„Witaj, ojcze. Łódź tonie, więc umrę”

Natalia Ossowska
12 min readJan 18, 2016

Ghost Boat 1 : 2 : 3 : 4 : 5 : 6: 7 : 8 : 9

Część 2: Kamizelki ratunkowe, które zabijają. Łodzie, które wcale nie mają dopłynąć. Czy łódź-widmo naprawdę mogła dotrzeć do Europy?

Migrant w pociągu z włoskiej miejscowości Ventimiglia do Nicei we Francji.

Głównym przemytnikiem był Sudańczyk o imieniu Ibrahim. To on był szefem kręgu przemytników, który zabrał żonę Yafeta, Segen, oraz jego córkę Abigail przez Libię i Saharę w podróż do Europy. Kiedy Segen zamilkła, Yafet zaczął rozmawiać z jednym z jego współpracowników, Erytrejczykiem Measho, jednak Measho nie miał żadnych informacji—same wymówki.

Zdjęcie Measho Tesfamariama z jego profilu na Facebooku.

Może miał zbyt niską pozycję w organizacji, myślał Yafet. Może tak naprawdę wcale nie szukał odpowiedzi. Yafet zaczął więc rozmawiać bezpośrednio z Ibrahimem.

Nie martw się, powiedział Ibrahim. Nie martw się.

Jednak po dwóch tygodniach „nie martw się” przestało wystarczać zarówno Yafetowi, jak i pozostałym rodzinom. Chcieli wiedzieć więcej, zaczęli więc wypytywać Ibrahima i rozmawiać z innymi ludźmi we Włoszech i w Libii, żeby sprawdzić, czy ktoś ma jakieś informacje.

Tak jak Measho, Ibrahim wciąż zmieniał wersje. Było ich wiele i powodowały dezorientację. Według jednej z nich, wszyscy przebywali w więzieniu we Włoszech — na pokładzie łodzi znalezione miały zostać narkotyki, a wypuszczenie ludzi miało nastąpić, kiedy policja dowie się, do kogo należały. Czy tak było naprawdę? Rodziny nie wiedziały w co wierzyć, co myśleć.

Może Ibrahim mówił prawdę, może łódź rzeczywiście dopłynęła do Włoch. Skąd mieli wiedzieć, czy tak się stało, czy też nie?

Pewnego dnia Yafet zapytał, ile osób znajdowało się na pokładzie. Uważał, że jeśli będzie to wiedział, będzie mógł lepiej pokierować swoimi poszukiwaniami. Ibrahim powiedział, że na łodzi były 243 osoby.

„To znaczy, że były 243 osoby, które zapłaciły”, powiedział mi później Yafet. „Były też takie, które nie zapłaciły i popłynęły za darmo. Były dzieci, jak Abigail, poniżej 10. roku życia. Te osoby nie zapłaciły. A oni liczą tylko tych, którzy płacą”.

Użyte przez migrantów kamizelki ratunkowe obok łodzi, która zabrała migrantów i osoby poszukujące azylu przez Morze Śródziemne.

Przemytnicy ludzi mają tylko jedną zasadę — wysłać jak najwięcej pasażerów po jak najniższych kosztach. U wybrzeży Libii przestępcy pakują na niezdatne do żeglugi morskiej łodzie od 100 do 600 osób, czasem więcej.

Czasem są to stare, drewniane kutry rybackie, może z dwoma pokładami. Czasem to pontony typu Zodiac, nie dające ochrony przed warunkami atmosferycznymi i wyładowane ciałami. Wciśnięcie na te łodzie setek często opierających się ludzi wymaga użycia przymusu, czasem radykalnej przemocy. Zdarza się, że przemytnicy strzelają do przypadkowych uchodźców i zabijają ich tylko po to, żeby wysłać wiadomość do pozostałych.

