ruszyć dalej. Głównym punktem programu jest pyszna domowa jajecznica, którą zapełniliśmy żołądki, robiąc przy okazji plan dnia.

Jeszcze zrobiliśmy krótki przystanek przy sklepie sportowym — dokupiliśmy dobry termos i jeden materac dmuchany w większym rozmiarze.

Cel na dzisiaj to Mazury, jeszcze bez konkretnego miejsca, ale najważniejszym zadaniem będzie przetestowanie naszego sprzętu biwakowego — namiotu, karimat, śpiworów, kuchenki — czy wszystko jest z nimi OK, czy są wystarczająco ciepłe i czy poradzimy sobie z ich obsługą. Ważne, żeby zrobić to jeszcze w Polsce, bo to da nam szansę uzupełnić braki jeszcze przed przekroczeniem granicy.

Droga do Warszawy

Warunki dość trudne — jest zimno i cały czas pada, na drodze dość duży ruch, ale jedzie się dobrze. Mamy założone po raz pierwszy kombinezony przeciwdeszczowe, więc świecimy na drodze jak dwie żarówki — trzeba przyznać, że spisują się na medal.

Korek w stronę Warszawy.

Moje nowe rękawice w tych warunkach się nie sprawdzają — przy niskiej temperaturze, wietrze i deszczu palce trochę sztywnieją z zimna. Handbary i grzane manetki pomagają, ale wciąż jazda nie jest w 100% komfortowa. W myślach pluję sobie w brodę, że nie wybrałem ocieplanych REV’IT Kryptonite GTX i zdecydowałem się na bardziej uniwersalne Rukka Virium (wtedy miało to sens — będę miał na cały sezon a nie tylko na 2 tygodnie podróży). I kolejny problem… w Radomiu zostawiłem softshell Rebelhorna, który jest warstwą ocieplającą kurtki motocyklowej, więc zmarzną mi nie tylko dłonie.

Wprowadziamy poprawkę do planu i w Warszawie obskakujemy Decathlon, żeby:

  • dokupić polar / softshell,
  • dokupić cienkie rękawiczki do biegania jako warstwa ocieplająca pod rękawice.

Plan wykonany i finał jest taki, że:

  • polar się sprawdza,
  • podwójne rękawiczki się nie sprawdzają,
  • mamy 2h opóźnienia względem planu i na Mazury dojedziemy już jak będzie ciemno.

Droga na Mazury

Z Warszawy ruszamy drogą nr 8 w kierunku Białegostoku, żeby tuż za Wyszkowem odbić na północ w kierunku Ostrołęki. Miejscem docelowym będzie Ruciane-Nida.

Warunki drogowe trochę lepsze — przede wszystkim przestało padać i komfort jazdy znacznie się poprawił. Trasa też zrobiła się przyjemniejsza, bo wreszcie zjechaliśmy z głównej drogi i mogliśmy jechać spokojniej, ciesząc się widokami pól, lasów i wsi zamiast ekranów i barierek energochłonnych.

W trakcie postoju na tankowanie podszedł do nas motocyklista z pytaniem, czy mamy zestaw naprawczy do opon, bo właśnie złapał gumę i nie bardzo wie jak się ogarnąć. Trochę nam wbił tym szpilę bo… no właśnie, mieliśmy mieć a nie kupiliśmy i widząc, że takie sytuacje się zdarzają, może warto spróbować się jeszcze gdzieś po drodze zaopatrzyć. Kolega finalnie miał skorzystać z assistance, które miał w ubezpieczeniu także sprawa zakończyła się szczęśliwie — ja zafundowałem sobie +1 do niepokoju w głowie.

Granicę Województwa Warmińsko-Mazurskiego minęliśmy już po zmierzchu. Kierowaliśmy się w stronę campingu “Zielona Binduga” przy Jeziorze Nidzkim. Dojechać tam po ciemku okazało się być sporym wyzwaniem i trochę pokręciliśmy się w kółko — w puszczy dookoła jeziora brakowało zasięgu i oświetlenia, kawałek trasy wiódł przez leśną drogę nieutwardzoną więc było trochę błota, a na końcu spora niespodzianka — kawałek stromej drogi prowadzącej do brzegu i… na samym kampingu nie było nic.

Puszcza Piska i błądzenie z ograniczoną widocznością.

To bardzo klimatyczne miejsce do rozbicia się, ale postanowiliśmy poszukać lepszego miejsca na pierwszy obóz, żeby na spokojnie zrobić próbę generalną sprzętu. Zawróciliśmy i ruszyliśmy w kierunku miasteczka Ruciane-Nida.

Próba generalna domorosłych skautów

Na nocleg wybraliśmy ośrodek PTTK Ruciane-Nida — miejsce w dobrej lokalizacji w miasteczku, czuć taki specyficzny klimat świadczący o tym, że powstał “nieco” wcześniej niż w ostatnich 5 latach, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Są domki, pole namiotowe, stołówka czy tawerna — w sumie wszystko, czego potrzeba.

Jedno, co na pewno możemy powiedzieć to fakt, że 26 sierpnia w Rucianym-Nida to koniec sezonu turystycznego. Co prawda może widzieliśmy na terenie ośrodka 2–3 inne osoby, ale na polu namiotowym byliśmy zupełnie sami, a to dało nam okazję do wyszukania miejscówki z prawdopodobnie najładniejszym widokiem po pobudce (teraz jedyną przesłanką, że jesteśmy w okolicy jeziora, był księżyc odbijający się od powierzchni wody). Teren nie jest bardzo trudny więc nie musieliśmy zostawiać motocykla na parkingu.

Miasteczka nie zwiedzaliśmy ale też chyba samo w sobie nie jest największą atrakcją (choć mogę się mylić).

Jedyne oświetlenie w okolicy.

W ramach zdobywania sprawności harcerskich:

  • rozbiliśmy namiot — poszło bardzo łatwo i szybko,
  • nadmuchaliśmy karimaty,
  • rozłożyliśmy kuchenkę i zagotowaliśmy wodę — również bez problemu,
  • przebraliśmy się i zapakowaliśmy się w śpiwory, żeby zasnąć po dość męczącym dniu.

Ooooj, jak było źle! Ooojjj, jak było zimno! Brrrrr!
Namiot, który mieliśmy okazuje się być świetny na lato, ale teraz noc była zimna i wiatr hulał w środku jak chciał. Śpiwory jednak lepiej sprawdzają się przy +15C a nie +5C, więc w nocy każde z nas założyło na siebie warstwę dodatkowych ubrań.

Pole namiotowe na wyłączność (PTTK Ruciane-Nida).

Może nie byliśmy perfekcyjnie wyspani, ale poranny widok rekompensował nam wszystkie niedogodności — słońce, jezioro, lasy — przepięknie. Z drugiej strony, po to robiliśmy test, żeby w porę przygotować się na bardziej srogie warunki i w sumie cieszyliśmy się, że mamy jeszcze szasnę zareagować ;)

Poranny widok z namiotu, choć my już prawie gotowi do drogi (PTTK Ruciane-Nida).

Zapakowaliśmy kufry na motocykl, przypięliśmy śpiwory z karimatami i choć chętnie posiedzielibyśmy jeszcze nad jeziorem, to musieliśmy sprawnie wyruszyć i szukać po drodze miejsca, w którym dokupimy cieplejsze akcesoria.

Przydatne treści:

--

--