Sekretne groby masowe kryzysu migracyjnego

Natalia Ossowska
11 min readFeb 4, 2016

Ghost Boat 1 : 2 : 3 : 4 : 5 : 6 : 7 : 8 : 9

Część 3: Szukając 243 osób, które zniknęły podczas podróży przez Morze Śródziemne, odkryliśmy wstrząsające fakty na temat tego, co dzieje się z tymi, którzy zginęli na morzu.

Fanus jest młodą Erytrejką, która w październiku 2013 roku, wraz z 500 osobami na pokładzie, płynęła z Libii do Włoch. Upchnięta z setkami ludzi w kadłubie statku, spała, kiedy ów zaczął tonąć.

„Pamiętam, że obudziłam się w wodzie i nie wiedziałam, co się dzieje; próbowałam płynąć, ale nie mogłam. Zaczęłam przebierać nogami i rękami jak pies, ale im bardziej nimi przebierałam, tym bardziej czułam, że tonę”, powiedziała.

„Nie widziałam nikogo, kto by się poruszał; widziałam wiele unoszących się ciał, ale żadne się nie ruszało. I wtedy zauważyłam, że młody mężczyzna ściska mnie mocno za szyję. Zrozumiałam, że oboje toniemy i nie miałam wyboru — musiałam walczyć z nim, żeby mnie puścił. Obejrzałam się i już nigdzie nie mogłam go dostrzec”.

„Wszędzie, gdzie nie spojrzałam, widziałam ludzi martwych albo tonących na moich oczach. Niektórzy krzyczeli, inni modlili się, jeszcze inni wypowiadali głośno jak się nazywają, kim są ich rodziny i skąd w Erytrei pochodzą, mówili wiadomości do swoich bliskich. Wciąż słyszałam dźwięki; ten zgiełk krzyków i płaczu trwał i trwał. Widziałam matki, które unosiły wysoko swoje dzieci, aż już dłużej nie mogły ich utrzymać. Płakałam, patrząc na ciała ludzi, których znałam… Najstraszniejszą sceną, jaką z tego czasu pamiętam, są dryfujące ciała niemowląt, dzieci”.

„Zdezorientowana, zdesperowana, zaczęłam modlić się o cud. Hałas nagle zaczął ustawać, było coraz mniej i mniej głosów. Morze było cichsze, bardziej nieruchome. Nie mogłam nic zobaczyć i po raz pierwszy w życiu czułam się samotna. Myślałam, że byłam jedyną osobą, która została na morzu. Postanowiłam nie patrzeć na ciała; zrozumiałam, że cisza wynika z tego, że większość ludzi nie żyje”.

Fanus została uratowana przez włoską straż przybrzeżną. Była jedną z nieco ponad 150 osób, które przeżyły — ponad 350 innych pasażerów zginęło. Ten incydent stał się znany jako tragedia na Lampedusie — katastrofa tak duża i widoczna, że nagle wywołała polityczną wolę do uruchomienia na Morzu Śródziemnym zorganizowanych poszukiwań i operacji ratunkowych.

Ciała ofiar tragedii na Lampedusie zostały wyciągnięte, jak w przypadku większości katastrof, o którym słyszymy. Jednak nie każde zatonięcie łodzi może zostać opowiedziane przez tych, którzy — jak Fanus — przeżyli czy też przez grupy ratownicze, które dokumentują, co się stało. To oznacza, że zdarzają się również incydenty, z których nie ma raportów; są ciała — wyrzucone na plaże Morza Śródziemnego dowody historii, które nie zostały opowiedziane. Co się z nimi dzieje?

Salah Eddine Bchareg i jego załoga obserwują morze podczas wypływania z portu w Zarzis, Tunezja.

„Nie mogliby tak po prostu zniknąć”, powiedział mi Yafet, kiedy pierwszy raz z nim rozmawiałem. „Są ludźmi, unosiliby się na wodzie”.

Jego głos wypełniały emocje — mówił właśnie o tym, że łódź, na której miała znajdować się jego żona Segen i ich córeczka Abigail, mogła zatonąć na Morzu Śródziemnym. Czy wszyscy pasażerowie na pokładzie — co najmniej 243 osoby — naprawdę mogły utonąć, nie zostawiając żadnego śladu, żadnego dowodu, który zdradziłby ich rodzinom, co się stało?