Pasażerowie, którzy płacą niższą stawkę, upychani są w ciemnych i wilgotnych przestrzeniach ładunkowych pod pokładem — jeśli ów w ogóle jest. Ci, którzy znajdują się najbliżej silnika, często umierają z powodu uduszenia oparami. Jednak przebywanie na pokładzie niekoniecznie jest bezpieczniejsze — z powodu przeludnienia podróżni często wypadają za burtę, a czasem, kiedy między pasażerami wybuchnie bójka, wyrzucani są do wody.

Wnętrze łodzi używanej do przemytu ludzi.

Sporadycznie zdarza się, że przemytnicy dadzą kamizelki ratunkowe lub kilka kamizelek znajduje się na łodzi. Od czasu do czasu dobrze przygotowany uchodźca może nawet mieć swoją własną. Jednak to również może być przekleństwem.

„Słyszeliśmy historie o tym, że niektórzy z migrantów mają kamizelki ratunkowe, a kiedy łódź tonie, wszyscy kierują się w stronę osoby w kamizelce”, mówi Othman Belbeisi, szef libijskiej misji Międzynarodowej Organizacji ds Migracji (IOM). Kiedy inni ludzie przyczepią się do osoby w kamizelce, toną wszyscy. „Posiadanie kamizelki jest więc czasem nawet bardziej ryzykowne”.

Kiedy już przemytnicy zapakują wszystkich do łodzi, zazwyczaj nie dołączają do uchodźców. Nie zatrudniają nawet sternika — zamiast niego łodziami kierują uchodźcy, którzy zgłosili się na ochotnika do przejęcia kontroli w zamian za zmniejszoną opłatę za transport. Nie mają doświadczenia za sterem.

Czasem na łodzi jest kompas albo GPS — nawet jeśli jest to sprzęt, który uchodźcy rzadko potrafią obsługiwać — i zwykle pasażerowie dostają telefon satelitarny, żeby wezwać łodzie ratunkowe, kiedy przyjdzie na to czas.

A czas przychodzi prawie zawsze, bo łodzie nie są wyposażone w wystarczającą ilość paliwa, która pozwalałaby dotrzeć do Włoch. Strategia przemytników polega na tym, aby łódź dopłynęła po prostu na tyle daleko od wybrzeża, żeby osiągnąć wody międzynarodowe, gdzie pasażerowie mogą wysłać sygnał ratunkowy i czekać na ratunek.

„Ich plan jest taki, żeby znaleźć się około 32 km albo dalej od wybrzeży Libii i wtedy zadzwonić po pomoc”, mówi Belbeisi.

Między Libią a cyplem Sycylii są 482 km; mniej, jeśli uda się dotrzeć do Malty albo włoskiej Lampedusy. Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, uchodźcy mogą dotrzeć do Europy już w ciągu kilku dni. Jednak czasem nawet podczas udanych podróży łódź dryfuje całymi dniami, zanim jej pasażerowie zostaną uratowani. Ludzie chorują z powodu braku żywności, wody i ekspozycji na słońce. W 2011, zanim kryzys migracyjny nabrał rozgłosu, pewna łódź, która popsuła się w drodze do Europy, przez dwa tygodnie dryfowała po obszarach będących pod nadzorem NATO. Była widziana przez wiele statków, ale żaden z nich nie wziął jej na hol. Kiedy dopłynęła z powrotem do wybrzeży Libii, 63 z 72 pasażerów już nie żyło.

„Przemytnicy zabrali nas na wybrzeże i zaczęli wpuszczać na dużą, starą drewnianą łódź rybacką. Była przepełniona — znajdowało się na niej 550 osób”, mówi Fanus, młoda Erytrejka, która płynęła łodzią z Libii do Włoch w 2013 roku. „Prawie wszystkie kobiety i ich małe dzieci skierowane zostały na dolny pokład. Ja, jako chłopczyca, chciałam być z mężczyznami na górze. Kapitan powiedział, że na łodzi jest za dużo ludzi i przemytnik zdecydował się na wyciągnięcie z niej 30 osób”.

Hosein uciekł z Afganistanu w 2014 i próbował dostać się do Europy przez basen wschodni Morza Śródziemnego — z Turcji na wyspy greckie, a więc setki kilometrów od miejsca, w którym mogła być łódź-widmo. Jego doświadczenia były jednak podobne do doświadczeń tych, którzy wyruszali z Libii. Kiedy silnik łodzi zawiódł, dwóch „kapitanów” próbowało uciec w mniejszej łodzi. „Syryjczycy wykryli to i zatrzymali ich… Kiedy wylądowałem na wyspie, spotkałem pracującą w straży przybrzeżnej kobietę, która powiedziała mi, że znaleźli jednego z kapitanów. Ale był martwy”.

Kolejną osobą, która przeżyła tonięcie łodzi w drodze do Grecji, jest Firas, 20-letni syryjski uchodźca. Jego łódź popsuła się i zatonęła, a on, zanim został uratowany, siedem godzin spędził w wodzie, pływając w ciemnościach.

„Kiedy wiedzieliśmy, że łódź na pewno zatonie, ja i moich trzech przyjaciół z Syrii wskoczyliśmy do morza. Nie mieliśmy żadnych kamizelek, tylko dwa dziecięce, gumowe koła ratunkowe na nas czworo. Daliśmy je najmłodszym, którzy mieli po 15 i 17 lat, bo nie umieli zbyt dobrze pływać”, powiedział Międzynarodowemu Komitetowi Ratunkowemu (IRC), kiedy dotarł na ląd. „Trzech Irakijczyków nie chciało wskoczyć. Powiedzieli, że nie potrafią pływać. Jeden z tych, którzy zostali, użył Vibera, żeby zadzwonić do ojca. Powiedział: „Witaj, ojcze. Łódź tonie, więc umrę”. To była jego ostatnia wiadomość.

Wszystko to pokazuje, że łodzie, którymi uchodźcy docierają na Maltę lub do Włoch, nie są zwykle tymi samymi, którymi opuszczają Libię. W 2014 roku, kiedy łódź-widmo zniknęła, operacje ratunkowe prowadzone były przez łodzie marynarki włoskiej jako część misji Mare Nostrum. Obecnie uchodźcy zbierani są przez jeden z sześciu głównych okrętów, działających w ramach koordynowanej przez Frontex Operacji Tryton albo przez garstkę łodzi poszukiwawczo-ratunkowych, zarządzanych przez NGOsy.

Kiedy pod koniec 2014 roku poszukiwania i operacje ratunkowe zostały zredukowane z powodu braku środków z UE, liczba śmierci na Morzu Śródziemnym wystrzeliła w górę. W ciągu pierwszych 6 miesięcy 2015 roku, podczas próby przepłynięcia morza zginęło prawie 2000 osób — ponad trzy razy więcej niż w tym samym czasie w 2014.

W ciągu zaledwie jednego tygodnia w połowie kwietnia we wrakach u wybrzeży Libii utonęło tysiąc trzysta osób. Po tych tragediach UE zwiększyła finansowanie swojej nowej operacji poszukiwawczo-ratowniczej, Tryton, a poszukiwania i strefa ratunkowa, zostały przesunięte bliżej wybrzeży Libii. Mimo że od tej pory na trasie prowadzącej przez środkowy basen Morza Śródziemnego zginęło ponad 1000 osób, liczba śmierci znacznie spadła.

Obecnie niektóre ze statków są wystarczająco duże, żeby pomieścić setki ludzi, co oznacza, że często mogą zabrać na pokład rozbitków z wielu misji ratunkowych za jednym zamachem. Nawet kiedy uchodźcy zostaną uratowani, mogą więc przebywać na morzu jeszcze przez 2 czy 3 dni, ponieważ statek podejmuje kolejne operacje. Może być na nim nawet siedemset, osiemset czy dziewięćset osób na raz.

Uchodźcy z Syrii i Erytrei wchodzą na szlak w pobliżu włosko-francuskiej granicy w Ventimiglii we Włoszech.

Kiedy wreszcie dopływają do portu, ci, którzy przeżyli, schodzą z pokładu pierwsi. Potem znoszone są ciała.