„Ciężko pogodzić się z czymś takim”, powiedział.

„W tym samym tygodniu, w którym wyruszyli, na morzu były dwa wypadki, ale ludzie, którzy zostali w nich poszkodowani, są znani. Niektórzy przeżyli, inni utonęli. Była jeszcze jedna łódź, z której nikt nie przeżył, ale ciała unosiły się na wodzie, więc ich rodziny o tym wiedzą. Jeśli mówimy, że ci ludzie [z łodzi-widmo] zniknęli, to gdyby oni również utonęli, nie mogliby tak po prostu zniknąć”.

Ma rację. Łodzie na morzu Śródziemnym toną, a ich pasażerowie razem z nimi. Odkąd w połowie lat 90. nieudokumentowane migracje przez Morze Śródziemne pierwszy raz urosły do rangi kryzysu, na morzu zginęło ponad 20 000 ludzi.

Mimo akcji poszukiwawczo-ratowniczych, takich jak operacja Mare Nostrum, podjęta przez włoską marynarkę po tragedii na Lampedusie, albo jej następca, operacja Tryton, na morzu nadal giną tysiące ludzi.

W 2014 roku, tym samym, w którym zaginęła łódź-widmo, około 3000 osób utonęło w wodach między Północną Afryką a Europą. W tym roku [2015], liczba ta przekroczyła już 3000.

Jednak te wszystkie tragedie zwykle coś po sobie zostawiają — nawet jeśli nikt nie przeżył, są ciała, fragmenty statku, raporty, świadkowie. Na przykład w sierpniu 2015 roku łódź rybacka, którą płynęło około czterysta osób, przewróciła się kilometr od wybrzeży Libii. Przez kilka następnych dni Morze wyrzuciło na brzeg ciała około dwustu osób, włącznie z czterdziestoma uwięzionymi w kadłubie statku.

Identyfikacja ciał z rozbitych statków to ogromne wyzwanie. Uchodźcy podróżują zazwyczaj bez jakichkolwiek dokumentów, a zwłoki są często zdeformowane z powodu czasu spędzonego w morzu. Jeżeli jednak są ciała i ślady, czy byłoby możliwe sprawdzenie ich ze śladami biologicznymi pasażerów z łodzi-widma? Czy to pomogłoby nam dowiedzieć się, co się wydarzyło?

O d dwóch dekad rybacy z portu Zarzis w południowej Tunezji, około 80 km od granicy z Libią, obserwują poruszanie się ludzi na tym obszarze morza. Dla tych, którzy pracują na tych wodach, płynące w pewnej odległości łodzie wypchane uchodźcami — a czasem jest to do 1000 ludzi w ciągu kilku dni — są regularnym zjawiskiem.

Zdarza się, że rybacy natrafiają na łódź, która jest w niebezpieczeństwie. W takich przypadkach informują tunezyjskie lub włoskie władze i asystują przy akcji ratowniczej, kiedy tylko mogą.

Czasem jednak rybacy nie znajdują łodzi — wiedzą, kiedy dryfujące ciało jest w pobliżu, ponieważ zapach śmierci unosi się nad wodą.

Houcine Mlich, rybak z portu Zarzis, Tunezja.

„Zwłoki można wyczuć z odległości 900 czy 800 metrów”, powiedział mi Salaheddine Bchareg, okrągły, spalony słońcem kapitan z siwiejącym kilkudniowym zarostem, kiedy z grupą rybaków siedzieliśmy w pozbawionej wystroju kawiarni w porcie w Zarzis.

W przeszłości — przed Lampedusą, przed obecną falą migrantów i uchodźców — nie było akcji poszukiwawczo-ratunkowych. Ginęło mniej ludzi, ale w morzu dryfowało więcej ciał, ponieważ nikt nimi nie zajmował.

„Okres do [2003] był rzeczywiście szczytowy jeśli chodzi o ciała unoszące się na wodzie. Liczba zwłok, które widzieliśmy i czuliśmy, to było straszne… Nie potrafię opisać tego zapachu. Nigdy nie czułem czegoś tak odpychającego”, powiedział Bchareg.

Salah Eddine Bchareg, prezes Związku Rybaków Zarzis.

W pewnym momencie rybacy przestali pracować na obszarze morza, na którym było największe zagęszczenie zwłok. Kiedy w 2013 roku rozpoczęły się operacje poszukiwawczo-ratunkowe, sytuacja uległa poprawie. Im bliższej wybrzeży Libii prowadzone są te akcje, tym mniej jest ciał.

Jednak nadal są, unoszą się na wodzie; ciała opuchnięte, odbarwione, ze zgniłymi palcami, rękami, czasem nawet bez głów. Wyrzucane przez morze na brzeg w Tunezji i Libii jedno po drugim lub w grupach; albo dryfujące na otwartym morzu, gdzie natrafiają na nie rybacy.

W Tunezji miejscami, w których najczęściej pojawiają się ciała, są plaże na północy i południu Zarzisu. Między czerwcem a wczesnym lipcem 2015 roku ponad 70 ciał zostało wydobytych z wody lub znalezionych na brzegu. Sytuacja wygląda tak od lat.

Może niektóre ciała, jakie dopłynęły do Tunezji w 2014 roku, mogłyby stanowić wskazówkę, co stało się z łodzią-widmem i jej pasażerami. Udałem się do Zarzis, żeby to sprawdzić.

Fouad Gamoudi, koordynator projektów Lekarzy bez Granic, zorganizował treningowy program poszukiwawczo-ratowniczy dla rybaków z Zarzis.

Z Fouadem Gammoudim, szefem tunezyjskiej i libijskiej misji Lekarzy bez Granic (Médecins Sans Frontières) spotkałem się jeszcze w wieczór swojego przyjazdu. MSF prowadzą program dla rybaków, straży przybrzeżnej i innych, w którym uczą ich, jak prowadzić misje ratunkowe i w nich pomagać, a także jak postępować z ciałami.

Siedząc przy stole, na patio w bazie MSF, Gammoudi włączył nagrania na swoim laptopie. Na jednym z nich widać kilka ciał, leżących na plaży. Twarze tych, na których skóra zgniła, są już tylko szkieletami. Kolejna scena. Pracownicy służby cywilnej rozwijają sflaczałą, gumową łódź typu Zodiac, którą morze wyrzuciło na brzeg. W środku, obok torby z rzeczami osobistymi, leży na napuchniętym brzuchu ciało.

Na innym nagraniu statek tunezyjskiej straży przybrzeżnej wpływa do doków z nadętym, rozkładającym się ciałem, przywiązanym do platformy kąpielowej z tyłu łodzi. Kolor skóry jest tak zniekształcony, że nie można powiedzieć, czy osoba była czarna, brązowa czy biała. Spodnie dresowe na ciele są jednak nadal elektryzująco niebieskie i biały napis wzdłuż nogawki jest czytelny.

„Coś tak małego jak napis na spodniach, jakakolwiek wskazówka, czy to mężczyzna czy kobieta, może czasem zidentyfikować daną osobę”, powiedział Gammoudi, wskazując na ekran. Zdjęcie zębów czy torby z rzeczami osobistymi również może dostarczyć kluczowych informacji.

Czy władze w Zarzis — lub gdziekolwiek w Tunezji bądź Libii — prowadzą dokumentację wyłowionych z morza ciał, która mogłaby pomóc je zidentyfikować?

„W 2014 roku nie było nic, naprawdę nic na temat identyfikacji czy jakiegokolwiek postępowania z ciałami”, mówi Gammoudi.

Więc co stało się z setkami ciał, które morze wyrzuciło na brzeg w Zarzis?

„Zgodnie z prawem ciało należy umieścić w karetce, ale władze nie dają na to zezwolenia, a ludzie nie chcą, żeby karetki były używane do czegoś takiego”, powiedział mi Mohammed Trabelsi, wolontariusz w komitecie ds zrządzania ciałami tunezyjskiego Czerwonego Półksiężyca.

Władze państwowe nie są zainteresowane wzięciem na siebie odpowiedzialności za zajmowanie się ciałami, więc zadanie to spada na władze lokalne.

Całą operację przenika poczucie strachu i obrzydzenia. Ludzie nie chcą, żeby te ciała były trzymane w tej samej kostnicy co zwłoki ich bliskich, a jeśli nawet zgodziliby się na to, kostnica w Zarzis może pomieścić tylko sześć ciał. Morze wyrzuca na brzeg czasem nawet 30 ciał na raz.