„To dramatyczne [ale] nie chaotyczne… Jest bardzo cicho, bo ludzie są przejęci i wycieńczeni”, mówi Fausto Melluso, aktywista i ekspert ds migracji z włoskiej organizacji Arci. „Do czasu pobierania odcisków palców, nie ma napięcia”.

Pobieranie odcisków palców to prawdopodobnie najbardziej krytyczny element całego procesu przybycia, ponieważ jest to moment, w którym uchodźca dołącza do kolejki wizowej.

Zgodnie z konwencją dublińską — ujednoliconą polityką azylową w Unii Europejskiej — prawo do składania wniosku o azyl przysługuje ludziom tylko w tym kraju UE, do którego przybyli na początku. Przybycie, dla większej części, oznacza bycie odnotowanym, a bycie odnotowanym oznacza pobranie odcisków palców.

Dwóch afgańskich uchodźców przepytywanych przez francuską policję, po tym jak zostali złapani w pociągu z Ventimiglii do Nicei.

Dla osób uciekających przed konfliktami, represjami czy biedą z Afryki, Środkowego Wschodu lub Południowej Azji najłatwiej dostępne są kraje na południu i wschodzie Europy — Włochy, Hiszpania, Grecja, Bułgaria. Mają one w znacznym stopniu słabszą ekonomię, wolniejszy proces przyznawania azylu i mniej pomocy społecznyej dla uchodźców. Większość ludzi, która dociera do tych krajów, nie zamierza w nich zostać, preferując północną Europę z lepszym rynkiem pracy i silniejszym wsparciem.

„Jest problem, ponieważ wielu imigrantów znających nasze prawo nie chce dać swoich odcisków palców. Jest więc trudno, bo nie można ich pobrać siłą”, powiedział mi Erasmo Palazzotto, członek Parlamentu Sycylii.

W efekcie, tamtejsze władze przyjęły nieoficjalną politykę — nie każdemu zostają pobrane odciski palców. W 2014 roku, mimo że z Libii do Włoch przybyło ponad 170 000 ludzi, złożonych zostało tylko 64 000 nowych wniosków o azyl.

Ustawieni w szeregu i sprawdzani przez francuską policję migranci, po tym jak zostali złapani na próbie przekroczenia włosko-francuskiej granicy.

W dniu przyjazdu, proces klasyfikacji zaczyna się natychmiast.

„Kiedy łódź dociera, najpierw na pokład wchodzi policja, żeby aresztować przemytników. Migranci z reguły wskazują kierujących, którzy w większości przypadków zostają aresztowani”, mówi Flavio Di Giacomo, jeden ze współpracowników Bielbeisiego w IOM we Włoszech. „To dwie, trzy, cztery osoby; następnie migranci schodzą na ląd. Są liczeni, badani”.

Następnie przechodzą proces wstępnej identyfikacji.

„To znaczy, że są gromadzeni w części portu i liczeni jeden po drugim. Zbierane są ich nazwiska, robione zdjęcia, a niekiedy pobierane odciski palców. Czasem pobieranie odcisków palców zajmuje nieco więcej czasu, bo jest zbyt dużo ludzi, i zostaje przełożone na następny dzień”.

Uchodźcy zabierani są do ośrodków mieszkalnych, gdzie mają spędzić kilka dni. Ci, którym pobrane zostały odciski palców, przenoszeni są do innego miejsca, gdzie czekają na wyniki wniosku o udzielenie azylu. We Włoszech proces ten powinien trwać tylko kilka miesięcy, ale w rzeczywistości może zająć do dwóch i pół roku.

Hosein, który dla Europy opuścił w zeszłym roku Afganistan, przybył do Grecji, ale teraz mieszka we Francji. Kiedy łódź zatonęła, stracił matkę i siostrę, ale buduje nowe życie. „Znalazłem tu wielu przyjaciół. Jestem naprawdę szczęśliwy. Musimy żyć dalej. Myślę, że nie ma wyboru. W przyszłym miesiącu dostanę swoje prawo jazdy. Zdałem egzamin z francuskiego”.