Kostnica w Szpitalu Głównym w Zarzis może pomieścić sześć ciał. Ciała, które morze wyrzuca na brzeg, są zazwyczaj zabierane bezpośrednio do grobów masowych na peryferiach miasta.

Jeśli ciała zostają przywiezione do szpitala, ich odór i strach przed epidemią budzą w lokalnych mieszkańcach gniew. Nie życzą sobie, żeby były grzebane na miejskim cmentarzu.

Z powodu braku dostępu do karetki, miejsca do przechowywania czy cmentarza, ciała porzucane są w miejskich śmieciarkach i wywożone bezpośrednio na działkę nieużytków, około 8 km poza Zarzis, wyznaczoną przez miejscowe władze jako miejsce pochówku.

„Ciała grzebane są w stosach. Po prostu kopią i wrzucają je do ziemi”, mówi Trabelsi.

Zgodnie z przepisami, kiedy zostaje znalezione ciało, do biura prokuratora generalnego powinien zostać złożony raport. Jednak jeden z badających ciała lekarzy powiedział mi, że tylko trzy informacje uznawane są za istotne — przyczyna śmierci, jej czas i czy na ciele znajdują się ślady przemocy. Badanie odbywa się albo w miejscu, w którym ciało zostaje znalezione, albo w drodze do miejsca pochówku. Nikt nie robi zdjęć i nie są odnotowywane żadne informacje na temat wyglądu fizycznego, które mogłyby pomóc w późniejszym zidentyfikowaniu ciała.

Miejsce pochówku za Zarzis to jałowy, zakurzony skrawek ziemi, zaśmiecony i otoczony niskim wałem ziemi. Przy wejściu stoją dwa kamienne filary. Nie ma żadnych znaków— nagrobków czy innych oznaczeń grobów — które wskazywałyby, że w tym miejscu grzebani są zmarli.

Kolejny skrawek ziemi, na którym znajdują się masowe groby, leży nieco dalej. Był używany do 2011 roku, kiedy to słona woda zaczęła podchodzić suchą ziemię, sprawiając, że grzebanie tu ciał nie było dłużej możliwe. „Są tu pochowane setki ludzi”, powiedział mi Shemseddine Marzouk, inny wolontariusz tunezyjskiego Czerwonego Półksiężyca, który przyprowadził nas na cmentarz.

W nowszym miejscu pochówku Marzouk wskazał świeże ślady traktora w ziemi — bezgłowe ciało, które zostało wyrzucone na brzeg mniej niż tydzień temu, zostało pochowane w tym miejscu.

Kontynuował, wskazując niewyróżniające się niczym grzędy i kopce ziemi. W jednym miejscu, powiedział, pochowanych jest 14 osób. W kolejnym — dwie czy może cztery. Płytkie zagłębienia w miejscach, gdzie ziemia zapadła się lekko wokół ciał, to jedyny znak, który wyróżnia groby.

Tunezyjski Czerwony Półksiężyc, przy wsparciu Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, pracuje nad planami zmiany tego systemu. Chcą budować indywidualne groby, kupić sprzęt do właściwego zajmowania się i badania ciał, a także prowadzić rejestr informacji niezbędnych do identyfikacji. Jednak żadne z tych działań nie było podejmowane, kiedy zniknęła łódź-widmo i żadne z nich nie jest podejmowane teraz.

Trabelsi jest sceptyczny wobec planów wprowadzenia lepszego systemu w niedalekiej przyszłości, ponieważ nie ma takiej woli ze strony władz. Ta sytuacja jest dla niego frustrująca.

„Te ciała to są dla mnie ludzie, którzy też mają prawa człowieka. Powinni być traktowani z szacunkiem. Ostatecznie nigdy nie wiemy, jak nasze życia mogą się w pewnym momencie potoczyć i sami możemy stać się tymi ludźmi”.

Stąpając po tej niewyróżniającej się niczym ziemi, wyobrażałem sobie ciała, pochowane w stosach pod moimi stopami. Te ciała miały tożsamość — były ludźmi. Ci ludzie mieli rodziny, przyjaciół, bliskich, może dzieci, którzy — jak rodziny pasażerów łodzi-widma — znajdują się w otchłani, zawieszeni przez nawracające pytania.