Poszukujący azylu muzułmanie modlą się w Pian del Lago CARA (Ośrodek Mieszkalny dla Ubiegających się o Azyl) w miejscowości Caltanissetta we Włoszech.

Erytrejczycy jednak często nie oddają odcisków palców w dniu przyjazdu. Diaspora jest rozległa i dobrze poinformowana — znają konsekwencje podania swoich danych we Włoszech, a często mają rodziny w północnej Europie, do których próbują dotrzeć.

Uchodźcy, którym odciski palców nie zostają pobrane, szybko opuszczają ośrodki mieszkalne i zaczynają drogę na północ, najpierw do miast takich jak Rzym czy Mediolan, a potem dalej, przez Austrię, Niemcy, Francję. Ponieważ prawie cała Europa ma otwarte granice — choć obecnie niektóre kraje wprowadzają restrykcje i kontrole — uchodźcy mogą dotrzeć aż do Norwegii czy Szwecji, zanim złożą wniosek o azyl.

Często dołączają do nich ludzie, którzy oddali swoje odciski palców. Jeśli zostaną złapani przez władze w innym kraju, zostaną deportowani z powrotem do Włoch. Mimo ryzyka, Włochy ze swoją zniżkową ekonomią i powolnym procesem przyznawania azylu, nie jest miejscem docelowym z wyboru.

20-letni Gambijczyk na ławce w kafeterii CARA, gdzie żyje około 4000 osób ubiegających się o azyl. Mineo, Włochy.

Złapanie nocnego autobusu z Katanii, portu na wschodzie Sycylii, do Rzymu często jest dla uchodźców pierwszym krokiem wyprawy na północ.

Na dworcu wszędzie wokoło stoją Włosi, z torbami podróżnymi i walizkami, podczas gdy uchodźcy trzymają się z boku, z kilkoma rzeczami w plastikowych torbach na zakupy. Kiedy słońce zaczyna zachodzić, pojawia się coraz więcej małych grupek uchodźców, które schodzą się z pobliskich parków. Rozmawiają cicho i nerwowo między sobą, próbując dowiedzieć się, który autobus jest tym właściwym.

Msgna poznałem tu pewnej nocy w połowie września. Jako 14-latek jest jednym z rosnącej grupy nieletnich z Erytrei, którzy wyruszają w podróż bez towarzystwa osoby dorosłej. Miał czarne kręcone włosy, krótko wystrzyżone po bokach, i siedział cicho na niskim, betonowym murku, otaczającym stację. Obok niego siedział egipski chłopiec, także 14-letni. Poznali się kilka dni wcześniej. Poza tym, był całkowicie sam.

Uchodźca w autobusie, który zabierze go do Rzymu.

Wyjaśnił, że do Włoch dotarł 5 dni wcześniej. W łodzi, którą płynął, było prawie trzysta osób. Sześć z nich zmarło podczas podróży.

Msgna przebywał najpierw krótko w ośrodku mieszkalnym.

„Z ludźmi nie obchodzono się tam dobrze”, powiedział mi. „Jedzenie nie było dobre, schronienie nie było dobre… woda nie była dobra”.

Podczas gdy rozmawialiśmy, od czasu do czasu spoglądał na mnie nieśmiało spod ciężkich powiek.

Władze nie pobrały jego odcisków palców, więc teraz udawał się na północ, do Szwecji, gdzie mieszka jego brat. Jego matka i inni krewni zostali— jak Yafet — w Chartumie, dokąd uciekli z Erytrei.

Kiedy autobus do Rzymu wtoczył się na dworzec, Msgna zeskoczył, chwytając swoją małą plastikową siatkę z rzeczami. Nasz fotograf poszedł za nim, pytając, czy może zrobić kilka zdjęć. Zacząłem zastanawiać się, czy pasażerowie łodzi-widma dotarli aż tak daleko. Może przybyli na Sycylię, ale zniknęli jakoś podczas podróży na północ. Wyglądało to na odległą możliwość, ale może — tylko może — stali dokładnie na tym samym dworcu autobusowym, tak jak ja, tak jak Msgna.

W tym zgiełku Msgna nie był pewien, czy powinien pozwolić się sfotografować. Wyciągnął telefon i zadzwonił do brata do Szwecji.

To była przyziemna czynność, powtarzana dookoła mnie każdego dnia, niezliczoną ilość razy, przez wszystkich. Jednak kiedy patrzyłem na niego, nagle wątła ewentualność, że pasażerowie łodzi-widma dotarli do Włoch, po prostu zniknęła z mojego umysłu. Jeśli Msgna — samotny dzieciak z niewielkimi środkami — mógł znaleźć sposób, żeby to zrobić, jak prawdopodobne było to, że 243 osoby i ich dzieci dotarły do Włoch, a mimo to nikomu nie udało się skontaktować z rodziną?

Poszukujący azylu Nigeryjczyk obok swojego łóżka w CAS (Specjalny Ośrodek Mieszkalny) w Salemi we Włoszech.

Żyjemy w hiperpołączonym świecie i erytrejska diaspora, wszyscy uchodźcy uciekający do Europy, nie są wyjątkiem. Zrozumiałem, że w przypadku pasażerów łodzi-widma — nawet jeśli nie wszystkim udało się przeprawić przez morze — brak możliwości skontaktowania się z rodzinami, przy posiadaniu choć odrobiny wolności, to wersja po prostu niemożliwa.

Równie mało prawdopodobne było to, że — jak twierdził Ibrahim — Włosi aresztowali ich za przemyt narkotyków i trzymali ponad rok bez postawienia zarzutów. System sprawiedliwości może nie działać właściwie, ale koszty takiego przetrzymywania znacznie przewyższałyby korzyści, szczególnie że Erytrejczycy są w obszarze zainteresowania Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) i nie chcą zostawać we Włoszech. Władze wiedzą, że mogłyby po prostu uwolnić te szukające azylu osoby i pozwolić im stać się problemem kogoś innego.

Poszukujący azylu Pakistańczyk czyta Koran siedząc na swoim łóżku w CAS.

W tamtej chwili utwierdziłem się w przekonaniu, że poszukiwania łodzi-widma muszą skoncentrować się na innych, mroczniejszych i trudniejszych scenariuszach. Albo łódź zatonęła i przez jakiś błąd systemu nie ma wzmianki o tragedii, albo tajemniczy telefon z tunezyjskiego więzienia jest prawdziwym tropem — pasażerowie łodzi-widma są gdzie indziej, może w Tunezji albo w Libii, przetrzymywani na warunkach, o których nic nie wiemy.

Pierwszy scenariusz ma potencjał, żeby dać żyjącym w zawieszeniu rodzinom jakiś rodzaj zamknięcia, ale jest to ponura perspektywa. Drugi zawiera promyk nadziei, że niezależnie od tego, jak ciężkie było ostatnich 16 miesięcy, zaginieni ludzie nadal mogą żyć i kiedyś ponownie połączyć się z najbliższymi.

Tak czy tak, śledztwo będzie musiało na razie wkroczyć na mroczniejsze terytoria.

Możesz pomóc nam odkryć, co się wydarzyło.

Chcemy dowiedzieć się, co stało się z pasażerami Ghost Boat. I chcielibyśmy, żeby czytelnicy również wzięli udział w sprawdzaniu hipotez, analizowaniu danych i sugerowali kierunki, w których powinno toczyć się śledztwo.

Teraz musimy dowiedzieć się więcej o przemytnikach i wskazać ewentualne miejsca, do których łódź mogłaby dodryfować.

Tu dowiesz się, jak możesz coś zmienić.

Autorami oryginalnej, angielskiej wersji artykułu są Eric Reidy i Meron Estefanos, a jej redaktorem Bobbie Johnson. Fakty weryfikowała Rebecca Cohen, a ostatecznej redakcji artykułu dokonała Rachel Glickhouse. Dyrektorem artystycznym jest Noah Rabinowitz. Zdjęcia: Gianni Cipriano.

--

--