Jeśli łódź-widmo zatonęła, może jeden lub więcej pasażerów zostało pochowanych tutaj, w tym odludnym miejscu — albo na innym cmentarzu uchodźców, jak te wzdłuż tunezyjskiego i libijskiego wybrzeża.

Kiedy wcześniej rozmawiałem z rybakami w porcie, jeden z nich powiedział mi: „Ciała, które teraz znajdujemy od czasu od czasu, mogą być ciałami ludzi, których szukasz. Prawdopodobnie mogą być. Te ciała — to oczywiste — znajdowały się przez od jakiegoś czasu w wodzie”.

Biorąc pod uwagę rozległość obszaru morza między Libią, Tunezją a Włochami i liczbę ludzi, którzy pokonują tę trasę — i umierają — wygląda to na odległą możliwość. Jednak bez żadnych dokumentów albo informacji kryminalistycznych, czy kiedykolwiek możliwe byłoby sprawdzenie tego? Jak może istnieć jakakolwiek nadzieja na zamknięcie tej historii?

W Libii sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Na brzeg wypływa tam dużo więcej ciał niż w Tunezji. Konflikt zbrojny i rozpad głównych władz politycznych sprawia, że dokumentowanie liczby ciał, śladów kryminalistycznych i grzebanie zwłok według jakiegokolwiek systemu jest jeszcze trudniejsze. W 2013 i 2014 w całym kraju była tylko jedna osoba, zajmująca się badaniem ciał osób, które utonęły w morzu — i był to weterynarz, powiedział mi Gammoudi z Lekarzy bez Granic. W tym roku nie zajmuje się tym nikt.

We Włoszech operacja Mare Nostrum nie jest już kontynuowana. Jej następca, Tryton, ma bardziej ograniczony zakres, jednak podejmowane są wysiłki, aby zbierać ślady biologiczne. Laboratorium Uniwersytetu w Mediolanie buduje bazę danych DNA i innych dowodów z wypadków na Morzu Śródziemnym w celu śledzenia i identyfikacji zaginionych osób. Jednak wszystko posuwa się naprzód powoli — muszą jeszcze oficjalnie zidentyfikować prawie 200 osób z tych, które zginęły w katastrofie statku w okolicach Lampedusy dwa lata temu.

Zastanawiając się nad tą sytuacją, znów zacząłem myśleć o Segen i Abigail. Zdjęcie, które przysłał mi Yafet, wyświetliło się w mojej głowie. Jego dwie córki siedziały w małej wanience. Shalom, starsza, myła Abi spienioną gąbką. Oczy Abi były utkwione w obiektyw. Uśmiech, odkrywający małe, białe ząbki, rozciągał się na jej twarzy. Słowa Yafeta odbijały się echem w mojej głowie: „Nie mogliby tak po prostu zniknąć. Są ludźmi, unosiliby się na wodzie”.

Biorąc pod uwagę brak śladów kryminalistycznych, w jakim teraz możemy pójść kierunku w poszukiwaniu dowodów na to, co stało się z łodzią-widmo? Czy ta mała, szczęśliwa dziewczynka ze zdjęcia nadal żyje?

Potrzebujemy Twojej pomocy, żeby się dowiedzieć.

To, że nie wiemy, co się wydarzyło lub gdzie dzisiaj znajdują się pasażerowie Ghost Boat, jest frustrujące. Sprawdzamy więc wszystkie dowody, żeby spróbować znaleźć odpowiedzi — i prosimy Cię o wzięcie w tym udziału.

Teraz sprawdzamy ruchy łodzi w tym regionie i szukamy informacji o miejscu wypłynięcia łodzi, próbując zawęzić możliwe obszary poszukiwań.

Możesz coś zrobić już teraz.

Autorem oryginalnej, angielskiej wersji artykułu są Eric Reidy i Meron Estefanos, a jej redaktorem Bobbie Johnson. Fakty weryfikowała Rebecca Cohen, a ostatecznej redakcji artykułu dokonała Rachel Glickhouse. Dyrektorem artystycznym jest Noah Rabinowitz. Zdjęcia i materiały wideo: Gianni Cipriano. Kinografiki animował Sam Cannon.

--

--